Lewandowski się zgodził. Zostaje w Bayernie
Ludzie, przestańcie w końcu wierzyć w odejście Roberta Lewandowskiego. On nie odejdzie. Od kilku tygodniu jest to niemalże pewne, a po najnowszych słowach Niko Kovaca, jest to już przyklepane jak młotkiem od sędziego Sądu Najwyższego. Polak zaakceptował taki obrót spraw.
Są twardzi włodarze Bayernu i mimo że monachijczycy tracą na swoim prestiżu, to jednak wciąż - póki co - pozostają w europejskiej elicie. Od samego początku mówili, że Lewandowski nigdzie nie odejdzie i nigdzie nie odszedł, choć próbował jakichś dziwnych sztuczek i patentów. Wiadomo, nie takich jak Dembele czy Aubameyang, ale jednak kminił i kombinował. A wystarczyło tylko wziąć i na spokojnie pogadać z trenerem, żeby wyjaśnić całą sytuację i dojść do konsensusu. Co prawda wiąże się on z tym, że wygranym jest jednak klub, ale nie oznacza to, że piłkarz będzie teraz płakał i się buntował. On to po prostu zaakceptował. Jest profesjonalistą. Najemnikiem. Pracownikiem na kontrakcie.
To prawda, rozmawialiśmy z Robertem w zeszłym tygodniu. On wie, co ja o nim sądzę. Cały klub zna prezentowane przez niego umiejętności. Z pewnością jest w czołowej trójce najlepszych napastników na świecie. Na pewno go nie oddamy i to też mu oświadczyłem. Robert to zaakceptował i bardzo mnie tym ucieszył.
Da się? Da się. Bayern śmietnika z buzi (jak to głupio brzmi...) sobie nie robi i jak postanowił, tak też zrobił, co wyraźnie odróżnia go od Borussii Dortmund. Tamci kłapią na prawo i lewo o tym, jak to bardzo nie będą nikogo sprzedawać, a potem... No w każdym razie sprawę uważam za załatwioną i nie wiem, co by się musiało stać, żeby nagle jakimś cudem Lewandowski opuścił Bawarię. Dziękuję, dobranoc.
No, mogę jeszcze tutaj dopisać słówko o Ante Rebiciu, którego łączyło się z monachijczykami z racji jego bardzo dobrej formy i znajomości z trenerem Kovacem z Eintrachtu. Chorwat stwierdził jednak, że mają w zespole odpowiednią jakość i nie byłoby sensu w tym, żeby ściągać do drużyny jeszcze Rebicia. Tyle.