Czy angielska piłka w końcu odzyska godność? Czas wracać na właściwe tory
Interesując się futbolem od ponad półtorej dekady byłem naocznym świadkiem przemian których w ostatnich latach w piłce było multum. Masa zmian w systemie gry, kwoty które zamiast w dziesiątkach, zaczęto liczyć się w setkach milionów, pojawienie się wielkiej Barcelony, Calciopoli i podupadanie Serie A, które ostatnio wraca na salony. Najwięcej jednak działo się w Anglii. I właśnie przemyśleniami o przewrotach i absurdach Premier League chciałbym się z Wami podzielić.
Dawno dawno temu, kiedy trenerem Arsenalu był jeszcze Arsene Wenger, a nie, tak mogłoby się zacząć gdyby tych absurdów było o jeden mniej, to może zaczniemy inaczej. Dawno dawno temu, kiedy o Jose Mourinho słyszał mało kto, na angielskim podwórku panowało dwóch gigantów. Arsenal i Manchester United przekazywały sobie tytuł na przemian, trzy kroki za nimi niemal zawsze był Liverpool, a top 4 domykały różne kluby, w zależności od dyspozycji, Newcastle, Leeds czy pukająca do drzwi potęgi Chelsea.
Każdy w Europie wiedział wtedy kogo należy się obawiać bardziej a kogo mniej, jednak w pewnym momencie wszystko zaczęło się zmieniać. W roku 2004 Arsenal doszedł do czegoś, co w tym momencie wydaje się niemożliwe nie tylko w kontekście the Gunners, ale również dla angielskiej drużyny. Legendarna niepokonana drużyna wydawała się być tworem idealnym, tworem który trudno będzie w kolejnych latach zatrzymać. Zdechło, skończyło się, było i ni ma. Na szczyt nie wrócili do tej pory, a Wenger nadal pozostaje na swoim ciepłym stanowisku(absurd numer 1).
A czemu się skończyło? Ciężko teraz stwierdzić na ile przez zbudowanie potężnej Chelsea przez Abramowicza i ówczesny geniusz przybyłego na Stamford Bridge Jose Mourinho, a na ile przez cokolwiek innego. Wtedy jednak, dzięki dotarciu na sam szczyt kolejnej drużyny, Premier League stało się widowiskowe jak nigdy wcześniej, mało tego, dokładnie w tym samym roku Liverpool wygrał Champions League, i również nabrał ochoty na więcej. Już wtedy robiło to ogromne wrażenie. Wtedy też zaczął się czas kiedy kluby z Premier League przypuściły szturm na całą piłkarską Europę, od 2005 do 2012 tylko raz nie było angielskiej drużyny w Finale Ligi Mistrzów, ostatnią z nich była Chelsea, której wreszcie udało się wygrać, choć moim zdaniem był to jeden z najsłabszych triumfatorów w całej historii tych rozgrywek(absurd numer dwa, choć mniejszy niż reszta). Pech chciał, że ten znakomity czas piłki angielskiej nałożył się z jeszcze lepszym okresem Barcelony, chciałoby się powiedzieć że jeszcze większej od całej Premier League(i to był absurd numer 3).
W międzyczasie masa przemian dokonała się w innych klubach, w czubie coraz częściej pojawiał się Tottenham, swoje przebłyski miał Everton, a w Manchesterze Pan Mansour bin Zayed Al Nahyan zbudował nie tylko stadion, ale też solidną ekipę która w 2012 roku wydarła w ostatnich sekundach mistrzostwo swoim rywalom zza miedzy. Teraz klubów z czołówki było więcej niż palców u jednej ręki, albo nogi, bo przecież o piłce nożnej tu rozmawiamy. Angielskie drużyny tworząc od wtedy najbardziej widowiskową batalię, zapędzają jedna drugą w kozi róg, przez co nie potrafią poradzić sobie w Europie, a pieniądze z praw Telewizyjnych sprawiły że zapędzanie to ma miejsce w złotej klatce w której każdemu jak dotąd chyba się podobało. Niemal co roku dochodziło do sytuacji gdzie jakaś drużyna odpadała z Ligi Mistrzów, żeby skupić się na lidze, żeby w przyszłym sezonie grać w Lidze Mistrzów, paranoja. To błędne koło kręci się tak od 2013(absurd numer 4).
Absurdem numer 5 niech będzie po prostu Leicester, albo cały ten pokręcony sezon 2015/2016. Po pierwsze primo, ligę w której gra co najmniej sześciu finansowych gigantów w skali europejskiej, wygrywa drużyna przypadkowa, która sezon wcześniej ledwo się utrzymała, a obrońca tytułu kończy w połowie tabeli. Tamten sezon pokazał wybitnie, że w Prem dzieje się dobrze pod niemal każdym względem, ale nie jakościowym.
I tutaj stała się rzecz najmniej absurdalna(chyba że rzeczy nieabsurdalne stały się już absurdem po tym wszystkim, wtedy jest to absurd numer 6) i najlepsza z możliwych dla tej ligi. Wielkie nazwiska na ławkach trenerskich na czele z niejednokrotnym pogromcą Manchesteru United Pepem Guardiolą, wszyscy gotowi rywalizować o każde trofeum i każde zwycięstwo, bez odpuszczania sobie gry w Europie i reszta stawki która absolutnie nie chce odstawać od czuba tabeli. W tym sezonie mamy aż pięć drużyn w 1/8 Ligi Mistrzów, i nie chce mi się wierzyć w to, że którakolwiek będzie odpuszczać. Szansa na odzyskanie dobrego imienia na kontynencie jest ogromna, pytanie tylko, czy któraś z ekip w końcu ją wykorzysta, kończąc tym samym wspólne podśmiechujki fanów La Liga? Pierwsze dwa kroki angielskie kluby mają do wykonania już dziś, ale do zawojowania Europy nadal daleka droga.