Zirytowany Jerome Boateng
Bayern Monachium nie jest w tym sezonie przykładem drużyny, w której atmosfera jest taka, jak w rajskim Edenie przed powstaniem Ewy. Doniesienia, kłótnie, fochy i nieogarniający całej ten zbieraniny trener to bawarska codzienność, o której niemieckie media rozpisują się z wypiekami na twarzy. Teraz jednym z tematów jest Jerome Boateng.
Hierarchia niezbyt dużego grona stoperów w monachijskim zespole jest z góry ustalona, o czym swego czasu poinformował wprost Niko Kovac. W pełni zasłużenie numerem jeden w Bayernie jest Niklas Süle, który rozwija się w bardzo szybkim tempie i pretenduje do tego, aby w przyszłości łapać się do tych wszystkich jedenastek roku FIFA i innych niemających żadnego znaczenia plebiscytów. Dopiero dalej są Mats Hummels i Jerome Boateng, wyjadacze z rocznika 1988, którzy jeszcze nie tak dawno stanowili bezsprzecznie czołowy duet stoperów świata. Top 2-3 jak nic. Niedawno, bo już nie stanowią.
Süle zagrał w tym sezonie plus minus 600 minut więcej niż obaj jego rodacy, którzy podzielili się (na tę chwilę) mniej więcej po równo tymi minutami. W pierwszych etapach sezonu mniej grał Hummels (też miał spiny z Kovacem), teraz z kolei taka rola przypadła Boatengowi. Brat Kevina-Prince'a w roku 2019 na pięć rozegranych spotkań pojawił się tylko w dwóch, przy czym o ile w meczu z Schalke zagrał całość, o tyle w starciu z Hoffenheim... wszedł właściwie w 90. minucie. Ten, kto w miarę regularnie ogląda spotkania Bayernu, powinien wiedzieć, że tak stan rzeczy nie jest spowodowany niczym innym, jak po prostu słabą dyspozycją Niemca, bo w tym sezonie faktycznie zanotował on ogromny zjazd. Zresztą Hummels wcale lepszy nie jest.
Dlatego "Sport Bild" informuje o tym, że Boatenga irytuje to, że gra tak mało. Wiadomo, że obaj z Hummelsem chcieliby grać jak najwięcej, bo ich ego nie odróżniają się niczym od ego typowej monachijskiej gwiazdeczki, która chce grać i już (pozdrowienia, Franck!). Wkurzenie pochodzącego z Ghany stopera dodatkowo nakręca to, że latem bardzo prawdopodobne były jego przenosiny do PSG. Chcieli go Francuzi, chciał go trener Thomas Tuchel, władze Bayernu nie wykluczały transferu. Problemem jednak okazały się pieniądze, bo paryżanie proponowali za mało, choć Bawarczycy wcale wysokiej poprzeczki cenowej nie postawili. Dodatkowo Kovac nie był przychylny takiemu transferowi, więc cała historia zakończyła się... niczym. Dlatego Boateng ma kręcić noskiem z tego powodu, że nie pozwolili mu odejść, choć za dużo nie gra.
Cóż, to już nie jest ambicja, tylko gwiazdorstwo w czystej postaci. W Bayernie jest trzech środkowych obrońców na dwie pozycje, co jest liczbą naprawdę minimalną. Oczywiście cofnięty może zostać od biedy Javi Martinez, ale raczej na tę chwilę nie jest to opcja. Dlatego naprawdę słabe jest obrażanie się na to, że się nie gra, mimo że nie pokazuje się na boisku, że na to miejsce w składzie się zasługuje. Poza tym korona nikomu z głowy nie spadnie od pogrzania przez jakiś czas ławki rezerwowych, tym bardziej DLA DOBRA DRUŻYNY. No i kolejna sprawa jest taka, że Boateng zagrał w sezonie meczów 19, Süle 26, więc różnica nie jest znowu aż taka drastyczna.
Sprzedaż Boatenga lub Hummelsa, lub obu na raz podczas letniego okienka? Najprawdopodobniej.