Bayern ukarał Renato Sanchesa
Jeśli ktoś myśli, że wesołe historie rodem z Bayernu Monachium przeszły już do lamusa, to powiedzcie mu, że jest w błędzie. Inauguracyjny remis 2:2 spowodował w Bawarii kilka tarć i kilka za głośnych słów, za które musiał zapłacić Renato Sanches. Przy okazji powinno się oberwać Joshui Kimmichowi, ale... podobno on ukarany nie został. O co chodzi?
Umówmy się, remis Bayernu z Herthą trzeba uznawać za niespodziankę. Zresztą monachijczycy mają to do siebie, że każde ich potknięcie jest sensacją, ale ja nie o tym... Sanches pojawił się na boisku dopiero w 85. minucie, będąc zresztą pierwszą zmianą wykonaną przez trenera Niko Kovaca. Późno, ale biorąc pod uwagę, że na ławce mistrzów Niemiec za dużo jakości nie było, można to zrozumieć. Portugalczyk był po spotkaniu bardzo zirytowany swoją pozycją w hierarchii zespołu i nie omieszkał skomentować tego w mediach.
To nie jest dla mnie dobra sytuacja. Już drugi raz chcę odejść, a oni mi nie pozwalają. Pięć minut w meczu to nie jest dla mnie wystarczająco dużo
Mistrz Europy przyznał również, że jest smutny, a całość tej wypowiedzi nie spodobała się monachijskiemu szefostwu, które postanowiło ukarać go grzywną w wysokości 10 tysięcy euro. Następnego dnia Kovac powiedział swoim piłkarzom, że w poprzednim sezonie przymykał oko na krytykę jego i jego decyzji, ale tym razem nie będzie już tego puszczał płazem. Chodziło o to, że po meczu z Herthą Joshua Kimmich w szatni głośno krytykował swojego trenera i wystawiany przez niego skład. Czy niemiecka perełka została ukarana? "Bild", który o tym wszystkim doniósł, nic o tym nie wspomniał...
A tutaj Karl-Heinz Rummenigge, prezes Bayernu, komentujący sprawę Sanchesa:
Nie sprzedamy go! Zrobiłby lepiej, gdyby się uspokoił. To nie jest właściwym zachowaniem, aby od razu uciekać rozzłoszczony po drugim meczu. Otrzyma swoje szanse, wszyscy jesteśmy o tym przekonani.