Borussia kupuje, a Bayern...
Transfery Borussii Dortmund są już niemal owiane legendą. Młody Hazard, Brandt, Schulz, Hummels, dzisiaj jeszcze nijaki 19-latek z Barcelony Mateu Morey, który bogiem piłki nie jest, ale może kiedyś będzie. Co w tym czasie zrobił Bayern? Klepnął Lucasa Hernandeza (transfer numer 1 w Bundeslidze), Benjamina Pavarda (na pewno nie numer 1), Janna-Fiete Arpa (bitch please) i jakiegoś hinduskiego Nowozelandczyka do drugiej drużyny. Nie tego oczekują w Monachium...
BVB ogarnęła temat zawodowo, można jej tylko klaskać, podczas gdy Bayern na razie swoją batalię przegrywa... "Kicker" zauważył w dzisiejszym wydaniu, że monachijczycy popadają trochę we własną pułapkę chęci bycia światową potęgą przy jednoczesnej chęci oszczędzania. A tak się nie da. Pokazali światu, że mogą sypnąć 80 mln euro za Hernandeza, więc wszystkie ceny transferowe poszły w górę, stąd też takie twarde negocjacje o Leryoa Sane, który mniej niż 90 mln euro kosztować nie będzie. Bawarczycy musieliby pobić swój transferowy rekord, a to zabolałoby prezydenta Uliego Hoeneßa, który już denerwuje się całą tą nagonką. W końcu on sam powiedział, że 80 mln to będzie ich nowa granica zakupowa. Czy aby na pewno?
Magazyn podał przykład braci Hazardów - obu potencjalnie dostępnych dla Bayernu. Eden miał jakość, ale był zdecydowanie za drogi, zaś Thorgan był w zasięgu, ale wątpliwe z kolei były jego umiejętności. Do Borussii się nada, ale w Monachium mógłby już sobie nie poradzić - taka sytuacja. Bayern obserwował mocno Nicolasa Pepe, Ante Rebicia i Juliana Brandta, ale... uznał, że w każdym z nich coś mu nie pasuje. Tych dwóch pierwszych nie miało odpowiedniej jakości dla zespołu (powiedzmy, że można się zgodzić, tym bardziej że w sprawie rozchwytywanego Pepe wciąż transferowa cisza), a u Brandta nie widział... odpowiedniej mentalności, która nie zgadzała się z klubową maksymą Mia San Mia (jesteśmy, jacy jesteśmy) - cokolwiek to miało oznaczać.
W międzyczasie mamy jeszcze dyrektora sportowego klubu, Hasana Salihamidzicia, który uparcie i niezależnie od pozostałych transakcji wciąż maltretuje zakup 18-letniego Calluma Hudsona-Odoiego z Chelsea, mającego zbawić skrzydła Bayernu. No, właśnie, bo bym zapomniał - sam Sane nie rozwiąże wszystkich kłopotów na monachijskich bokach, bo Bawarczycy tak po prawdzie... potrzebują dwóch nowych skrzydłowych, o rozwiązaniu problemu stopera i nowego defensywnego pomocnika nawet nie wspominając. "Sky" podało coś o tym, że do klubu ewentualnie mógłby trafić Kevin Vogt z Hoffenheim, który jednak najlepiej (tylko?) odnajduje się na środku ustawienia z trzema stoperami, bo jego atutami są przede wszystkim umiejętności w rozegraniu. Zresztą w przeszłości grał on jako defensywny pomocnik.
Niko Kovac już rok temu chciał go w Bayernie, kiedy jeszcze miał w planach grę na trzech z tyłu, ale szefostwo nie pozwoliło mu na taki ruch. Wątpliwe, żeby tym razem miało być inaczej i w sumie ja się im nie dziwię - Vogt to nie gość na Bayern! Monachijczycy są w trakcie największej od lat przebudowy zespołu, ale do jej końca zostało jeszcze mnóstwo roboty. Wszystko się może jeszcze zdarzyć i zarówno Bawarczycy mogą to rozegrać jak Ronnie O’Sullivan partyjkę w snookera, albo mogą to koncertowo spieprzyć, jak Edyta Górniak hymn pewnego kraju. Na razie fani innych klubów mogą się z nich z czystym sumieniem podśmiechiwać, pamiętając jednak, że cały czas mówimy o głównym faworycie do mistrzostwa Bundesligi. Niezależnie od wszystkiego. I z tego z kolei mogą podśmiechiwać się fani Bayernu.