Skończyło się bogactwo w Schalke
Ubiegłoroczne wicemistrzostwo Schalke jest teraz niczym poranna rosa 25 kwietnia 1753 roku. Nie ma po nim żadnego śladu. Niedawno zakończone rozgrywki były dla klubu z Gelsenkirchen katastrofą, której skutek będą jeszcze odczuwać przez najbliższe lata. Kasy nie ma, a przebudowę zrobić trzeba.
Zastanawia mnie, gdzie się podziały te wszystkie pieniądze z Ligi Mistrzów, z drugiego miejsca w Bundeslidze i tak dalej, skoro aż tak bardzo przesadnie ex-dyrektor sportowy Christian Heidel na rynku nie szalał. Jasne, że część kasy poszła w infrastrukturę klubową, no ale to chyba nie oznacza, że nie zostało nic na nowe zakupy? 20-25 mln euro to kwota, jaką może wydać najbliższego lata Schalke i wygląda to naprawdę mizernie, biorąc pod uwagę fakt, ile szrotu znajduje się w obecnej kadrze "Königsblauen". Oczywiście do tego dojdą jakieś pieniądze ze sprzedaży grajków, ale trudno sądzić, że Bentaleby, Rude, Harity, Uthy czy Embola szły za miliony monet. Jakiś tam budżet się z tego złoży, ale gwiazdy światowego formatu nie prędko znów zawitają na Veltins-Arenę. No chyba że Bayern przyjedzie.
Dlatego bardzo rozsądnym ruchem jest dla Schalke ściągnięcie Kaana Ayhana z Fortuny Düsseldorf. Turek był podstawowym stoperem beniaminka w minionych rozgrywkach, a jakby tego było mało:
- jest wychowankiem Schalke i to w jego barwach debiutował w Bundeslidze
- ma w kontrakcie śmiesznie niską klauzulę wynoszącą wg "Bilda" 2,5 mln euro! Inne źródła mówią o 4-4,5 mln, ale to wciąż kwestie groszowe
Biorąc pod uwagę proporcję ceny do jakości, 24-latek jest nabytkiem idealnym, bo pozostałe nazwiska, które są łączone z S04, ani nie są lepsze, ani nie są tańsze. Waldemar Anton z Hannoveru, Marc-Oliver Kempf i Ozan Kabak ze Stuttgartu, Marvin Friedrich z awansującego do elity Unionu Berlin... wszyscy byliby drożsi od Ayhana (chociaż nie wiem, jak cenowo stoi Friedrich), a nie daliby wcale więcej jakości. Zresztą Turek z Fortuny to gość mający "Königsblauen" w sercu, a to zawsze dodatkowy atut, jeśli chodzi o piłkarza.
Nie ma tutaj głośnych nazwisk, nie ma gwiazd, nie ma wyróżniających się piłkarzy z lepszych klubów Bundesligi. Jest myszkowanie po śmietnikach i szukanie czegoś, co nada się do zjedzenia po niedużym koszcie. Może trochę wyolbrzymiam, ale sytuacja w Schalke jest na ten moment taka, że trzeba zaciskać pasa i szukać oszczędności. Wychowankowie? Byliby bardzo pożądani, bo na razie nie zapowiada się, aby w najbliższe lata były w Gelsenkirchen latami tłustymi. W tym sezonie ledwo się utrzymali, muszą się przebudować i zacząć od podstaw, a to nigdy nie jest w Niemczech łatwe, jeśli nie nazywa się Bayern lub Borussia Dortmund.