Ribery pojechał do domu w trakcie meczu!
Jeśli ktoś Wam kiedyś powie, że pieprzy to wszystko i jedzie w Bieszczady, lepiej uważajcie, gdzie pójdzie. Tym bardziej jeśli będzie na jakiejś fazie, bo okazuje się, że takie teksty mogą być czymś więcej niż tylko starym i coraz mniej śmiesznym żartem. Franck Ribery w trakcie dzisiejszego meczu z Bayerem Leverkusen miał właśnie taką myśl i w 83. minucie wyszedł ze stadionu, wziął taksówkę i pojechał do domu. Po prostu!
Francuz zdecydowanie nie jest już piłkarzem na pierwszy skład Bayernu. W tym sezonie zagrał co prawda we wszystkich meczach Bawarczyków od pierwszej minuty, ale wynika to nie tyle z jego jakości, co po prostu z wąskiej kadry zespołu, kontuzji Kingsleya Comana i prawdopodobnie tego, że 35-latek lubi się fochać. Lata lecą w górę, dawana jakoś piłkarska w dół, a ego wciąż pozostaje na tym samym, wysokim poziomie, przez co w ostatnich miesiącach mieliśmy do czynienia z kilkoma sytuacjami, w których Ribery nie był zadowolony z tego, że go na boisku nie ma. A to rzucił koszulką podczas schodzenia, a to coś tam... Kapryśny jest monachijski muzułmanin, ale co zrobisz, nic nie zrobisz. Po dzisiejszym meczu świat obiegła z kolei informacja o tym, że Francuz wziął i pojechał sobie taksą do domu. Niby okej, ale zrobił to, gdy spotkanie było jeszcze w trakcie!
Nie, nie myślcie sobie, że były reprezentant Francji zszedł już zlany potem i z wyplutymi płucami, poszedł pod prysznic i zmęczony pojechał do domciu założyć ciepłe laćki. On nawet na to boisko nie wszedł. Skrzydłowymi dzisiaj byli Serge Gnabry i Arjen Robben, zaś Ribery przyglądał się ich poczynaniom zza dupy Niko Kovaca. Chorwacki trener nie mógł nawet porobić takich zmian, jakich chciał, dlatego że kontuzji doznali Corentin Tolisso oraz Rafinha, stąd dwie roszady musiał wykonać z musu. Dla Ribery'ego miejsca na mruawie zabrakło. Taksówką, według doniesień niemieckich mediów, pojechał ok. 83. minuty, a tak się składa, że ostatnią zmianę Kovac wykonał minutę wcześniej. Przypadek? Zdaniem samego piłkarza tak.
To nie miało nic wspólnego z meczem. Nie jestem zły z powodu tego, że nie grałem. Wszystko zostało uzgodnione z trenerem.
Niektórzy zaczynali od razu twierdzić, że Ribery pojechał do domu, ponieważ strzelił focha. Nawet byłbym w stanie w to uwierzyć, ale wtedy oznaczałoby to dzbanizm zawodnika do kwadratu. Jednak nie ma na to dowodów, tak po prostu ktoś mu zarzucił ze względu na jego przypały z przeszłości. Prawdopodobna wersja, którą podały media, jest taka, że Francuz zniknął z powodów rodzinnych i to jest jak najbardziej możliwe. Dziwne, ale możliwe. Być może sprawa z czasem zostanie publicznie wyjaśniona, ale na razie nie ma co tego przesadnie rozdmuchiwać i pompować. Domniemanie niewinności oznacza w tym przypadku tyle, że miał jakiś ważny powód, a sztab szkoleniowy doskonale o tym wiedział.