Cel jeden, powszechnie znany: Borussia pany! - zapowiedź Bundesligi 2019/20
Nadszedł ten dzień. Dzień dzisiejszy. Już wieczorem błędne koło Bundesligi ponownie zacznie się toczyć, rozpoczynając swoje 57. okrążenie. W wyścigu weźmie udział 18 zespołów, każdy inny, każdy mający swoje mocne i słabe strony, każdy mający jakąś indywidualną charakterystykę. Ale nie ma co ukrywać, że liczyć się będzie tylko dwójka: Bayern Monachium i Borussia Dortmund.
Hegemonia Bawarczyków ciągnie się już od siedmiu lat, ale teraz jest tak chwiejna jak nigdy. Już rok temu ludzie wieszczyli, że jeśli Borussia - która rozegrała rewelacyjną jesień - marzy o zdetronizowaniu Bayernu, musi to zrobić w odsłonie 2018/19, ponieważ później nie będzie miała już tak łatwo. W Monachium głośno mówiło się o tym, że tego lata klub przejdzie wielką przebudowę, wyda na transfery rekordowe sumy i odmłodzi kadrę, która powinna zostać odmłodzona już kilka sezonów temu. Zespół prowadził trener Niko Kovac, niemający przesadnie wielkiego doświadczenia, ale znający Bundesligę, lecz nieradzący sobie - przynajmniej jesienią - z rozkapryszonymi gwiazdkami z Bawarii.
Przebudowa na gorsze
W pewnym momencie Bayern tracił do Borussii aż 9 punktów, był nawet okres, że zajmował 6. miejsce w tabeli, ale jak to się wszystko skończyło - wszyscy wiemy. Mistrz zagrał mistrzowską wiosnę, wykręcał niemalże rekordowe wyniki i choć kilka razy potykał się, jak pijany na polnej drodze, to koniec końców okazał się lepszy o dwa marne punkty. W Dortmundzie z jednej strony płakano, żałując zaprzepaszczonej szansy, z drugiej cieszono się, że drużyna, która po przyjściu trenera Luciena Favre'a miała dopiero się ukształtować, od razu rzuciła rękawicę gigantowi. Wiedziano jednak, że monachijczycy przekształcą się latem w nowy zespół i nie będą już tak słabi, jak ostatnio i... wszyscy się pomylili.
Bo fakty są takie, że Bayern wcale nie jest mocniejszy niż w poprzedniej kampanii! Ba, niewykluczone, że jest jeszcze słabszy. Stosunkowo nieźle wyszła tam przebudowa defensywy, lecz nie ona była najbardziej palącą kwestią w szeregach ekipy nieopuszczającej tronu od 2013 roku. Kluczowa była przebudowa, a właściwie odbudowa skrzydeł, które już w poprzednim sezonie pozostawiały wiele do życzenia. Podstarzali Franck Ribery i Arjen Robben, łamliwy Kingsley Coman i wchodzący do poważnej piłki Serge Gnabry nie gwarantowali godnej tego klubu jakości, co latem miało zostać zmienione. Uli Hoeneß chwalił się w marcu: Gdybyście wiedzieli, kogo już załatwiliśmy! - a okazało się, że nikogo. No chyba że mówimy o Lucasie Hernandezie, który jest fajnym nabytkiem, ale nie należy do grona piłkarzy, którzy zmienią oblicze walki o tytuł.
Znamy wszyscy sagę Leroya Sanego, którą zakończyła kontuzja kolana, doprowadzając przy okazji do transferowego fiaska. Niemiec miał być TYM zakupem, tym wielkim transferem, który jednak był załatwiany tak, jakby w Bawarii pracowali skończeni amatorzy. Ostatecznie skończyło się na Ivanie Perisiciu, co może jedynie wywoływać uśmiechy. Niezły grajek, ale gdzie mu do Sane? Problemy w Bayernie piętrzą się i piętrzą, kto wie, może jeszcze czymś zaskoczą przez te kilkanaście dni, ale to w Dortmundzie są już od dawna gotowi na walkę o mistrzostwo - nie w Monachium.
Zatarte granice
Julian Brandt, Thorgan Hazard, Nico Schulz, Mats Hummels - można tylko wzdychać nad wzmocnieniami dokonanymi przez BVB. Oczywiście, trzeba pamiętać, że inny jest kontekst transferu Hazarda i Schulza do Dortmundu, niż byłby do Monachium. Obstawiam, że z dwojga złego Bayern woli mieć Perisicia niż Belga z Mönchengladbach, który głównie słynie z bardziej znanego brata. Dortmundczycy mają jednak znacznie szerszą kadrę, bardziej wyrównaną i jak na warunki Bundesligi piekielnie mocną. Bawarczycy na papierze, patrząc tak przez pryzmat meczu w Fifę na konsoli, nie wyglądają źle, to nie są żadne ogórki, jednak BVB zbliżyła się do nich tak blisko, jak już dawno nie była. Przypomnijmy to, co napisałem wcześniej - pierwszy rok pod Favrem miał być rokiem zgrywania, doszlifowywania, przygotowywania. Teraz doszły do tego wzmocnienia i oficjalne zapowiedzi: chcemy zdetronizować Bayern!
Nie będzie to łatwe, ale możliwe. Jesienią zeszłego roku chyba nikt nie przypuszczał, że teraz szanse Borussii na mistrzostwo będą jeszcze większe. Nikt nie spodziewał się dortmundzkiej inkwizycji. Jasne, że ekipa z Zagłębia Ruhry musi wspiąć się na wyżyny, żeby zdobyć mistrzostwo, natomiast Bayern musi odwalić brudną robotę, do której został stworzony - w końcu to maszynka do krajowych sukcesów. Jednak patrząc przez pryzmat całości, rozgrywki zapowiadają się niezwykle smakowicie, bo obie te drużyny zbliżyły się do siebie jakością, ale również odjechały całej reszcie stawki. Możliwe, że w trakcie sezonu stanie się coś dziwnego: ktoś odpali, ktoś zawiedzie, ktoś dozna kontuzji, ktoś się z kimś pokłóci i nagle Borussia zamiast walczyć o meistra, będzie modlić się o załapanie do top 4. Może tak być, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi NA TEN MOMENT wskazują, że będzie się działo!
Ofensywna śmietanka
Ale w Bundeslidze jest jeszcze 16 innych zespołów. Nie można lekceważyć RB Lipsk, który przecież w poprzednim sezonie miał tylko przetrwać w czołówce i przygotować się na przyjście Juliana Nagelsmanna, a mimo tego prowadzony przez nieobecnego już dyrektora sportowego Ralfa Rangnicka zajął mocne 3. miejsce w tabeli, mogąc nawet szarpnąć się na wicemistrzostwo. "Byki" miały wówczas dość wąską kadrę, przed sezonem nie zrealizowały swoich celów transferowych w przeciwieństwie do tego okienka, które wygląda lepiej. No i mają Nagelsmanna, swoje największe wzmocnienie, który w nowym klubie, mającym większe możliwości, będzie musiał udowodnić swoją jakość. Nie będzie to łatwe.
Za jego plecami kolejnym ciekawym kandydatem jest Bayer Leverkusen, superofensywna maszyna Petera Bosza, która nawet bez Juliana Brandta imponuje swoją linią ataku. Do zespołu doszli Kerem Demirbay, Nadiem Amiri i piekielnie szybki Moussa Diaby z PSG, co w połączeniu z Kaiem Havertzem, Kevinem Vollandem, Leonem Baileyem i Karimem Bellarabim tworzy mieszankę wybuchową . Ciekawie też zapowiada się Borussia Mönchengladbach, która na swoją ławkę ściągnęła odnoszącego wielkie sukcesy w Salzburgu trenera Marco Rosego.
Ustabilizował się także Wolfsburg, a dużo oczekuje się po Eintrachcie Frankfurt, który stracił latem najważniejsze postacie ofensywne - Lukę Jovicia i Sebastiena Hallera - ale zachował Ante Rebicia. Ściągnął też kolejnych piłkarzy znikąd, mających wejść w buty swoich poprzedników. Takie działania wydają się ryzykowne, a Eintracht wygląda na rozkupionego, lecz trzeba pamiętać, że w poprzednich latach "Orły" działały podobnie, a bardziej lub mniej anonimowi piłkarze (lub ci po przejściach) stawali się gwiazdami - jak wyżej wymieniona trójka. No i mają na ławce Adiego Hüttera, który zdał egzamin poprzedniego sezonu. Dla bezstronnego fana dużym plusem jest to, że wszystkie te zespoły powinny grać ofensywną i efektowną piłkę.
W trofea celować nie będą
Trudniejszy okres czeka Hoffenheim i Schalke, a tak przynajmniej wydaje się z czysto teoretycznego punktu widzenia. Szeregi tych pierwszych opuścił wspomniany Nagelsmann, który był w ostatnich latach twarzą drużyny i gwarancją jakości. To on sprawiał, że wielu piłkarzy grało lepiej, niż powinno grać. Teraz nie ma ani Niemca, ani kilku gwiazd, które pożegnały się z TSG. Nowy szkoleniowiec, Alfred Schreuder, był co prawda w przeszłości w Hoffenheim, ostatnio natomiast pracował w Ajaksie, więc nie należy do grona tępych toporków. Wciąż jednak jest bardzo dużym znakiem zapytania i nie wiadomo, czy sobie poradzi. Z kolei w Schalke nie ma ani pieniędzy, ani nazwisk. Transfery poczynione przez klub są biedne, co nie może dziwić z racji tego, że nie było za co ich wykonywać. Kadra nie imponuje, więc nikt nie spodziewa się po "Königsblauen" cudów, a potencjalny awans do europejskich pucharów byłby spełnieniem marzeń. Ich atutem powinien być trener David Wagner, który znany jest ze swojej owocnej pracy w Huddersfield i z tego, że jest kumplem Jürgena Kloppa. Chociaż to drugie w Gelsenkirchen nie jest raczej powodem do chluby...
Na dole tabeli również będzie ciekawie. Oczywiście mówię teraz czysto hipotetycznie, bo to, że przewidujemy kogoś do walki o utrzymanie to jedna sprawa, a druga jest taka czy on faktycznie będzie o to utrzymanie musiał walczyć. Jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa można napisać, że beniaminkowie z Paderborn i Berlina (Union) nie będą miały łatwego życia, bo z czysto piłkarską jakością jest u nich spory problem. Pozostanie w elicie będzie dla tych zespołów dużym sukcesem, co z kolei powinno być znacznie prostsze w przypadku FC Köln, które wróciło do Bundesligi po roku i pakę ma naprawdę bardzo dobrą - środek tabeli wzywa. Kandydatami do taplania się w ligowych odmętach są również piłkarze Fortuny Düsseldorf. Fajnie, że ostatnio wywalczyli pewne utrzymanie, ale teraz wszyscy ich znają, a i kilku ważnych piłkarzy już w ich szeregach nie ma. Plusem na pewno będzie dla nich obecność Paderbornu i Unionu, ale... wszystko okaże się w praniu. Bo kto broni spaść Augsburgowi, Mainz, Hercie czy Freiburgowi? No nikt.
Szykuje nam się kolejny bardzo ciekawy sezon Bundesligi i nie mówię tego tylko dlatego, że każdy sezon jest dla mnie ciekawy. W tym nadchodzącym średnia ciekawości jest zdecydowanie ponad normą, bo na szczycie powinno dziać się dużo, pełnego zwrotów akcji, rozciągniętego na 34 kolejki! Nie zapominajmy, że sezon to nie tylko runda jesienna... Peleton pościgowy, który zawalczy o europejskie puchary, również wygląda ciekawie i - co istotniejsze - ofensywnie! Gladbach, Lipsk, Leverkusen, Wolfsburg, a jeszcze zapomniałem wspomnieć o Werderze Brema, który także ma chrapkę na Ligę Europy! No i ma kolejnego interesującego szkoleniowca, którym jest Florian Kohfeldt. To może być sezon trenerów, chociaż... nie oszukujmy się.
Liczy się tylko to, żeby zdetronizować Bayern Monachium.