W Lipsku wybuchnął metan. Wielkie zmiany w RB!

Wczoraj w RB Lipsk tąpnęło, jakby pod stadionem wybuchło jakieś złoże metanu. Plotki szybko zostały potwierdzone przez klub, który ogłosił, że Ralf Rangnick, mózg RasenBallsportu, przestał pełnić funkcję dyrektora sportowego. To oznacza, że w nowym sezonie "Byki" przejdą "bycze" zmiany.

Tak naprawdę to Rangnick odpowiadał za to, jak obecnie wygląda niemiecki projekt piłkarski Red Bulla. To on jest głównym twórcą siły Lipska, to on sprawował pieczę nad większością elementów od 2012 roku, on pilnował, żeby wszystko się zgadzało. To Rangnick "wkurzył się" i w 2. Bundeslidze wziął się za prowadzenie drużyny jako trener, dzięki czemu w rok pracy od razu zanotował awans do elity. I po roku wrócił na posadę dyrektora sportowego. W minionym sezonie uczynił podobnie, przejął zespół w okresie przejściowym przed zatrudnieniem trenera Juliana Nagelsmanna i spisał się zdecydowanie powyżej oczekiwań, prezentując kapitalny futbol i zajmując bardzo mocne trzecie miejsce w tabeli. Miał wrócić z powrotem do gabinetu, ale... wszystko wyszło trochę inaczej.

Lipsk ogłosił, że nowym dyrektorem sportowym zostanie Markus Krösche, który wykonywał bardzo dobrą pracę na analogicznym stanowisku w Paderbornie, nowym beniaminku Bundesligi. RB zapłacił za ściągnięcie 38-latka 600-700 tysięcy euro i podpisał z nim umowę ważną do 2022 roku. Cieszymy się, że mogliśmy zatrudnić Markusa Kröschego jako dyrektora sportowego naszego klubu. Był faworytem Ralfa Rangnicka - powiedział prezes RasenBallsportu, Oliver Mintzlaff. Bo to nie było tak, że Rangnick został stamtąd wyrzucony. Zrezygnował i objął nową funkcję, która zwie się efektownie Head of Sport and Development Soccer - dyrektor sportu i rozwoju piłkarskiego, a obejmuje ona całą markę Red Bulla. Niemiec w domyśle będzie zajmował się drużynami w Nowym Jorku i Bragantino (Brazylia), ale w Lipsku nadal będzie pełnił funkcję doradczą.

Rangnickowi ten pomysł chodził po głowie już od wielu miesięcy, ale gdy sezon trwał, a o Ligę Mistrzów trzeba było walczyć, temat nie był poruszany. 60-latek spotkał się z Mintzlaffem w poniedziałek po przegranym finale Pucharu Niemiec, gdzie obgadali szczegóły i podjęli taką, a nie inną decyzję. Rangnick powiedział wczoraj:

Idea rozwoju pozostałych klubów chodziła mi po głowie już od dłuższego czasu. Jestem przekonany, że teraz nadeszła odpowiednia chwila, żeby przejąć tę rolę, czego już nie mogę się doczekać.

Chcemy stworzyć synergię między tymi klubami, z czego RB Lipsk oczywiście będzie mógł w przyszłości czerpać korzyści. Taki jest cel.

Rangnick chce się rozwijać jak czerwony dywan w Hollywood, dlatego zdecydował się opuścić Niemcy, by mógł działać bardziej niezależnie, na większą skalę, by więcej czynników było zależnych tylko od niego. To jest gość, który lubi trzymać pieczę nad mnóstwem kwestii, a w Lipsku czasem gryzło się to z innymi osobami, trenerem czy prezesem. Jego odejście paradoksalnie może wyjść niemieckim "Bykom" na dobre, tym bardziej że przecież wcale nie będzie odchodził z Red Bulla. Pomoże w budowaniu tej wielkiej sieci, która współpracuje ze sobą i obejmuje tak naprawdę cały świat. Za kilka lat normą mogą stać się transfery nie tylko z Salzburga do Lipska, ale regularne przenosiny między wszystkimi tymi klubami. Komuś może się to nie podobać, ktoś może marudzić, gadać coś o jakiejś komercji czy innych pierdołach - bo ich oczywiście W OGÓLE nie ma w innych klubach. Fakty są jednak takie, że mówimy o wielkim projekcie piłkarskim, który zapowiada się fenomenalnie i któremu powinniśmy solidnie przyklasnąć. W końcu szkolenie młodzieży w RB stoi na bardzo wysokim poziomie.

Z takiego obrotu spraw nie są jednak zadowoleni w... Paderborn. Nie chodzi tutaj tylko o to, że stracili oni swojego dyrektora sportowego, bo w zespole nie ma już też dwóch szalenie ważnych piłkarzy - najlepszego strzelca Philippa Klementa i skrzydłowego Bernarda Tekpeteya, którzy łącznie dali im 26 goli w poprzednim sezonie. Chodzi o to, że odejście Kröschego zapoczątkowało współpracę między dwoma klubami występującymi w Bundeslidze. Jest to rzecz niespotykana na tym poziomie w Niemczech, ale wcale nie jest zabroniona - dopóki jedna osoba nie zasiada w organach nadzorczych czy kontrolnych w obu klubach na raz. Zostało to oficjalnie potwierdzone na wczorajszej konferencji, co wywołało burzę wśród kibiców Paderbornu, niechcących mieć nic wspólnego ze znienawidzonym w Niemczech klubem Red Bulla.

Lipsk będzie "lekko wspierał Paderborn", co powiedział sam Mintzlaff. Oczywiście korzyści będą płynęły także w stronę "Byków", którzy będą mogli chociażby wypożyczać swoich piłkarzy do SCP, aby ci mogli się tam ogrywać. Już teraz "Bild" podaje, że Jean-Kevin Augustin oraz Bruma mogą powędrować do ekipy beniaminka, co byłoby dla niego ogromnym wzmocnieniem. Niejeden klub z górnej połowy tabeli nie pogardziłby tą dwójką, która w poprzednim sezonie nie dawała sobie rady w RB. Oprócz tego współpraca między klubami ma się tyczyć sfer komercyjnych, skautingowych, szkoleniowych i kilku innych, o których na razie nic konkretnego nie wiadomo.

"Sprzedana dusza", "Kooperacja z RB? Nie u nas!" i inne takie hasła pojawiły się w Paderborn po ogłoszeniu całej tej sprawy. Kibice boją się, że staną się RB Lipsk II i staną się zależni od klubu, do którego nie mają żadnego szacunku. Trudno jednak - na ten moment - nie dostrzegać żadnych korzyści dla beniaminka, który jakością zdecydowanie będzie odstawał od reszty Bundesligi. Gdyby taka współpraca została nawiązana z inną marką, pewnie tak głośnych protestów byśmy nie słyszeli...

Gibt erste Reaktionen in #Paderborn. Aufgehangen in der Nähe vom Stadion. #SCP07 #Krösche pic.twitter.com/8EFgt72KL7

— nɐlqpunzɹɐʍɥɔs (@schwarzundblau) 4 czerwca 2019

Autor

Piotr Tubacki

P_Tub