0,70 punktu na mecz - czyli Dortmund znów przegra z Lipskiem?
Tomasz Urban podał na Twitterze bardzo ciekawą informację, dotyczącą drugiego miejsca w Bundeslidze. Jak wiadomo w obecnym sezonie nikt nie chce być wiceliderem i prawie za każdym razem ten, kto wskakuje "tuż" za plecy Bayernu, w przeciągu dwóch następnych meczów traci tę lokatę i leci z powrotem jak bumerang. Wiedziało o tym Mainz, gdy mierzyło się pod koniec stycznia z Bayerem Leverkusen, ale na ich nieszczęście Aptekarze przerwali fatalną passę wiceliderów i w 20. kolejce wygrali jako drużyna nr 2 po raz pierwszy od... kolejki nr 10. Tak, tak, od końca października do końca stycznia żaden wicelider nie wygrał swojego spotkania, a ostatni był oczywiście Bayern Monachium. Najśmieszniejsze jest to, że wygrana Leverkusen była tylko rodzynkiem, ponieważ podczas kolejnych weekendów drugie zespoły znów nie wygrywały i tak, dobrze liczycie - od 11. do 24. kolejki włącznie wiceliderzy tylko raz zgarnęli komplet oczek. Na co jednak zwrócił uwagę wspomniany Tomasz Urban? Otóż drugie miejsce w Bundeslidze punktuje w tym sezonie najgorzej. Drużyny tam będące robią zaledwie 0,70 punktu na mecz i żadna inna lokata nie jest pod tym względem tak słaba. Nawet HSV robi 0,71! Już jutro w hicie kolejki RB Lipsk zmierzy się u siebie z Borussią Dortmund, która to obecnie prowadzi w grupie "pościgowej" Bayernu. Kolejna porażka czy może remis?
Wiem, że wstęp wyszedł długi, ale musicie mi to wybaczyć, bo ta statystyka jest wręcz zatrważająca. Nie licząc monachijczyków, najlepiej punktuje miejsce nr 9, robiące 1,93 punktu, ale to co się dzieje na miejscu nr 2... To są jakieś żarty. Nie wiem, czy drużyny zajmujące fotel wicelidera zżera presja i stres, że w przypadku porażki mogą wypaść nawet poza Ligę Mistrzów, ale chyba innego wytłumaczenia znaleźć po prostu się nie da. Bo to nie jest też tak, że drugie miejsca zawsze grają jakieś hitowe, szlagierowe pojedynki na śmierć i życie z bezpośrednimi rywalami - Lipsk przecież przegrywał na Freiburgu i remisował u siebie z Mainz, Leverkusen przegrywało na BayArena z Herthą, a Dortmund kilka dni temu w mega głupi sposób stracił punkty, remisując na Signal Iduna Park z Augsburgiem. Jasne, wiceliderzy mieli też kilka takich meczów, że aż ślinka ciekła, jak chociażby legendarne Revierderby, tłukli się też między sobą, ale nieważne co by się działo, druga drużyna Bundesligi i tak prawie nigdy nie wygrywa. Dlatego smakowicie zapowiada się sobotnie starcie, o którym wspomniałem, gdzie RB Lipsk podejmie u siebie Borussię Dortmund.
Jeśli byśmy patrzyli przez pryzmat 0,70 punktu, to jasno wynikałoby, że BVB nie powinna jutro wygrać na Red Bull Arenie. No i bardzo możliwe, że hit 25. serii gier takim soczystym remisem się zakończy, bo trzeba też wziąć pod uwagę inne smaczki, jak chociażby to, że Peter Stöger w żółtych barwach jeszcze w Bundeslidze nie przegrał (5 zwycięstw, 4 remisy) oraz fakt, że Borussia o dziwo lepiej radzi sobie na wyjazdach niż u siebie - różnica trzech punktów. Zresztą zerknąłem na poprzedni sezon i okazało się, że w trakcie jego trwania dortmundczycy zgromadzili poza Signal Iduna Park 21 punktów, obecnie mają ich już 22. Za prawdopodobieństwem remisu przemawia także to, że RB radzi sobie u siebie naprawdę bardzo dobrze - siedem wygranych, trzy remisy, dwie porażki (w tym jedna ostatnio z FC Köln). Mają na koncie dwie przegrane z rzędu, a tak "długiej" passy jeszcze w obecnych rozgrywkach nie mieli.
Ale to wszystko to tylko suche liczby. Jedne zostaną potwierdzone, inne zostaną obalone, tak to już z tymi statystykami bywa. Fakty natury czysto piłkarskiej są natomiast takie, że Lipsk nie musiał martwić się w tym tygodniu Ligą Europy, co miało widoczny wpływ na ich grę we wspomnianym meczu z FC Köln, który przegrali w bardzo słabym stylu. Pierwsza część tamtego spotkania nie wskazywała na to, że RasenBallsport nie zgarnie kompletu punktów. Gospodarze prowadzili po szybko zdobytej bramce Augustina, dyktowali warunki, stwarzali sytuacje, oglądało się ich bardzo przyjemnie, a kolończycy nie mieli prawie żadnych argumentów. Druga połowa była jednak zupełnie inna, RB stanął, a w piłkę grali tylko i wyłącznie przyjezdni. Biegali, walczyli, zdobyli dwa gole i wrócili do domu z zasłużonym zwycięstwem, upokarzając poniekąd minimalistyczny i nonszalancki Lipsk. Ten mecz nie był zresztą pierwszym "stojanowem" Byków, bo kolejkę wcześniej także nie popisali się w poniedziałkowym starciu z Eintrachtem Frankfurt. Pomiędzy tymi dwoma spotkaniami dostali jeszcze w dupę od Napoli u siebie, czego na pewno nie można było zrzucić na chęć oszczędzania się przed ligą i na posiadanie pewnej zaliczki z pierwszego pojedynku.
Lipsk w tym sezonie wiele razy zawodził i grał tak, jakby chciał solidaryzować się z Hamburgiem albo Sandecją Nowy Sącz, ale to nie oznacza, że prezentował się tylko i wyłącznie słabo - nie. Jakoś te punkty musiał przecież zrobić. Patrząc tylko na mecze ligowe z 2018 roku można wyróżnić albo spotkania bardzo dobre - Schalke, Gladbach, Augsburg, albo bardzo słabe, wręcz upokarzające rezultatem - Freiburg, HSV (tu remis), Eintracht Frankfurt, FC Köln. Do zachowania równowagi wypadałoby więc rozegrać świetne zawody z Borussią Dortmund, tym bardziej że na jesień to właśnie od RB zaczął się wielki kryzys w drużynie prowadzonej wówczas przez Petera Bosza. Klub z byłego NRD potrafi grać z dortmundczykami, tak samo jak ich trener Ralph Hasenhüttl potrafi grać z trenerem Stögerem (trzy wygrane, cztery remisy), który z kolei ani razu nie pokonał swojego rodaka i ani razu nie pokonał Lipska. Dlatego gospodarze będą w sobotę faworytem i nie ma tutaj żadnej dyskusji.
Tym bardziej że Borussia gra bardzo nierówno i choć wyniki mają dobre, to ich postawa pozostawia wiele do życzenia. Głupio stracone gole to już dla nich normalność, schizofrenia także - najpierw grają wyśmienitą piłkę, dominują, kontrolują, a nagle rywal, nieważne kim by on nie był, zaczyna przeważać i być stroną lepszą. Kibice bardzo narzekają na styl drużyny i mają ku temu faktyczne powody, bo BVB nie wygrywa pewnie. Bardzo często zwycięża na styk, a gdy ta sztuka im się nie udaje, remisuje - ale kiedyś ta pierwsza porażka musi w końcu przyjść. Jutro będą mieli ku temu idealne warunki, ale nie przekreślałbym ich szans, bo w końcu mówimy tutaj o piłce nożnej, w dodatku w wydaniu bundesligowym, gdzie dzieją się rzeczy nieprawdopodobne. Być może prawidła tego sezonu wreszcie zostaną zachwiane i w końcu pojawi się relatywnie mocny wicelider, z relatywnie stabilną dyspozycją. Tego jednak nie wiemy i dlatego sobotni hit zapowiada się bardzo apetycznie. 0,70 punktu czy może trochę więcej?
Co będzie się działo w pozostałych meczach 25. kolejki?
Borussia Mönchengladbach vs Werder Brema, piątek, 20:30
Sentymentalny mecz, w którym kibice jednej drużyny będą z tęsknotą patrzyć na swojego byłego piłkarza, grającego dla drugiej drużyny. Fani Gladbach z otwartymi ramionami przyjęliby pewnie Maxa Kruse, zaś fani Werderu z łezką w oku przytuliliby do łona Jannika Vestergaarda... NIEEEE! Obrona bremeńczyków prezentuje się naprawdę dobrze i za żadne Chiny nie życzyłbym im tego, aby kogoś z dwójki Moisander - Veljković zastąpił ten duński drewniok. Tym bardziej że Werder, który jest kilka pozycji niżej od Borussii, stracił w tym sezonie siedem goli mniej i mam takie dziwne wrażenie, że Vestergaard może mieć z tym coś wspólnego... Mimo że ma obok takiego asa jak Matthias Ginter. Faworyt Gladbach.
Wolfsburg vs Bayer Leverkusen, sobota, 15:30
Mecz z poprzedniej kolejki, w której Wolfsburg zremisował z Mainz, nie dał nam odpowiedzi na to, czy Bruno Labbadia tchnął w zespół nową energię, bo Wilki grały tak daremnie jak zawsze. No i rzecz jasna zremisowali, jakże mogłoby być inaczej? Żeby było śmieszniej w ostatnich dwóch spotkaniach między tymi zespołami także padały remisy, więc niewykluczone, że i tym razem obie ekipy coś na tym starciu zyskają. Tym bardziej że Bayer ma ostatnio obniżkę formy i w czterech ostatnich kolejkach wygrał tylko raz, z Hamburgiem i to w nie najlepszym stylu. W każdym razie historia pokazuje, że w starciach obu tych drużyn pada zawsze dużo goli, pamiętamy 4:5 sprzed kilku lat i duet Dost - De Bruyne, ale biorąc pod uwagę mizerię ofensywą Wolfsburga i dołek Leverkusen, jutro może nie być tak kolorowo.
HSV vs Mainz, sobota, 15:30
Szalenie istotny mecz na dole tabeli, w którym Hamburg powinien robić wszystko, co tylko się da, żeby zgarnąć komplet punktów - naćpać się, przekupić sędziego, spenetrować analnie bramkarza Mainz, kupić pelerynę niewidkę, żeby zagrać w trzynastu, wyłączyć prąd, żeby VAR nie działał itp. Jest to bowiem starcie drużyny przedostatniej (mającej tyle samo punktów co FC Köln), z drużyną zajmującą miejsce barażowe. Mainz ma przewagę siedmiu punktów nad HSV i jeśli wygra, to wykona naprawdę wielką robotę w pogłębianiu grobu, do którego powoli przymierzają się hamburczycy. Napięcie w Hamburgu jest ogromne, policja jest przyszykowana na zamieszanie, klatka w sektorze gości podobno została podwyższona, bo może być naprawdę różnie. Już ostatnio, przeciwko Leverkusen, kibice HSV wywiesili transparent, grożąc piłkarzom wpi*rdolem, więc atmosfera tego starcia będzie naprawdę gorąca. No i żeby było śmieszniej, trener Hollerbach może wkrótce stracić robotę w Hamburgu, mimo że prowadzi zespół od... pięciu spotkań - dwa remisy, trzy porażki. Zresztą tam każdy może zostać wyrzucony, Ekstraklasę czuć na kilometr, a organizacja to co najwyżej słowo ze słownika archaizmów.
Augsburg vs Hoffenheim, sobota, 15:30
W swojej obecnej dyspozycji Hoffenheim nie powinno mieć czego szukać w Augsburgu, chociaż z drugiej strony trzeba też spojrzeć na to, że Bawarczycy także nie prezentują specjalnie wysokiej formy. Zresztą jest to mecz bezpośrednich rywali, więc możemy spodziewać się wyrównanego spotkania oraz tego, że to goście będą przy piłce dłużej i że będą podawać celniej. Statystyki jasno pokazują, że w obu tych zestawieniach Hoffenheim jest w ligowej czołówce, w przeciwieństwie go Augsburga preferującego bardziej bezpośrednie metody. Jeśli Julian Nagelsmann myśli jeszcze o tym, żeby doprowadzić TSG do europejskich pucharów drugi rok z rzędu, to z jutrzejszego starcia powinien wyjść zwycięsko. I nie ustawiać środka Geiger, Grillitsch, Zulj. Głównie tego ostatniego niech lepiej nie wystawia.
Eintracht Frankfurt vs Hannover, sobota, 15:30
Ostatnie cztery mecze między tymi zespołami to zwycięstwa Eintrachtu, który obecnie prezentuje się więcej niż przyzwoicie. Co prawda ostatnio przegrał ze Stuttgartem Tayfuna Korkuta, ale wiadomo, Korkut to nowy Guardiola Bundesligi, więc ostatnio punktuje jak szalony. W każdym razie niewiele wskazuje na to, żeby Hannover miał uciągnąć jutro trzy punkty, bo po pierwsze na wyjazdach Die Roten robili wiele różnych rzeczy, ale raczej nie wygrywali (tylko dwa razy), a po drugie w ich szeregach obronnych będzie brakowało generała Sane, zawieszonego za żółte kartki. Wszystkie atuty przemawiają więc za gospodarzami, czyli gratulujemy Hannoverowi zwycięstwa!
Schalke vs Hertha Berlin, sobota, 15:30
Jezus Maria, nie... Nie chcę tego oglądać i wy też nie chcecie... Jesienią odpuściłem sobie ten hicior i słuchając kilku reakcji komentatorów, wnioskuję, że zrobiłem najlepszą rzecz w życiu zaraz po zjedzeniu kebsika przed imprezą. Hertha od kilku sezonów należy do ligowej czołówki, jeśli chodzi o najnudniejszy futbol w Niemczech i jako jedyna oddaje mniej niż dziesięć strzałów na spotkanie (8,8). Jest cholernie efektywna, to fakt, ale żadna z tego radość, bo nawet gol czy dwa nie "odzobaczą" tych wszystkich spotkań rodem z Chojniczanka vs Drutex Bytovia. No a Schalke pod Tedesco wcale lepsze nie jest, bo tam też liczy się przede wszystkim pragmatyzm i wyniki. Nie włączajcie tego.
RB Lipsk vs Borussia Dortmund, sobota, 18:30
FC Köln vs Stuttgart, niedziela, 15:30
Teoretycznie wygląda to na jeden ze słabszych meczów tej kolejki, ale w praktyce będzie bardzo ciekawy, głównie ze względu na Korkuta Kinga. Wyśmiewany i wyszydzany Tayfun okazał się zbawicielem Stuttgartu i po bramkowym remisie z Wolfsburgiem wygrał trzy mecze z rzędu rezultatem 1:0. Wynik jest? Jest. W ciągu tej fantastycznej passy udało mu się odnieść nawet pierwsze wyjazdowe zwycięstwo dla VfB, dlatego ciekawi mnie to, jak jego drużyna zaprezentuje się w Kolonii. Kozły niby są ostatnie, ale w ich grze widać wyraźną poprawę względem ostatniej rundy, no i w dodatku tydzień temu wygrali w dobrym stylu na Lipsku. Dlatego chcę zobaczyć... no dobra, nie chcę tego jakoś bardzo oglądać, ale jestem ciekawy, co wykombinuje ultradefensywny Stuttgart i co na to gospodarze. Zbyt wielu trafień bym tutaj nie oczekiwał.
Freiburg vs Bayern Monachium, niedziela, 18:00
Mecze w takim konkretnie zestawieniu zawsze mnie interesują. W Monachium nie, tam mi to wisi, bo Bayern zawsze wygrywa, ale Freiburg u siebie za każdym razem stawia gigantom bardzo trudne warunki. Zresztą nie tylko Bawarczykom, bo ogółem SCF przegrali u siebie w tym sezonie tylko jeden raz - z Schalke. Remisy wywozili stamtąd Eintracht, Dortmund czy Leverkusen, a przegrywali Hoffenheim, Gladbach czy RB Lipsk. Dlatego też Freiburg jest na stosunkowo bezpiecznym trzynastym miejscu w tabeli. Oczywiście Bayern będzie w niedzielę totalnym faworytem, ale warto spojrzeć na wyniki, jakie padały na Schwarzwald-Stadion w przeszłości: 1:2, 2:1, 1:1, 0:2, 0:0, 1:2, 1:2. No i jeszcze wcześniej 0:7, ale oprócz tego sami widzicie, że Freiburg zawsze tego giganta poszczypie po tyłku.