RE-WE-LA-CYJ-NY Dortmund masakruje Gladbach i wykorzystuje potknięcie Bayernu!
Władze Borussii Dortmund cały czas podkreślają, że oni to nie mają szans na mistrza, że to Bayern jest gigantem, że w Monachium mają ogromną przewagę, że BVB na razie nie ma się co z nimi równać... Boję się wiedzieć, jak ekipa z Signal Iduna Park będzie wyglądała, gdy ich zdaniem będzie na poziomie Bawarczyków, bo dzisiaj zmiażdżyła u siebie Borussię Mönchengladbach aż 6:1 w rewelacyjnym stylu!
W obu drużynach brakowało kilku zawodników, ale składy, które wystawili trenerzy Bosz i Hecking, i tak były bardzo mocne, a o żadnych osłabieniach nie mogło być mowy. Co prawda w ekipie Mönchengladbach brakowało w bramce Yanna Sommera, ale żelazny rezerwowy Tobias Sippel kilkukrotnie udowodnił, że mając go w bramce Borussia nie musi się bać strzałów z wolnego Maximiliana Arnolda <puszcza oczko>. Niemiec zagrał nieźle, miał kilka bardzo dobrych interwencji, a przy golach nie miał nic do gadania, mimo tego worek wpuszczonych bramek wygląda w CV źle. Bardzo istotne dla gości było to, że na mecz zdążył Christoph Kramer, który w ostatnim meczu złamał nos i musiał grać w specjalnej masce. Aż strach pomyśleć, co Dortmund zrobiłby ze swoją imienniczką, gdyby nie było w środku pola doświadczonego mistrza świata, tylko np. Cuisance albo Hofmann. Co do BVB to trzeba powiedzieć o pierwszym w tym sezonie występie Juliana Weigla od pierwszej minuty (grał wybornie) oraz wystawieniu Jeremy'ego Toljana na lewej obronie, który również prezentował się bardzo dobrze. Poza tym standard:
BVB: Bürki - Miszczu Piszczu (69. Zagadou), Sokratis (83. Bartra), Toprak, Toljan - Weigl - Dahoud, Götze - Pulisic (64. Kagawa), Aubameyang, Philipp
Borussia Gladbach: Sippel - Elvedi, Ginter, Vestergaard, Wendt - Hazard, Kramer (75. Hofmann), Zakaria, Johnson (72. Hermann) - Stindl, Raffael (61. Cuisance)
Od samiuśkiego początku goście wznieśli potrójne zasieki i ustawieni w 4-4-2 patrzyli, jak dortmundczycy rozgrywają sobie piłkę na ich połowie. Gospodarze włazili na nią całą dziesiątką i tylko biedny Bürki musiał zostawać na swojej połówce, choć pewnie świerzbiło go, żeby ruszyć do przodu. Przez pierwszy kwadrans oglądaliśmy tylko jeden strzał oddany przez... Mönchengladbach. Źrebaki wyszły z kontratakiem, a w sytuacji prawie sam na sam wprost w szwajcarskiego bramkarza uderzył Hazard Junior. Z czasem jednak to Borussia D zaczęła strzelać, stwarzać świetne okazje i mimo kilku interwencji Sippela oraz dwóch słupków Aubameyanga trafiła do przerwy aż trzykrotnie.
W 28. minucie swoją wielką wartość dla drużyny udowodnił Weigl, który monotonię meczu rozwiał, zagrywając fantastyczne podanie prostopadłe do Aubameyanga. Gabończyk nie należy do top 5 najwolniejszych zawodników Bundesligi, więc zdążył dośrodkować do wbiegającego Philippa, który zademonstrował swoją ponadprzeciętną technikę i wewnętrzniakiem-wolejem otworzył rezultat spotkania. 10 minut później swoje przywiązanie do żółto-czarnych barw pokazał stoper Matthias Ginter, który latem zamienił Dortmund na Mönchengladbach. Niemiec nieumiejętnie wyprowadził piłkę z własnego pola karnego, jego podanie przeciął Dahoud i przekazał futbolówkę na lewo, do Toljana. Sprowadzony z Hoffenheim obrońca dograł płasko do Philippa i było już 2:0. W 45. minucie w końcu poszczęściło się Aubameyangowi - najpierw w rolę Weigla wcielił się Sokratis, a asystę do swoich dwóch goli dołożył Philipp. Król strzelców poprzedniego sezonu zrobił tylko to, co potrafi najlepiej, czyli trafił do pustej bramki. Goście z tej drugiej Borussii mieli jeszcze swoje dwie niezłe szanse - najpierw po stracie Piszczka zbyt lekko uderzał Stindl, a potem dwukrotnie, na raty, uderzał Hazard (w tym raz wprost w Bürkiego - znowu). Nieskutecznie. Masakra do przerwy, a statystyki miażdżące.
Druga połowa zaczęła się... trzecim słupkiem Aubameyanga, ale Gabończyk miał farta, bo tak uderzył piłkę, że od razu ją sobie dobił i podwyższył na 4:0. Gdzie było krycie? Dortmundczycy się bawili, szaleć zaczął mniej widoczny w pierwszej połowie Pulisic, a Gladbach nie istniało. No dobra, czasem coś spróbowali zdziałać, jak np. Hazard, który po raz trzeci w niezłej sytuacji uderzył wprost w Bürkiego. Ale optymizmu na ich twarzach nie było widać i gdybym nie wiedział, dlaczego tak smutają, to pomyślałbym, że właśnie skończyli grać w Red Dead Redemption i przeżywają żałobę po jednej z najsmutniejszych śmierci głównego bohatera, z jaką się osobiście spotkałem. Zresztą nie ma co się dziwić, bo w 63. minucie dostali piątą bramkę, a hat-tricka skompletował Aubameyang. Swoją ułomność piłkarską udowodnił Vestergaard, który, podobnie jak Ginter, pomylił się przy wyprowadzeniu, stracił piłkę, a swojego napadziora od razu uruchomił ex-piłkarz Gladbach Dahoud. Resztę znacie.
W 66. minucie goście jednak przełamali obronę BVB. Całą akcję zainicjował chyba jedyny szarpiący piłkarz Źrebaków, czyli Thorgan Hazard. Jego podanie znalazło Stindla, a ten wpakował gola Bürkiemu, jako pierwszy zawodnik Bundesligi w tym sezonie. Zawsze jakaś osłoda, nie? Ale Julian Weigl dość szybko ustawił swoich przeciwników do pionu, gdy w 79. minucie, przed polem karnym Sippela, przyjął na klatkę piłkę źle wybitą przez Hofmanna i efektownym strzałem z powietrza wpakował ją w samo okienko. 6:1, nara. Na tym się skończyło.
Borussia została po prostu zmiażdżona przez Borussię i nie ma tutaj żadnych wątpliwości. Jak napisałem na Twitterze (followujcie, link na dole), był to pierwszy raz, kiedy Dortmund wbił Mönchengladbach aż 6 goli. Szkoda jedynie tej straconej bramki, ale spodziewałem się tego, że akurat Stindl i spółka mogą przełamać fantastyczną passę BVB. Ale tylko tyle mogą z tego meczu mieć, bo ekipa Petera Bosza zasłużenie prowadzi w tabeli Bundesligi i już zaciera sobie ręce na wtorkowy mecz Ligi Mistrzów, w którym podejmą na własnym terenie mający sporo problemów Real Madryt.
Skrót i piękne gole zobaczycie na Footrollu TUTAJ
Ale w Mönchengladbach to mają jednak dystans do siebie... Kocham ich! Too many to mention.
— Gladbach (@borussia_en) 23 września 2017