Wiemy, o co bił się Robert Lewandowski
Czytając tytuł artykułu pewnie chcielibyście w samym tekście utwierdzić się w przekonaniu, że nasz rodak bił się o szczytne cele. Muszę jednak Was zasmucić, bo Robert Lewandowski wcale nie bronił honoru naszej ojczyzny, cnoty swojej żony czy własnej godności. Nie robił tego też Coman. Obaj panowie pokazali nam się od strony dużych dzieci, którymi po tej sytuacji niewątpliwie można ich nazwać. O co więc poszło?
Otóż nie, jednak nie o telefony. "TZ", czyli bardzo szanowany niemiecki dziennik, który dobrze żyje z Bayernem i zwykle ma najlepsze informacje na temat tego klubu, dotarł do wieści, według których piłkarze mieli pobić się w wyniku żartów, które wymknęły się spod kontroli. Podobno Lewandowski, w trakcie treningu ataku pozycyjnego, miał nabijać się z Comana, który tego dnia wyjątkowo sobie nie radził. Francuz był sfrustrowany tym, że mu nie szło, więc nie miał też ochoty na śmieszki. Odgryzł się więc czymś ostrzejszym, co szybko doprowadziło do wysypu wyzwisk, które z kolei implikowały rękoczyny.
Nie ma się co rozwodzić nad zachowaniem obydwu panów, tylko trzeba ich zganić. Wydaje mi się, że obaj szybko zorientowali się, co głupiego zrobili i prędko dojdą do porozumienia. Obrażanie się za takie coś, będzie oznaką jeszcze większej dziecinady, który absolutnie nie jest na miejscu. Lewandowski z Comanem są potrzebni w pierwszym zespole, ale jak tak dalej pójdzie to Kovac będzie zmuszony przesunąć ich do sekcji do lat ośmiu. Ten czternastolatek z Borussii w sumie jest wyrośnięty, to czemu Bayern nie może mieć takich młodzików?