Klasyk dla Canarinhos
W cieniu Ligi Narodów, odbył się Klasyk Ameryki Południowej. Był to zwykły mecz towarzyski, ale ładunek emocjonalny, jaki towarzyszy meczom Brazylii z Argentyną pozwalał wierzyć w dobry spektakl. Nie zawiedliśmy się. Canarinhos wygrali ten mecz 1:0 po golu Mirandy. Wyróżniającą się postacią był jednak ktoś inny.
Składy:
Brazylia: Alisson – Danilo (53' Fabinho), Marquinhos, Miranda, Filipe Luis – Arthur, Casemiro, Coutinho – G. Jesus (65’ Richarlison), R. Firmino, Neymar
Argentyna: Romero – Saravia, Otamendi, Pezzella, Tagliafico (82' Acuna) - Lo Celso (73' Salvio), Battaglia, Paredes – Dybala (58' L. Martinez), Icardi (88' Simeone), Correa (67' R. Pereyra)
Oba zespoły zagrały poniżej oczekiwań podczas niedawnych mistrzostw świata, ale przeszłość nie miała znaczenia. Liczyło się tylko to, co działo się na stadionie King Abdullah Sports City w Arabii Saudyjskiej. A działo się dużo! Canarinhos od samego początku chcieli udokumentować swoją przewagę. Atakom drużyny trenera Tite przewodził Neymar. Dla zawodnika PSG był to jednak niezwykle trudny wieczór. Skrzydłowy miał uprzykrzone życie dzięki fenomenalnej postawie jednego piłkarza - Renzo Saravii. Dla 25-latka był to dopiero drugi występ w reprezentacji Albicelestes (zadebiutował niespełna miesiąc temu), ale wyglądał jak stary wyjadacz. Na co dzień reprezentuje barwy Racingu Club de Avellaneda, ale na podstawie tylko tego spotkania, można zaryzykować tezę - zapamiętajcie tego chłopaka, on lada moment trafi do Europy! Umiał czytać grę, przewidzieć ruchy rywala, imponował wydolnością. Dobra, koniec tego! Miała być relacja z meczu, a powoli wygląda to na laurkę w kierunku konkretnej osoby.
Akcje ofensywne były przeprowadzane w bardzo szybkim tempie, piłka krążyła od jednego pola karnego do drugiego pola karnego. Jedyne chwile wytchnienia to przerwy na uzupełnianie płynów, które były zarządzane przez sędziego Felixa Brycha. Warto zaznaczyć, że Niemiec świetnie sędziował ten spektakl. Brakowało tylko jednego - goli. Oba zespoły bardzo rzadko decydowały się na strzały z dystansu. A można tego żałować, że najbliżej strzelenia gola byli Brazylijczycy, po tym jak Arthur podjął odważną decyzję, by uderzył z pierwszej piłki, zza pola karnego. Optyczną przewagę osiągali gracze w żółtych koszulkach, ale brakowało konkretów. Dodatkowo, kapitan Brazylii zbyt często grał egoistycznie i nie potrafił dostrzec swoich partnerów. Przez to ani Gabriel Jesus (ustawienie gracza Manchesteru City na skrzydle to był jakiś żart), ani Roberto Firmino nie mogą zaliczyć tego wieczora do zbyt udanych. Gdy wszystkim wydawało się, że spotkanie zakończy się bezbramkowym remisem, nadeszła 93'. Brazylia miała rzut rożny, do piłki podszedł Neymar. Świetne dośrodkowanie dotarło do Mirandy i to dzięki bramce stopera Interu, podopieczni Tite ostatecznie mogli cieszyć się z gola. A Argentyna? Czy to z Messim, czy bez niego - nadal są w trakcie przebudowy. Jest potencjał ludzki (Icardi, Lautaro Martinez, Simeone), ale potrzeba czasu i cierpliwości.