Bayern w końcu się przełamał, Lewandowski z doppelpackiem
W końcu! Kibice Bayernu pewnie odetchnęli z ulgą, bo ich drużyna po serii czterech meczów bez zwycięstwa w końcu wygrała. Tej "sztuki" udało im się dokonać w wyjazdowym spotkaniu z Wolfsburgiem, gdzie zasłużenie pokonali "Wilki" 3:1 z dużym udziałem Roberta Lewandowskiego. Roboty nie ułatwił im jednak... Arjen Robben.
Składy:
Wolfsburg: Casteels - William, Knoche, Brooks, Roussillon - Rexhbecaj (71. Malli), Arnold, Gerhardt - Steffen (60. Mehmedi), Weghorst, Brekalo (60. Ginczek)
Bayern: Neuer - Kimmich, Süle, Hummels, Alaba (46. Rafinha) - Martinez - Robben, James (84. Sanches), Thiago, Gnabry (66. Goretzka) - Lewandowski
Trzeba zacząć od tego, że Wolfsburg w tym meczu nie stwarzał właściwie żadnego zagrożenia pod bramką Manuela Neuera. Mieli tam jakieś strzały, łącznie dziewięć, ale w większości nie można było ich nazwać groźnymi. Okej, strzelili gola, nawet ładnego, kiedy w 63. minucie Yannick Gerhardt uruchomił Admira Mehmediego, który świetnym podaniem obsłużył Wouta Weghorsta. Cała akcja była bardzo szybka, dynamiczna, kluczowa była asysta z pierwszej piłki. Mogło się to podobać.
Sęk w tym, że był to tylko gol kontaktowy, ponieważ w tamtej chwili monachijczycy wygrywali 2:0. W pierwszej połowie totalnie zdominowali gospodarzy i stworzyli sobie kilka naprawdę dogodnych sytuacji strzeleckich. Z dziewięciu uderzeń aż siedem było celnych, zaś w drugiej połowie wszystkie cztery strzały leciały w światło bramki. To było bardzo istotne, ponieważ tak naprawdę każda okazja monachijczyków była bardzo groźna, a Koen Casteels nieźle napocił się w bramce Wolfsburga.
Pierwszą bramkę przyjezdni zdobyli po pół godzinie gry i została ona zdobyta w sposób warty uwagi. Mats Hummels wziął się za wprowadzanie piłki w strefę obronną "Wilków", zagrał mocne prostopadłe podanie, w swoim stylu, które sprytnie przepuścił Thiago Alcantara. Dzięki temu do futbolówki dopadł Robert Lewandowski, wybiegający zza pleców obrońców, znalazł się sam na sam i wyprowadził Bayern na prowadzenie. Drugi gol również padł łupem Polaka, który wykorzystał fatalne zgranie głową Williama, chcącego podać do Casteelsa. Lewy przejął piłkę i nie pomylił się, podwyższając rezultat w 48. minucie.
Do godziny gry wszystko było pod kontrolą Bawarczyków, którzy wyglądali naprawdę nieźle. Trzeba ich pochwalić, bo stwarzane przez nich akcje były ciekawe, niebezpieczne i sprawiały mnóstwo problemów ekipie gospodarzy. Nie było tego w poprzednich spotkaniach. Nie było takiej płynności, jaka była dzisiaj. No i nie było też skuteczności, będącej sporą bolączką drużyny Niko Kovaca. Jednak w 58. minucie zaczęło robić się wesoło, bo drugą żółtą kartkę zobaczył Arjen Robben. Holender pewnie pożałował tego, że w pierwszej połowie próbował zasymulować karnego, za co obejrzał pierwszy kartonik. "Wilki" poczuły krew i kilka minut później nawiązały kontakt.
Lecz grający w osłabieniu Bayern jeszcze podwyższył, kiedy w 72. minucie, po asyście Lewandowskiego, gola zdobył James Rodriguez. Wolfsburg nie miał już czego szukać, bo grający w osłabieniu goście bardzo mądrze się bronili, nie dopuszczając przeciwników do groźnych sytuacji strzeleckich. Tylko trafienie Weghorsta poleciało w stronę bramki Neuera.
Monachijczycy wygrali w pełni zasłużenie i trzeba powiedzieć wprost, że nie wyglądali jak zespół w kryzysie. Oczywiście ich gra mogłaby wyglądać jeszcze ciut lepiej, ale ogółem fani nie mają prawa narzekać na to, co dzisiaj zobaczyli, tym bardziej po ostatnim jałowym okresie. Oczywiście Bayern nie jest w takim gazie jak Borussia Dortmund, nikt nie jest, ale pamiętajmy, że to wciąż wielki klub, mający wielkich piłkarzy. Dzisiejszy dzień bawarscy kibice mogą zaliczyć jak najbardziej na plus, spotkanie kończyli w końcu w dziesiątkę, a ich kadra jest tak wąska, że Kovac musi oszczędzać piłkarzy jak tylko się da. Dzisiaj to się udało.