Veni, vidi, vici. VAR ratuje Barcelonę
W sobotni wieczór piłkarze FC Barcelony pokonali na wyjeździe Real Valladolid 1:0 w ramach 2. kolejki rozgrywek La Liga. Podopieczni Ernesto Valverde postawili drugi mały spośród 38. kroczków do obrony mistrzostwa Hiszpanii. Po raz kolejny w barwach Blaugrany błysnął Ousmane Dembele – autor zwycięskiej bramki.
Wczorajsze mecze drugiej kolejki sezonu 2018/2019 w La Liga upłynęły pod znakiem wymęczonych zwycięstw faworytów. W drugim meczu sobotniego zestawu spotkań, za sprawą Antoine Griezmanna, Atletico Madryt w wielkich bólach pokonało Rayo Vallecano 1:0. Zaś w ostatnim sobotnim spotkaniu, FC Barcelona po bardzo słabym meczu, pokonała na wyjeździe Real Valladolid, dzięki czemu wskoczyła na tymczasowy fotel lidera rozgrywek.
Spotkanie Blaugrany z Valladolid, momentami przypominało mecz żywcem wyjęty z naszej, rodzimej Ekstraklasy. Tempo spotkania było bardzo statyczne, murawa na Estadio Jose Zorrilla była w tak koszmarnym stanie, że gdyby piłkarzem FC Barcelony dalej był Xavi Hernandez to podejrzewam, że rozłożyłby na środku murawy namiot i rozpocząłby on strajk głodowy. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że o wiele ciekawszym spotkaniem niż to Barcelony, był mecz Wisły Kraków z Górnikiem Zabrze. Czaicie to? Przyjemniej oglądało się mecz pogrążonej w długach Wisły Kraków, niż potężnej i naszpikowanej gwiazdami FC Barcelony. Może dlatego, że Wiśle się po prostu chce grać w piłkę w ładny dla oka sposób... Ale skupmy się już na meczu.
O pierwszej połowie można powiedzieć tylko tyle, że się odbyła. Jednak druga połowa była już o wiele lepsza i ciekawsza. Od początku, do poziomu murawy, dostosowali się podopieczni Ernesto Valverde, którzy grali bardzo wolno, schematycznie i przewidywalnie – co skrupulatnie wykorzystywali podopieczni Sergio Gonzaleza w drugiej połowie spotkania, tworząc sobie multum groźnych, podbramkowych okazji. Gospodarze grali ambitnie z pomysłem i co rusz zagrażali bramce strzeżonej przez ter Stegena. Niestety nie ustrzegli się też błędów, co brutalnie wykorzystała Barcelona. Grający bardzo słaby mecz Luis Suarez, dośrodkował piłkę w pole karne, gdzie cudem dosięgnął ją Sergi Roberto, oddając futbolówkę głową do lepiej ustawionego Demebele, który bez problemu pokonał Jordiego Masipa. Takie drużyny jak Barcelona, po strzeleniu bramki zwykle rzucają się do gardła swoim rywalom, aby jak najszybciej zamknąć mecz.. Tak się jednak nie stało, Messi i spółka grali bez chęci do strzelenia drugiej bramki, co mogło się zemścić w doliczonym czasie gry. Chwila zawahania w defensywie, dośrodkowanie z lewej strony Calero, a główą piłkę do siatki skierował Keko. Na Estadio Jose Zorrilla wybuchła euforia, którą szybko zdusił systemu VAR z Mateu Lahozem na czele. Szybka analiza i mamy komunikat zwrotny: SPALONY. Chwilę po tej decyzji, sędzia Bengoetxea zakończył mecz. Barcelonie w tej sytuacji się upiekło, bo gospodarze zasługiwali co najmniej na remis. W szeregach Barcelony było mnóstwo niedokładności i złych zagrań. Oczywiście kluczowi zawodnicy dopiero wchodzą na pełne obroty w cyklu treningowym i można tym tłumaczyć obecny styl podopiecznych Ernesto Valverde. Jednak o zwycięstwie Barcelony zdecydowały po raz kolejny indywidualne umiejętności poszczególnych piłkarzy i spory łut szczęścia. To zabawne, ale lata mijają, trenerzy się zmieniają, piłkarze również, ale i tak zawsze grę Barcelony ciągnie Lionel Messi. Oprócz niego warto wyróżnić też ter Stegena, Coutinho i Dembele. Ten ostatnio z meczu na mecz wygląda co raz lepiej. Pojawił się luz, większa swoboda co przekłada się na jego postawę na boisku. Do poprawy jednak pozostaje mizerna skuteczność Ousmana. Barcelona otwiera sezon z 6 punktami, co na pewno cieszy. Do poprawy niewątpliwie pozostał styl, bo na mocniejszych rywali może to nie wystarczyć.
Trzeba również pochwalić piłkarzy Realu za ambitną postawę. Pokazali kilka wspaniałych akcji, ale brakło im szczęścia pod bramką ter Stegena. Zorilla może okazać się naprawdę ciężkim terenem dla faworytów, ba - samą murawą piłkarze Valladolid mogą wydrzeć kilka oczek w tym sezonie.
Jednak bezkonkurencyjnym wylewem tego meczu, bez wątpienia - była płyta główna Estadio Jose Zorrilla. Nie wiem kto dopuścił takie kartoflisko do spotkania na takim poziomie, ale powinno się pomyśleć o braku premii dla osoby za to odpowiedzialnej. Nawet w naszej Ekstraklasie nie mamy do czynienia z takimi beznadziejnymi murawami. Zamiast skupiać się na rozgrywaniu spotkań w USA, zarząd La Ligi powinien pilnować takich elementarnych kwestii. Miejmy nadzieję, że to był pierwszy i ostatni mecz La Liga na takiej murawie. Cytując klasyka: Skandaloza!