Havertz nie tańszy od Joao Felixa
Na niemiecką perełkę z Bayeru Leverkusen wszyscy chuchają i dmuchają. W końcu Kai Havertz to talent czystej krwi i nie może zmarnować się przez przejście do byle jakiego klubu i za byle jakie pieniądze. Niemcy się cenią, tak jak swoją gwiazdę cenią "Aptekarze". To nie są tanie rzeczy.
To, że cena za Havertza przekroczy setkę, wydaje się oczywistością. Nie jest jednak wiadome, kto za niego tyle wyłoży, choć na ten moment wyraźnym faworytem jest Bayern Monachium. To nie dziwi, wszystko, co się w Niemczech świeci, znajduje się celowniku Bawarczyków, którzy od wielu, wielu lat mają w Bundeslidze najsilniejszą pozycję. Bayern chce, Bayern dostaje. Pytanie tylko czy sam Havertz będzie chciał iść do giganta z południa, skoro jego osobą interesują się także m.in. Real Madryt czy Barcelona. Może lepiej zostać drugim Tonim Kroosem?
Nie możemy zaoferować mu tego, co inne kluby mają do zaoferowania.
Uderzył bez owijania w bawełnę Fernando Carro, dyrektor zarządzający Bayeru. Potwierdził tym w znacznej mierze to, że w przyszłym sezonie 20-latka w Leverkusen już nie zobaczymy. Ile "Die Werkself" będą za niego chcieli? Dyrektor sportowy Rudi Völler świeci tylko oczkami na myśl o grubych przelewach, a Carro mówi o tej kwestii tak:
Joao Felix kosztował Atletico 126 mln euro, a ja nie uważam, żeby Havertz był od niego gorszy.
To już jakiś konkret. Bayer chce umocnić swoją pozycję negocjacyjną i wyraźnie zasugerował, że zwykłe 100 mln euro nie będzie go zadowalać. Chcecie ultratalent? Dawać setkę i jeszcze ćwierć! I to co najmniej. Bayern Monachium raczej nie może być zadowolony z takiego komentarza, bo jak wiadomo oni mieli wielki problem, żeby przekroczyć 80 mln euro na Leroya Sane (czego i tak z racji jego kontuzji nie zrobili). Seta w przypadku 20-latka z Leverkusen była czymś, z czym wszyscy się już pogodzili, a tutaj trzeba będzie jeszcze dołożyć. Na swoje szczęście Bawarczycy nie będą mieli już za prezydenta Uliego Hoeneßa, który do rozrzutnych bynajmniej nie należał. Raczej do tych skąpych.