Król pokera i Nutelli na oku czołówki
W każdej lidze są tacy piłkarze, którzy nie grają w klubach z czołówki, a spokojnie by mogli. Wyróżniają się w tych przeciętniakach czy nawet słabiakach, ale każdy wie, że są w stanie dać więcej lepszym drużynom. Ale siedzą w tych słabszych z różnych tam powodów. Kimś takim jest Max Kruse, który po różnych perypetiach związanych z jego karierą i w ogóle osobą zadomowił się w Werderze Brema, gdzie jest gwiazdą numer jeden. Ale... wkrótce może go na Weserstadionie już nie być.
Bowiem po byłego reprezentanta Niemiec rzuciły się, a przynajmniej tak twierdzi "Express", kluby ze ścisłej czołówki Bundesligi. A dokładnie rzecz ujmując ekipy z bieżącego top 3: obie Borussie oraz rozdzielający je Bayern. Ciekawe jest to przede wszystkim w kontekście Mönchengladbach, gdzie Kruse grał już w latach 2013-2015 i gdzie wyrobił sobie świetną renomę. Tam też chyba oglądaliśmy Niemca w jego najlepszej wersji, choć jego forma w Werderze również jest na bardzo wysokim poziomie.
14-krotny reprezentant kraju nie ma w tym sezonie jakichś wybitnych liczb, bo 19 meczów, 4 gole i 5 asyst jakiejś furory nie robią, ale i tak ma ogromny wpływ na grę bremeńczyków. No i kolejna sprawa jest taka, że kontrakt 30-latka wygasa z końcem sezonu i na razie nie słychać nic o tym, aby miał zostać przedłużony. Oczywiście kibice klubu z północy kraju nie wyobrażają sobie innej opcji niż pozostanie uniwersalnego, kreatywnego napastnika, co zresztą wyraził słowami trener Florian Kohfeldt, mówiąc o takiej nadziei na początku stycznia.
Zostanie, czy trafi do Bayernu lub którejś Borussii? Na razie trudno przewidzieć, ale dla każdego z tych klubów byłby solidnym wzmocnieniem. Sęk w tym, że za Krusem ciągnie się też niekoniecznie ciekawa łatka, która jest uszyta z pewnych problemów czasem przez niego stwarzanych. W Wolfsburgu, gdzie mu się nie powiodło, było chyba najgrubiej, bo tam mieli do niego spinę, że ten... za bardzo lubi Nutellę. W dodatku Niemiec jest zapalonym pokerzystą i o ile jego pasja i gra na oficjalnych turniejach nie przeszkadza, gdy nie koliduje w żaden sposób z futbolem (np. gra sobie w trakcie kontuzji czy coś), o tyle jest kłopotliwe, jeśli bierze taksówkę na jakieś 200 km, gubi gdzieś kilka tysięcy euro czy atakuje w knajpie dziennikarkę "Bilda", bo ta akurat chce mu zrobić zdjęcie. Miał wtedy pecha, bo nie wiedział, że rzuca się na przedstawiciela największej siły medialnej w Niemczech...