Liverpool jest największy!
Liverpool! Liverpool znów jest wielki. Podopieczni Jurgena Kloppa udowodnili wyższość nad swoim ligowym rywalem i dzięki bramkom Mohameda Salaha oraz Divocka Origiego zdobyli upragniony tytuł. BRAWO!
Taki dzień zdarza się tylko raz w roku, a na takie wydarzenie trzeba wyjść wszystkim co ma się najlepszego w swoich szeregach. Trenerzy obu drużyn nie zamierzali tego dnia przeprowadzać jakichkolwiek testów i od pierwszej minuty wystawili swoje super gwiazdy. W zespole "The Reds" mogliśmy oglądać najlepsze trio pod chmurką, złożone z Mohameda Salaha, Sadio Mane oraz Roberto Firmino. Po drugiej stronie barykady wystąpił natomiast Harry Kane, który do gry wrócił po dwu miesięcznej przerwie.
Emocje zapowiadały się na najwyższym poziomie i muszę stwierdzić, że rzeczywiście takie były. Na pierwsze zagrożenie podbramkowe nie musieliśmy czekać długo. Wystarczyło lekko ponad 60 sekund, aby na trybunach było można usłyszeć ogromną wrzawę. W drugiej minucie spotkania dogranie w pole karne Sadio Mane zatrzymał Moussa Sissoko. Faktycznie, zatrzymał, tyle że ręką, za co z miejsca został podyktowany rzut karny. Do tego poszedł Mohamed Salah, który mocnym strzałem w środek bramki pokonał Hugo Llorisa.
Nie ma co gadać. Nienaturalne ułożenie ręki, jedenastka. A to, że Sissoko coś tam komuś pokazywał, to kogo to obchodzi?
— Kuba Seweryn (@KubaSeweryn) June 1, 2019
Choć początek był bardzo emocjonujący i na otwarcie wyniku nie było trzeba długo, to im dalej tym tylko gorzej i wolniej. Oba zespoły nie miały pomysłu na wyprowadzanie akcji, a większość ich zagrań kończyła się długimi wybiciami do przodu. To nie mogło przypaść do gustu i zapewniam was, że nie przypadło.
Wręcz przeciwnie było w drugiej odsłonie. W tej gra toczyła się od pola karnego do pola karnego, a świetne okazję na zdobycie goli miały obie drużyny. Swoich szans próbowali Son oraz Harry Kane, w Liverpoolu natomiast Sadio Mane oraz Mohamed Salah. Bramki stały jednak, jak zaczarowane i trudno było o jakiekolwiek trafienia.
Eriksen, Son, Kane słabo. Liverpool ma gola po karnym na początku, a później też nic nie pokazali. Czekam na lepszą grę po przerwie. #TOTLIV #UCLFinal
— Filip Strączyński (@FifiStraczynski) June 1, 2019
Ostatecznie doczekaliśmy tylko jednego, ale za to bardzo ważnego. Gola ustalającego wynik spotkania zdobył Divock Origi, a Liga Mistrzów znów powróciła na Anfield i choć finał nie był okraszony wieloma bramkami, to działo się naprawdę wiele. A takie zakończenia lubimy najbardziej.
Jak to się zmienia. Chwilę wcześniej mogło być 1:1 i Alisson ratuje Liverpool. Mija minuta, może dwie i gol dla The Reds. #UCLFinal
— Wojciech Anyszek (@WojciechAnyszek) June 1, 2019