Transfer Wernera przesądzony
Czas Timo Wernera w Lipsku dobiega końca. Jego kontrakt z klubem wygasa za rok i jeśli zawodnik go nie przedłuży, RB sprzeda go latem, żeby zarobić na nim godziwe hajsy. Z każdym kolejnym tygodniem takie rozwiązanie wydawało się coraz bardziej prawdopodobne, a teraz to jest już chyba przesądzone jak to, że jutro będzie poniedziałek.
Nadzieję na przedłużenie umowy dał parę miesięcy temu sam Werner, który przyznał, że chciałby co najmniej przez sezon pracować z trenerem Julianem Nagelsmannem. A tak się składa, że najmłodszy szkoleniowiec w historii Bundesligi przybędzie do RasenBallsportu w nowym sezonie, przez co wszystko się ładnie ze sobą złożyło. Jednak kolejne tygodnie i miesiące coraz bardziej psuły wizję Julka i Tymka together, do gry miał się włączyć Bayern, w piątym szeregu machał Liverpool, Werner potem pozwolił sobie na skrytykowanie lipskiego szefa wszystkich szefów, czyli Ralfa Rangnicka... No i jakoś tak jego pozostanie na Red Bull Arenie zaczęło być coraz mniej prawdopodobne. I niekoniecznie potrzebne. Dyrektor generalny RB, Oliver Mintzlaff, wypowiedział się na ten temat tak bezpośrednio, jak jeszcze nikt.
Chcieliśmy przedłużyć z nim kontrakt, ale on zasygnalizował nam, że nie jest chętny.
I wszystko jasne. Jakiś czas temu Rangnick powiedział, że zaoferowali Wernerowi kwotę, której już nie mogą przekroczyć i doszli do granicy. A skoro CEO klubu teraz powiedział coś takiego, przyszłość niemieckiego piłkarza wydaje się już jasna. W lipcu, najpóźniej w sierpniu zmieni barwy klubowe. Na jakie? Media już jakiś czas temu podały, że 23-latek jest dogadany z Bayernem Monachium, a teraz jeszcze bardziej zaczęły to podkreślać. Za ile? Nie wiadomo, ale Lipsk powinien być zadowolony. Czy zadowoleni będą Bawarczycy?
Cóż, wielkim fanem Wernera nie jestem, jest to gościu szybki jak błyskawica, ale przy tym ograniczony pod względem technicznym, słabo nadający się do gry kombinacyjnej, ale świetnie czujący się w kontrataku - czyli w stylu, w którym Bayern raczej grać nie będzie. Nie wiadomo, czy jest bardziej napastnikiem, czy bardziej skrzydłowym, w pojedynkę z przodu nic nie zdziała, więc jeśli już to byłby partnerem Roberta Lewandowskiego, bo jego zastępcą nigdy nie będzie. Zobaczymy - jeśli faktycznie tam trafi - jak go w Monachium wymyślą, bo wad wychowanek Stuttgartu wcale mało nie ma.