Janusze transferów. Pavard jeszcze nie jest piłkarzem Bayernu
Wiele osób uważało od dawien dawna transfer Benjamina Pavarda do Bayernu za pewnik - i ja sądziłem podobnie. Hasan Salihamidzić, dyrektor sportowy monachijczyków, przyznał się nawet do tego, że jego przejście jest już przyklepane, ale... okazuje się, że jednak nie do końca i wziął się chłop lekko skompromitował...
Historię najnowszą Benjamina Pavarda znacie pewnie wszyscy. Grał sobie w Stuttgarcie i zaczął być powoływany do reprezentacji Francji. Tam nie grał na swojej naturalnej pozycji, bo ze środka został przesunięty na bok obrony, ale nie przeszkadzało mu to w tym, aby trzymać solidny poziom i razem z pozostałymi rodakami sięgnąć po mistrzostwo świata. Wszyscy zaczęli się nim zachwycać, pewnie dlatego, że wcześniej nikt specjalnie nie interesował się jakimś beniaminkiem Bundesligi, a poza tym Pavard strzelił jedną z najpiękniejszych bramek mundialu. No jest dobry, ale do Sergio Ramosa czy Lucasa Hernandeza mu brakuje - taka jest moja opinia. Tak czy siak sięgnął po niego Bayern.
Początkowo monachijczycy bardzo zabiegali o transfer latem, ale i Stuttgart, i sam zawodnik (podobno) woleli przedłużyć swój romans o kolejny rok i rozstać się za kwotę niższą, wynikającą z klauzuli odstępnego, która latem 2019 roku będzie wynosić 35 mln euro. Bayernowi w sumie to pasowało, bo wszyscy dobrze wiemy, że Bawarczycy to skąpigrosze, ale przy okazji różnych tam problemów ze swoją egzystencją monachijczycy i tak zaczęli wydzwaniać do VfB w styczniu - że może jednak tego Francuza im sprzedadzą już teraz, w trybie now? Na co "Szwaby" odrzekły krótkim: NEIN. I żeby nie było niedomówień, "Szwaby" to ksywka Stuttgartu. Tak wyszło.
Gdy Hasan Salihamidzić otrzymał odmowę od Michaela Reschkego, dyrektora sportowego VfB, który nota bene wcześniej pracował jako dyrektor techniczny w Bayernie, powiedział mu, że w takim razie on aktywuje klauzulę odstępnego i bierze Pavarda latem i siema, tyle w temacie. Reschke odebrał to jako brak szacunku. Dzień później, czyli 9 stycznia, "Brazzo" ogłosił oficjalnie, że oni, wielcy monachijczycy, mogą z zaszczytem i gracją ogłosić, że od lata ich piłkarzem będzie taki tam mistrz świata, zwany Benjaminem. Nie była to wiadomość szokująca jak jakieś afery taśmowe, bo temat był znany już od miesięcy, ale teraz przynajmniej było wiadomo, że Pavard jest już faktycznie zaręczony z Bayernem, a nie tylko sypia z nim po cichaczu. No i ostatnio do gry wszedł Reschke...
Stuttgart wciąż i wciąż nie mówił nigdzie o tym, że 22-letni zawodnik odejdzie latem do Bawarii. Zero tematu, co mogło nieco dziwić też z tego powodu, że Pavard zdążył już udzielić wywiadu, w którym cieszył się z przyszłej nowej drużyny. A w VfB milczeli i... w sumie niech se milczą, bo jakie to ma znaczenie? - tak można było pomyśleć. Sęk w tym, że Resckhe w tym tygodniu powiedział tak:
Dopóki nie będzie porozumienia między Stuttgartem a Bayernem, nie możemy ogłosić transferu Pavarda.
WAT? Dodatkowo "Sport Bild" dodał notkę, że inne kluby nadal kontaktują się ze "Szwabami" w sprawie mistrzów świata, co powoduje lekki rozgardiasz i nawet nie tyle, że pstryka Salihamidzicia w nos, ale wyskakuje z konkretnym butem na twarz. Dyrektor sportowy BAYERNU MONACHIUM ogłasza transfer, na co jakiś tam Stuttgart (niegdyś duża marka, teraz już niekoniecznie) mówi, że "yyyy, nie?". Wiadomo, że klauzula odstępnego sprawia, że klub nie ma nic do gadania w przypadku transferu, ale pewne kwestie formalne już istnieją. Jak chociażby to, że Stuttgart musi taką ofertę tak czy siak przyjąć. Zresztą gdzieś mi się rzuciło w oczy, że ma istnieć taki zapis, wedle którego klauzula traci swoją moc, jeśli... VfB załapie się do Ligi Mistrzów. Oczywiście jest to absurd, bo Stuttgart ostro walczy o utrzymanie, ale jednak od strony prawnej jest to pewna komplikacja. Formalności - słowo klucz.
Nie zważając jednak na cały ten kontekst, fakt jest taki, że Pavard piłkarzem Bayernu jeszcze nie jest. A co to oznacza? Że Bayern zimą nie załatwił ani transferu Francuza, ani jego reprezentacyjnego kolegi Lucasa Hernandeza (który w teorii ma być kminiony latem po wstępnym słowie z Atletico), ani Adriena Rabiota (mimo że był do wyjęcia), ani Calluma Hudsona-Odoiego (który bardzo do Monachium chciał się przeprowadzić). Wszystkie te fiaska transferowe, do których należy dodać zakup anonimowego kanadyjskiego juniora z MLS i sprzedaż za półdarmo jedynego zmiennika Roberta Lewandowskiego do Chin, idą na konto Hasana Salihamidzicia, co jest kolejnym tylko dowodem, że Bośniak za dużym asem to nie jest. Inna sprawa jest taka, że przecież od samego początku było wiadomo, że za decyzje w Bawarii odpowiadają Karl-Heinz Rummenigge, a przede wszystkim Uli Hoeneß, więc... nie ma co też pastwić się nad Salihamidziciem, choć faktycznie trzeba przyznać, że dał dupy i raczej kariery w Bayernie nie zrobi. Nawet jeśli jest się pionkiem, to trzeba wiedzieć, jak się poruszać, żeby nie zostać zbitym.