Rzeź niewiniątek na Allianz Arena
Jeśli myślimy o szlagierach w Niemczech to do głowy wpadają nam dwa spotkania. Derby Zagłębia Ruhry i Der Klassiker. Te pierwsze w minionym sezonie już okazały się prawdziwą gratką. Dawało nam to ogromne powody, by myśleć, że również spotkanie Bayernu z Borussią zapewni nam mnóstwo emocji. Mieliśmy w końcu spotkanie niekwestionowanego lidera z trzecim zespołem ligi. Dortmundczycy przyjeżdżali na Allianz Arena z zamiarem odkucia się na gospodarzach. W tym sezonie przegrali z nimi bowiem już dwukrotnie. Za to właśnie te dwa zwycięstwa sprawiały, że Bayern czuł się przed meczem bardzo pewnie. Bawarczycy chcieli w dobrym stylu postawić tym meczem stempel na całej Bundeslidze, udowadniając wszystkim, że są bezwzględnie najlepsi. Czy im się to udało?
Bayern, niczym Megiera w piosence Sławomira ruszył z trójki, z tym że nie zapchał przy tym swojego silnika. Goście w zasadzie nie wiedzieli co się dzieje. Już w czwartej minucie stracili pierwszego gola. Robert Lewandowski strzelił go jednak z niewielkiego spalonego. Chwilę później również z ofsajdu piłkę do siatki posłał Ribery, ale ten gol nie został już uznany. Ostatecznie Bayern nie okazał się zbyt gościnny, ponieważ do przerwy wbił Borussii aż pięć goli! Dortmundczycy wykazali się przy tym zaawansowanym syndromem sztokholmskim. Dwukrotnie stracili piłkę w bardzo głupi sposób na własnej połowie, co raz wykorzystał Muller a potem James. Jeśli goście wyjątkowo nie podawali do gospodarzy to i tak w żadnym wypadku nie myśleli o tym, aby im przeszkadzać. Zachowywali się jak tyczki i to dosyć wąskie.
Piłka nożna to nie pojedynek na śmierć i życie, więc zawodnicy Borussii nie mogli po zakończeniu pierwszej połowy podejść do Juppa Heynckesa i powiedzieć: "Kończ waść wstydu oszczędź." Nie wypadało też rzucić białego ręcznika i nie wyjść na drugą część gry. Bayern pokazał jednak ludzką twarz i mocno zwolnił, mając świadomość, że dalsze szarżowanie może tylko przynieść niepotrzebne zmęczenie czy kontuzje. Mecz stał się więc nudny, pomimo tego, że poziom się wyrównał. Borussia prawie strzeliła nawet honorową bramkę, ale Gotze trafił w słupek. Pod koniec spotkania Muller z Kimmichem ośmieszyli jeszcze defensywę gości, a ten drugi wyłożył piłkę na srebrnej tacy Robertowi Lewandowskiemu, który skompletował hat - tricka.
Trzeba jasno to powiedzieć po tym spotkaniu. Borussia ośmieszyła się w pierwszej połowie. W drugiej już wyglądała jak w miarę przyzwoity zespół, ale to było oczywiście znacznie za mało, by zatuszować blamaż z wcześniejszych czterdziestu pięciu minut. Bayern w takiej formie wyrasta na faworyta do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Za to Dortmundczycy powinni poważnie zastanowić się nad kolejnym trenerem, ponieważ potrzeba kogoś, kto w końcu nada temu zespołowi charakteru, którego dziś nie sposób było dostrzec.