Schalke (częściowo) odzyskuje godność
Dość szybko wdrapało się na szczyt Schalke, by dość szybko z niego spaść. Przez szczyt rozumiem tutaj oczywiście wicemistrzostwo z sezonu 2017/18, bo mistrzostwo w Niemczech jest - jak na razie - zarezerwowane tylko dla jednej drużyny. Radość z najlepszego miejsca w tabeli od ośmiu lat była jednak dość krótka, bo "Königsblauen" gładko stoczyli się w otchłań przeciętności.
Tego, który w Gelsenkirchen sięgnął po wicemistrzostwo, już w Gelsenkirchen nie ma. Trener Domenico Tedesco wylądował w Rosji, gdzie próbuje - za niezłą kaskę - odbudować swoje nazwisko, które - jak Schalke we wspomnianym sezonie - bardzo szybko wskoczyło na top i z niego spadło. Niebiescy byli dla młodego szkoleniowca pierwszym poważnym klubem i jak się okazało, zadanie prowadzenia go przerosło Tedesco. Zabrakło chłopu doświadczenia, narobił wiele błędów, stracił szatnię, nie miał planu B, a gry jego drużyny nawet w chwili sukcesów nie dało się za bardzo oglądać. Równocześnie S04 nie popisywało się na gruncie organizacyjnym, co akurat sięgało dalej niż 1,5-roczna przygoda niemieckiego szkoleniowca włoskiego pochodzenia. Żeby było zabawniej, Tedesco po włosku znaczy Niemiec, ale część z Was pewnie już to wie.
Ostatnio Schalke nie miało farta do dyrektorów sportowych. Horst Heldt pracował tam w latach 2011-16, po nim z Mainz przyszedł Christian Heidel, który funkcjonował w Moguncji fenomenalnie - ale w Gelsenkirchen dał ciała i wyleciał po niecałych trzech latach. O ile ten pierwszy jeszcze miał dobre momenty, o tyle ten drugi roztrwonił na nieudane transfery mnóstwo siana, choć oczywiście to za jego kadencji "Königsblauen" sięgnęli po niespodziewane wicemistrzostwo i to on postawił na Tedesco. Po czym skończył jak on, ale ja nie o tym... Efekt nieudolnych działań Heidela jest taki, że obecnie Schalke kadrowo należy co najwyżej do ligowych średniaków i choć pod wodzą trenera Davida Wagnera spisuje się lepiej niż się spodziewano, to ogólnie rzecz ujmując robi wynik lekko ponad stan z tego, co akurat leży w szafie. A nie leżą tam złoto, diamenty ani bardziej opłacalny niż polski węgiel z Madagaskaru.
Właśnie - dlaczego nie leży? Bo nie kupiono. Czemu nie kupiono? Bo nie było za co. Tego lata Schalke miało fundusze tak ograniczone, jak dawno nie były ograniczone, na co wpływ miała w dużym stopniu nietrafiona polityka Heidela. Przez klub przepłynęło w ostatnich latach sporo kasy, ale mogło przepłynąć jeszcze więcej, gdyby w Gelsenkirchen rozumieli pojęcie "przedłużenie kontraktu". A tego nie rozumieli. Cała wataha futbolowych kozaków odeszła z zespołu za darmo. co regularnie powodowało, że liczne grono kibiców królewsko-niebieskich dostawało na twarz liścia za liściem. A szefostwo nie wyciągało wniosków i nie potrafiło zatrzymywać tych najlepszych. Liść za liściem.
- 2018 -> Leon Goretzka był gwiazdą klubu i jednym z najlepszych piłkarzy Bundesligi. Oferowano mu ogromne pieniądze za przedłużenie umowy, najwyższy kontrakt w historii klubu, ale on wybrał Bayern.
- 2018 -> Max Meyer był lekko w cieniu Goretzki, ale jako "szóstka" spisywał się rewelacyjnie. Chciał być największą gwiazdą zespołu, ale soda uderzyła mu do głowy, przez co skończył za darmo w Crystal Palace.
- 2017 -> Sead Kolasinac z niczego stał się czołowym lewym obrońcą Bundesligi. Czołg miażdżył wszystko na swojej drodze łącznie z nadziejami Schalke na jakieś pieniądze. Klub zaniedbał jego kwestie kontraktowe.
- 2016 -> Joel Matip był wychowankiem klubu, kimś z kim kibice się utożsamiali - a co zrobił zarząd? Wiecie co dał...
- 2013 -> Lewis Holtby był kolejną młodą gwiazdą Schalke, której przedłużenia kontraktu nie dopilnowano. Na nim chociaż coś jednak zarobiono, bo na pół roku przed końcem umowy odszedł do Tottenhamu za 1,5 mln euro
Za takich grajków jak Leroy Sane czy Thilo Kehrer hajsy również wpadły do kasy, ale prawda jest taka, że ten drugi też nie był za bardzo chętny do myślenia o nowej umowie i wysoka oferta z PSG była dla S04 jak zbawienie. W każdym razie sami widzicie, że wiele razy zaprzepaszczono kwestie kontraktowe w Gelsenkirchen, dlatego wielkim hitem było to, co ogłoszono wczoraj - przedłużenie umowy Amine'a Harita, największej gwiazdy drużyny.
Jaki Marokańczyk jest, taki jest, ale to, że obserwuje go Barcelona, mówi samo za siebie. Jego umowa także wygasała w najbliższym czasie, dlatego wielkie gratulacje należą się zarządowi - i odpowiedzialnym za tego typu rzeczy Peterowi Knäbelowi, Michaelowi Reschkemu oraz Jochenowi Schneiderowi. Harit jest zobligowany do gry w Schalke do 2024 roku, w latach 2021-2023 obowiązywać będzie klauzula odstępnego wynosząca 60 mln euro, która potem będzie wynosić 50 mln. I tak to się, kurde, robi! Gwiazda przekonana, jakość została w zespole, a wszyscy inni otrzymali sygnał - można w Gelsenkirchen budować coś poważnego. Tak powinny funkcjonować największe kluby, a Schalke takim w Niemczech właśnie jest. Oczywiście przed nimi jeszcze długa droga, ale impuls popłynął jak najbardziej pozytywny!
Bild: Amine Harit przedłużył do 2025 roku umowę z Schalke.
— Marcin Borzęcki (@m_borzecki) December 11, 2019
Trudno o lepszą wiadomość mając w pamięci, ilu zdolnych graczy puszczono za darmo. Ukłony dla @Amine_000, bo w takiej formie mógł się powoli rozglądać za transferem, a docenił, że mu zaufano i go odbudowano. pic.twitter.com/hxHugnOkRB
Fajnie, że Harit przedłużył. Teraz będzie można ten śmieszny klub przynajmniej z jedną mordą identyfikować 😏
— Paneb_Ognik (@Paneb_Ognik) December 11, 2019
Jeżeli Harit podpisze nową umowę, byłoby to pierwsze przedłużenie kontraktu w #S04 przez kluczowego gracza ofensywnego (wartego więcej niż 10mln€) od 2013 roku, kiedy to Draxler przedłużył swój kontrakt o 5 lat.
— Gianni Caspchace (@Gianni28141769) December 9, 2019
WOOW, PRAWIE 7 LAT...#bundestak pic.twitter.com/XbF6GIEXJp
Czyżby? Duuuży plus dla Schneidera jeśli Harit przedłuży kontrakt. https://t.co/r6OTb7Jwyq
— Krystian Kaszubowski (@k_kaszubowski) December 9, 2019