Schalke przyjechało po wygraną, postawiło twarde warunki, ale nie dało rady Bayernowi
Przed dzisiejszym hitem 22. kolejki Bundesligi Domenico Tedesco, trener Schalke, powiedział, że do Monachium przyjadą po zwycięstwo, bo inaczej mogliby po prostu zostać w łóżkach w Gelsenkirchen. I faktycznie, Königsblauen od początku wyszli odważnie, ofensywnie i zagrali bardzo dobre spotkanie przeciwko gigantowi, przede wszystkim w pierwszej połowie. Na ich nieszczęście nie udało im się jednak wygrać i Bawarczycy zwyciężyli ostatecznie 2:1.
Mając na uwadze to, jak wyglądał jesienny mecz obu tych drużyn w Gelsenkirchen oraz że S04 ostatnio pokonało FCB w marcu 2011 roku, kibice Schalke mogli mieć lekkie obawy co do tego starcia. Kilka miesięcy temu Bayern dość łatwo poradził sobie z ekipą Königsblauen na ich własnym terenie, wygrał 3:0, a gospodarze istnieli tylko do pierwszej bramki - czyli niedługo, bo do 25. minuty. Młody szkoleniowiec Schalke musiał więc wymyślić coś ekstra na wizytę w stolicy Bawarii, dlatego zdecydował się zaskoczyć i wystawił od początku aż trzech nominalnych napastników! Obok Embolo i Burgstallera zagrał także Di Santo, który był bardziej cofnięty w porównaniu do swoich konkurentów, można powiedzieć, że grał właściwie w linii pomocy. Dodatkowo Tedesco zrezygnował z usług Bastiana Oczipki, z prawej na lewo przesunął Caligiuriego, którego z kolei zastąpił... grajek nie najwyższej jakości - Schöpf. Z dwojga złego lepsze to niż Oczipka i Schöpf razem.
Co do Bayernu, to gospodarze musieli radzić sobie bez Juppa Heynckesa, ponieważ doświadczony szkoleniowiec zachorował i na ławce zastąpił go jego asystent Peter Hermann. Poza tym wielkich niespodzianek w składzie przyszłych i obecnych mistrzów Niemiec nie było. Można zwrócić uwagę na to, że jedynym nominalnym środkowym pomocnikiem był Arturo Vidal, bo razem z nim występował grający normalnie wyżej James - aczkolwiek Kolumbijczykowi ostatnio zdarzało się grać w podobnym ustawieniu, rzecz jasna z odpowiednią ilością taktycznego luzu. Tu macie całość składów:
BAYERN:
Ulreich
Kimmich, Boateng (71. Süle), Hummels, Alaba
Vidal
Robben, Müller, James (81. Martinez), Ribery (77. Coman)
Lewandowski
SCHALKE:
Fährmann
Stambouli, Naldo, Kehrer
Schöpf, Goretzka, Meyer (59. Oczipka), Caligiuri
Di Santo (77. Konoplyanka)
Embolo, Burgstaller (65. Harit)
Przejdźmy w końcu do meczu, bo rozpoczął się grubo. Już w pierwszej minucie Schalke wyszło z kontrą czterech na trzech, a uderzeniem skończył ją Embolo, który zaplątał się nieco podczas przyjmowaniu piłki. Widać było, że goście wyszli na to spotkanie z odważnym nastawieniem, ale dość szybko dostali liścia w twarz, bo już w 6. minucie wynik otworzył nie kto inny, jak Robert Lewandowski. Duży udział przy tej bramce miał Ralph Fährmann, bramkarz gości, który bardzo niefortunnie odbił strzał sprzed pola karnego Thomasa Müllera, dając Lewemu szansę na zdobycie kolejnej łatwej bramki. Fakt, Drewniok mógł zabić Fährmanna, odpalił jak Amerykanie na Nagasaki, ale to nie zmienia niczego, bo goalkeeper przyjezdnych po prostu się nie popisał. Warto też dodać, że był to 11. gol Polaka na Allianz Arenie z rzędu, dzięki czemu zrównał się pod tym względem z obecnym rekordzistą... swoim trenerem Juppem Heynckesem.
Schalke nie popełniło błędu sprzed kilku miesięcy i nie popadło w depresję po golu Lewandowskiego. Spotkanie było wyrównane i choć to Bayern miał lekką przewagę w posiadaniu piłki, to goście stanowili dla nich równorzędnych przeciwników. Atakowali odważnie, stwarzali sobie mniej lub bardziej groźne (np. Kehrer po rożnym) sytuacje podbramkowe, dorównywali monachijczykom tempem, a w niektórych momentach zamykali ich nawet we własnym polu karnym. Niestety żadna ze stron nie stworzyła sobie typowej setki, chociaż przy strzale z dystansu Alaby Fährmann musiał ostro się wysilić.
Co jeszcze było charakterystyczne w tym meczu to duża liczba kontrataków po jednej i drugiej stronie. W 29. minucie przez pół boiska przebiegł Leon Goretzka, przyszły zawodnik Bayernu, pamiętajmy. Dośrodkował Breel Embolo, Goretzka nie trafił w piłkę nożycami, a ta spadła pod nogi Di Santo, który... strzelił gola! TAK! Di Santo strzelił gola! Tym, którzy nie kminią sensacyjności tego wydarzenia dodam, że Di Santo może robić na boisku wiele rzeczy, ale do zdobywania bramek nikogo nie przyzwyczaił. Dzisiejszy mecz w Monachium, czyli nie byle gdzie, był wyjątkiem.
W każdym razie remis był w pełni zasłużony, ale Bayern, jak to Bayern, podkręcił nieco tempo i choć nie zdominował Schalke, to wyraźnie na nim przysiadł. Dzięki temu już w 36. minucie, po podaniu prostopadłym Robbena, bramkę na 2:1 strzelił Müller, uderzający z cholernie ostrego kąta, chyba z metra od linii końcowej! Wpakował futbolówkę po krótkim i znów należy za to skarcić Fährmanna. Nieładnie, Ralph.
To niesamowite, że Fährmann zawalił 3 z 4 ostatnich goli Schalke. Takiej passy to bym się po nim nie spodziewał.#bundesTAK
— Piotrek Tubacki (@P_Tub) 10 lutego 2018
Pierwsza połowa była bardzo wyrównana i stała na mega wysokim poziomie piłkarskim. Druga... cóż, nadal była wyrównana, choć Bayern dużo częściej był przy piłce, ale co do tego tempa i emocji... W 50. minucie Goretzka zagrał w pole karne do Burgstallera, który chciał minąć Ulreicha, a potem wymusić rzut karny, co zakończyło się dla niego jedynie żółtą kartką za pyskówkę. Chwilę później Neymara odwalił także James, jednak jako że Rodriguez grał w LaLiga, a Burgstaller nie, efektowny teatr Kolumbijczyka w związku z pacnięciem przez Di Santo stał na dużo wyższym poziomie. W każdym razie na boisku była stypa, w 71. minucie opuścił je Boateng, który najprawdopodobniej odczuwał jakiś niegroźny ból.
Dopiero po 70. minucie zaczęło się coś dziać, bo rezerwowy Harit, który rozruszał nieco zgrzybiałe towarzystwo, podał do Embolo, a ten zmusił do interwencji czujnego Ulreicha. Strzał był groźny, a przy okazji... pierwszy celny w drugiej połowie - drugi i ostatni oddał Coman w 93. minucie. W każdym razie dwie minuty po Szwajcarze swoją sytuację miał Bayern: Müller dostał piłkę w polu karnym, zamiast strzelać podał jeszcze do Lewandowskiego, a ten strze... a nie, nie strzelił, bo Stambouli jakimś cudem wybił mu futbolówkę sprzed nóg i uratował tyłek swojej drużynie. Polak miał kolejną okazję kilka minut później, po świetnym podaniu Ribery'ego, ale udowodnił prawdziwość stwierdzenia, że chłop z Ekstraklasy wyjdzie, ale Ekstraklasa z chłopa nigdy, gdy piłka po jego lobie leciała w stronę przeciwną do kierunku, w którym stała bramka. No i jeśli mam być szczery, to z ciekawszych sytuacji w tej części meczu byłoby na tyle i Bayern wygrał, chociaż łatwo zdecydowanie nie miał.
Reasumując...
Zespół z Gelsenkirchen podniósł poprzeczkę bardzo wysoko, ale w drugiej połowie nic ciekawego nie był w stanie wykombinować. Oczywiście Bayern też nie zagrał nie wiadomo czego, bo całe spotkanie było mocno wyrównane, ale naukowcy z USA odkryli, że jeśli przegrywasz 1:2 i chcesz zremisować, to musisz zdobyć bramkę, czego goście nie uczynili. Nawet nie mieli kiedy i jak. Nie byli już tak groźni jak w pierwszej połowie, chociaż trzeba też powiedzieć, że nie był to mecz z serii "Andrzej, muruj, bo to Bayern". Nie wiadomo, jakby to było, gdyby Fährmann nie zawalił tych goli, ale faktem jest, że mimo wszystko widać było, która drużyna to gigant, dominator, hegemon i bundesligowe monopolista, a która... nie. Rewelacyjny mecz zagrał Arturo Vidal, będący w środku pola absolutnie wszędzie. Niezłą zmianę dał w Schalke Amine Harit i aż dziwi fakt, że bardzo dobrze zagrał Benjamin Stambouli, który przyzwyczaił nas do wielu rzeczy, ale nie do braku błędów w defensywie. Lewandowski udowodnił z kolei, że jest z niego niezły paker, kiedy z Naldo na dupie plecach przesunął się o dobre kilka metrów w tył, chroniąc piłkę, a Goretzka pokazał, dlaczego łączyło się go nie tylko z monachijczykami, ale również z Barceloną czy Manchesterami. Ulreich znów wysłał Neuerowi sygnał, że choć nie miał dziś zbyt wiele do roboty, to Manu i tak nie ma się co śpieszyć z powrotem, bo bramka FCB obsadzona jest zajebiście.
A przede wszystkim Bayern wygrał dziewiąte spotkanie ligowe z rzędu, kolejne na dobrym poziomie i mimo że jego rywal był jednym z najtrudniejszych w ostatnich miesiącach, to i tak zgarnął komplet punktów i przybliżył się do najszybszego mistrzostwa Niemiec w historii.