Cała kolejka w cieniu Bayernu. Tylko troszkę inaczej niż zwykle
Forma obecnych drużyn w Bundeslidze jeszcze się kształtuje, więc po 3 kolejkach zbyt wielu wniosków nie możemy wyciągać. Mimo tego kilka wyników w tej serii gier zaskoczyło, jak chociażby to, że HSV przegrało Bayern przegrał, a Dortmund zremisował z ogórkowatym Freiburgiem. Tak więc spójrzmy pokrótce na wszystkie spotkania tego kończącego się weekendu, przeanalizujmy tabelkę i grę Polaków. Zapraszam lub jak to mówią Niemcy: auf Wiedersehen!
HSV 0:2 RB Lipsk ('67 Keita, '75 Werner)
Trochę zasnęło mi się na tym meczu, ale wystarczająco ogarniałem, żeby wiedzieć, że Lipsk zbyt wielu setek w nim nie miał. Tak na 2:0 w sam raz. Gole zdobyli przezajebiste, głównie dzięki indywidualnym talentom Keity i Wernera. Ten pierwszy ogarnął sytuację po szybkim rozegraniu rzutu wolnego i przysadził z dystansu, a ten drugi prześcignął obrońców Hamburga tempem, jakby w Lidlu była promocja na masło i pewnie wykończył akcję sam na sam - a kontra zaczęła się od zmarnowanej szansy gospodarzy. HSV przegrało zasłużenie, tu nie ma wątpliwości, ale ich występ nie był aż tak fatalny, jak można po nich oczekiwać. Obrona spisywała się przyzwoicie (gdzie jest Djourou, ja się pytam?!), a to nie wina defensorów, że Bozia nie dała szybkości Wernera. Jak na Hamburg to notują kapitalny początek rozgrywek.
A tak w ogóle to zobaczcie sobie gole Keity i Wernera, bo naprawdę warto! TUTAJ
Freiburg 0:0 Borussia Dortmund
Jak zaprzepaścić porażkę Bayernu: level Borussia Dortmund. To był jeden z tych meczów, w których BVB miała totalnie wszystko, żeby zwyciężyć. Wygodnego rywala, w dodatku osłabionego, mocniejszą kadrę, dobrą formę, passę 12 meczów wygranych z SCF i... chłopa więcej od... 29. minuty. Ich przewaga była miażdżąca (łącznie 78% posiadania) przede wszystkim w drugiej połowie, łącznie w całym meczu oddali 27 strzałów, ale żaden z... 3 celnych nie odnalazł drogi do bramki. Mimo braku goli działo się sporo, bo już w pierwszej połowie z powodu kontuzji musieli zejść Bartra oraz Schmelzer (po faulu na nim wyleciał Ravet), a Kapustka załapał się w końcu na ławkę rezerwowych we Freiburgu. Mimo tego Borussia i tak pozostaje liderem, więc niech się cieszą, póki mogą.
Augsburg 3:0 FC Köln ('22, '32, '90+4 Finnbogason)
Tu dopiero j*błem, jak to zobaczyłem. Augsburg, a dokładnie Alfred Finnbogason, zniszczył Kolonię! Przy okazji zostając pierwszym zdobywcą hat-tricka w tym sezonie Bundesligi, rispekt na dzielni. Kozły poniosły trzecią porażkę z rzędu, zamykają tabelę i wyglądają fatalnie, co nie jest optymistycznym prognostykiem przed nadchodzącymi meczami z Arsenalem i Borussią Dortmund. Wybitny mecz rozegrał Frederik Sörensen, który został zdjęty w przerwie, a Paweł Olkowski znalazł sobie wymówkę, żeby usprawiedliwić swój brak w kadrze:
Już wiadomo, dlaczego dzisiaj zabrakło Pawła Olkowskiego:)) chociaż to nie wyklucza, że siedziałby na ławce bądź trybunach? pic.twitter.com/SxvcbKi88m
— Mariusz Zięba (@ma_zieba) 9 września 2017
Mainz 3:1 Bayer Leverkusen ('45 Muto, '57 Diallo, '71 Serdar - '22 Kohr)
No, tego to się nie spodziewałem. Bundesliga robi się coraz bardziej kapryśna i obstawianie jej zaczyna robić się tak ryzykowne, jak obstawianie Ekstraklasy. A co śmieszniejsze nie zagrali obaj grajkowie, na których zwracam w Mainz największą uwagę - Fischer i Maxim. Jak widać da się bez nich wygrywać... Takiego wyniku się nie spodziewałem, bo Leverkusen w pierwszym meczu z Bayernem pokazało się z niezłej strony, z Hoffenheim również dobrze sobie radzili (głównie pierwsza połowa), więc porażka z Mainz mocno mnie dziwi. Chociaż, jak możemy przeczytać na bayerleverkusen.pl, oprócz pierwszych 30 minut ich gra była po prostu kiepska. Trzeba jednak przyznać, że gol Kohra bardzo ładny.
Wolfsburg 1:1 Hannover ('52 Didavi - '75 Harnik)
Hannoverowi taki wynik jak najbardziej odpowiada, ale Wolfsburg może czuć się rozczarowany. Już pomijam wszystkie kwestie teoretyczne, w sensie , że skład Wilków jest mniej więcej 30 razy lepszy niż kadra Die Roten, tylko po prostu brak konsekwencji sprawił, że gospodarze nie zgarnęli kompletu punktów. Ale biorąc pod uwagę ich ogórkowość (ogórkowatość?) w ostatnich miesiącach, to chyba jakoś bardzo nie dziwi. Zresztą Jonker też kombinuje jak koń pod górkę. W derbach Dolnej Saksonii, w sensie wczoraj, ustawił swój zespół trójką z tyłu, a na środek przesunął Camacho, defensywnego pomocnika. Niby uszłoby w praniu, gdyby nie to, że trzech jego najlepszych stoperów jest kontuzjowanych. Urazu doznał nawet Tisserand, który został sprowadzony na szybko pod koniec okienka, a w meczu z Hannoverem z kontuzją musiał zejść również Mario Gomez, największa gwiazda VFL. Co więcej gola stracili w totalnie frajerski i żałosny sposób, więc miano rudego tej kolejki chyba już znamy. Rudym tej kolejki oficjalnie został Wolfsburg - nie po raz pierwszy zresztą.
#Wolfsburg potwierdził, że Mario Gomez doznał kontuzji stawu skokowego, problemem mogą być też więzadła i torebka stawowa.#BundesTAK
— Piotrek Tubacki (@P_Tub) 10 września 2017
Borussia Mönchengladbach 0:1 Eintracht Frankfurt ('13 Boateng)
No i, kurde, tutaj też nie spodziewałem się takiego wyniku. Borussia zaczęła sezon całkiem fajnie, dużo lepiej od Eintrachtu, a tu jep, w dupala u siebie. A trzeba powiedzieć, że na ostatnich 16 spotkań Orły pokonały Źrebaki tylko 3 razy (nie licząc jednych karnych). No, ja nie wiem, co mam o tym myśleć... Cała kolejka robi jakieś dziwne wyniki, chce człowiek ładną zapowiedź napisać, coś spróbować przewidzieć, a wszystko potem idzie w p*zdu... Tylko Hamburg siadł, ale z nimi to żadna przyjemność, bo oni całe życie przegrywają. Warto jeszcze dodać o fajnej akcji Kevina-Prince'a Boatenga, która została opisana na najepszym portalu piłkarskim w Polsce TUTAJ
Hoffenheim 2:0 Bayern Monachium ('27, '51 Uth)
O największej niespodziance kolejki szerzej pisaliśmy TUTAJ
Hertha Berlin 1:1 Werder Brema ('38 Leckie - '59 Delaney)
Hertha nawet pozytywnie mnie zaskoczyła, bo o ile na samą myśl oglądania ich "gry" dostaję odruchów wymiotnych, o tyle dzisiaj jakoś to szło oglądać. Berlińczycy - szanuję Was za to. No i szanuję też Matthew Leckiego, który od początku sezonu wnosi do drużyny ze stolycy tyle żywiołu, ile huragan Irma do USA. Trzeba też wspomnieć o tym, że był to historyczny mecz, ponieważ sędziowała go partnerka Howarda Webba, pani Bibiana Steinhaus i spisała się bez zarzutów. Przy golu gospodarzy zastosowała przywilej korzyści i choć niektórzy szukają dziury w całym, sugerując że nie zasygnalizowała takiego rozwiązania, to nie ma to żadnego znaczenia, bo jest jedna złota zasada (jedna z kilkudziesięciu złotych zasad*) - gramy do gwizdka. Jestem ciekawy, kiedy Steinhaus będzie sędziowała jakiś mecz Bayernu, bo w monachijskich szeregach gra Franck Ribery, któremu niemiecka sędzina wpadła w oko. W meczu pucharowym z Chemnitzer dobierał się do niej i rozwiązywał sznurówki w bucie, a dzisiaj prawił komplementy na Twitterze...
Chapeau Bibiana #Steinhaus! Gratuliere zum 1. Spiel in der Bundesliga ??? #GoodJob
— Franck Ribéry (@FranckRibery) 10 września 2017
Schalke 3:1 Stuttgart ('4 Bentaleb, '47 Naldo, '48 Burgstaller - '40 Akolo)
Mecz dwóch różnych połówek i nie mówię tutaj bynajmniej o napojach alkoholowych. W pierwszej Schalke grało nudniej niż Hertha zwykła grać na co dzień, zamknęli się po szybkim golu, oddali piłkę, nie szło tego oglądać, a Stuttgart krok po kroczku zbliżał się do wyrównania, które w końcu osiągnął. W przerwie Tedesco rypnął zmianami - kreatywnych Bentaleba i Meyera zastąpili drewniany (ale skuteczny) Burgstaller i przeciętny Caligiuri. A 3 minuty później Königsblauen prowadzili 3:1 i znów w tej kolejce się zdziwiłem. Schalke po przerwie zaczęło grać zdecydowanie lepiej, przyjemniej i aż nie wierzyłem, że to ta sama drużyna, która tak frajerzyła w pierwszej części gry. Stuttgart nie istniał i przegrał w pełni zasłużenie. Niektórzy zastanawiają się, czy Naldo nie zdobył gola po tym, jak piłka musnęła jego rękę. Tym osobą podrzucam wyjaśnienie:
Jeśli piłka zsunęła się z głowy Naldo i trafiła go w rękę, to VAR mógł uznać to zagranie za przypadkowe. Jak u Stindla rok temu. #BundesTAK
— Tomasz Urban (@tom_ur) 10 września 2017
Trzeba by przyjrzeć się teraz Polakom:
- Robert Lewandowski - zagrał słabo, jak cały Bayern. Raz smyrnął poprzeczkę, ale poza próbam wywoływania zamieszania w polu karnym rywala nie wnosił za wiele;
- Łukasz Piszczek - co można powiedzieć o obrońcy, gdy jego drużyna ma prawie 80% posiadania i ciśnie cały mecz? Raz groźnie główkował;
- Marcin Kamiński - jeden z najsłabszych punktów Stuttgart w meczu z Schalke, zawalił drugiego gola;
- Eugen Polanski - dał całkiem dobrą zmianę w wygranym meczu z Bayernem;
- Rafał Gikiewicz i Bartosz Kapustka - spędzili miły czas, rozmawiając o życiu na ławce rezerwowych Freiburga. Gikiewicz uczył Kapustkę podstaw wygodnego siedzenia, a także prawiedłowego ułożenia kręgosłupa podczas ostatniego kwadransu meczu;
- Jakub Błaszczykowski i Paweł Olkowski - nie byli włączeni w kadry swoich zespołów.
I na koniec tabelka, w której uwagę należy zwrócić na fantastyczny bilans bramkowy Eintrachtu Frankfurt.