Schalke dostało kolejne bęcki
Schalke przegrało po raz dziewiąty w tym sezonie. Tym razem ich egzekutorem był Bayer Leverkusen, który pokonał gospodarzy na Veltins-Arenie 2:1. Nad grą "Niebieskich" można się tylko użalać, bo od początku sezonu grają bardzo mierny futbol i jak to tej pory nie uległo to zmianie.
Składy:
- Schalke: Fährmann - D. Caligiuri, S. Sané, Nastasic, Oczipka - Stambouli, Bentaleb (54' Serdar) - Schöpf (71' Konoplyanka), Harit - McKennie, Wright (54' Skrzybski)
- Bayer: Hradecky - Weiser, Tah, Dragovic (60' Jedvaj), Wendell - Kohr, Baumgartlinger - Bellarabi (89' S. Bender), Havertz, Bailey - Alario (70' Volland)
Gospodarze lekko zdominowali pierwsze 20 minut gry, jednak pierwsi do głosu doszli piłkarze Bayeru. W 22. minucie Wendell oddał pierwszy celny strzał na bramkę, jednak dobrą interwencją popisał się Ralf Fährmann. Druga część pierwszej połowy była pod dyktando gości o czym świadczą dwa gole zdobyte przez podopiecznych Heiko Herrlicha. Pierwszą z nich zdobył Alexandar Dragović w 26. minucie meczu, ale umówmy się, nie była ona najwyższych lotów. Leon Bailey uderzył sprzed pola karnego, jednak piłka odbiła się od słupka, a Austriak jedynie wykorzystał sytuację i pokonał bramkarza Schalke.
To trafienie dodało siły "Aptekarzom", czego rezultatem była druga bramka strzelona w 35. minucie spotkania. Ten gol naprawdę należy do ładnych. Argentyńczyk przyjął piłkę zagrywaną przez Wendella, obrócił się z nią mając za plecami obrońcę Schalke i strzelił. Jednakże Fährmann powinien to uderzenie obronić z palcem w dupie, bo nie należało ono do najsilniejszych i leciało w sam środek bramki. Piłka przeleciała pod jego ręką i zabrakło mu paru centymetrów, aby sparować ją na rzut rożny. Szkoda.
Ostatnią bramkę w tym meczu zdołali strzelić piłkarze z Veltins-Areny, jednak nie padła ona z akcji, a ze stałego fragmentu gry (nuda). Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Weston McKennie uderzył piłkę, ale do bramki wpakował ją Haji Wright, dla którego był to dziewiczy, pierwszy raz w Bundeslidze. American goal można by rzec. To trafienie zatarło nieco słabą połowę w wykonaniu Schalke i dodało im otuchy przed drugą częścią spotkania, a w niej działo się... no, nie działo się zbyt wiele.
Warto wspomnieć, że środki pola w obu ekipach są niskich lotów, a w szczególności u "Niebieskich". Druga część spotkania to był istny harmider i przepychanka w wykonaniu obu zespołów. Schalke niby zdominowało grę, jednak nie było w stanie przedrzeć się przez obronę Bayeru na tyle skutecznie, aby wyrównać wynik spotkania. Zacznijmy zresztą od tego, że obie drużyny traciły piłkę średnio co dwie minuty (na oko), więc ciężko im było kreować spektakularne akcje. Leon Bailey coś próbował, ale zabrakło kleju w nodze. W dodatku gospodarze bardzo często dośrodkowywali futbolówkę w pole karne, tylko pytanie: na kogo? Żadna wrzutka nie trafiła do adresata, bo w sumie nie wiadomo było, kim on był. W dodatku Yevhen Konoplyanka koło 80. minuty spotkania zmarnował sytuacje sam na sam z bramkarzem. Czułem się jak na meczu Ekstraklasy, przysięgam.
Kończąc. Ten mecz nie porwał swoją spektakularnością, bo jej po prostu nie miał. Bayer w drugiej części spotkania zamknął się na swojej połowie i jedynie wyprowadzali kontrataki, po których i tak nie umiał pokonać bramkarza Schalke. Tak jak zakładałem przed kolejką, był to mierny mecz, miernych drużyn, ale dobrze, że wygrali "Aptekarze", bo oni jeszcze mogą się bić o puchary. Podopieczni Domenico Tedesco z takim stylem i skutecznością powalczą w tym sezonie co najwyżej o utrzymanie, bo na nic więcej ich nie stać. Zobaczymy, czy powalczą o to z aktualnym szkoleniowcem, bo posada Niemca wisi na włosku i możliwe, że zarząd sprawi mu nieprzyjemny prezent na święta. Czas pokaże.
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Tak to już ta Bundesliga ma, że stosunkowo jedne z lepszych ekip występujących w niej grają na tak niskim poziomie. Szkoda.