Borussio, trwaj! Bayern pokonany w Dortmundzie!

Co to był za Der Klassiker! Takie hiciory chciałoby się oglądać jak najczęściej, ale ich wielkim plusem jest to, że trzeba na nie wyczekiwać. Spekulowano, że może to być najlepszy pojedynek Borussii Dortmund z Bayernem Monachium od lat, na pewno zapowiadał się na najciekawszy ze względu na sytuację w tabeli. I wiecie co? TO BYŁ FUTBOLOWY KOSMOS!

Składy:

• BVB: Hitz - Piszczek, Akanji, Zagadou, Hakimi - Weigl (46. Dahoud), Witsel - Sancho, Reus, Larsen (82. Delaney) - Götze (59. Alcacer)
• Bayern: Neuer - Kimmich, Boateng, Hummels (65. Süle), Alaba - Martinez - Gnabry (74. Sanches), Müller (82. Wagner), Goretzka, Ribery - Lewandowski

Monachijska dominacja

Wiele razy widziałem już słynną dortmundzką Südtribüne, ale przed dzisiejszym klasykiem zrobiła na mnie jakieś takie większe wrażenie... Nie wiem dlaczego... Ale klimat wielkiego meczu czuć było na odległość setek kilometrów, choć jak napisał na Twitterze obecny w Niemczech Mateusz Święcicki z Eleven, Signal Iduna Park pachniała przede wszystkim... chmielem.

Spotkanie zaczęło się od ostrego natarcia Bayernu, który zdecydowanie siadł na Borussii. Lecz pomimo tego pierwszą sytuację na zdobycie gola mieli właśnie piłkarze BVB, a dokładniej Marco Reus, który wykorzystując błąd bawarskiej defensywy, stanął oko w oko z Manuelem Neuerem. Kapitan dortmundczyków uderzył... a właściwie podał piłkę zbyt lekko, przez co bramkarz reprezentacji Niemiec nie miał absolutnie żadnych problemów z udaną interwencją. Co ciekawe był to pierwszy celny strzał obroniony przez Neuera od dawna, ponieważ ostatnie osiem uderzeń lecących w światło jego bramki... do tej bramki wpadło.

Jednak okazja Reusa była tylko rodzynkiem, ponieważ więcej sytuacji (ani nawet strzałów) już Borussia w pierwszej połowie nie miała. Gra toczyła się pod dyktando Bayernu, który wyglądał jak stary, dobry gigant, a nie mały ciumciok, którym był w ostatnich tygodniach. Kapitalnie na lewej stronie prezentował się emerytowany Franck Ribery, który raz za razem radził sobie bez większych problemów z Łukaszem Piszczkiem. To właśnie Francuz oddał trzy niezłe strzały w tej części spotkania, przy których pod bramką Marvina Hitza, zastępującego kontuzjowanego Romana Bürkiego, było ciut gorąco.

I cyk, Lewandowski

Lecz bohaterem pierwszych 45 minut był nie Ribery a Robert Lewandowski. Polski napastnik Bayernu co prawda mega irytował wiecznym machaniem łapami i tym, że ciągle miał z czymś problem, ale w 26. minucie to właśnie on zdobył ładną bramkę głową, po precyzyjnej wrzutce Serge'a Gnabry'ego. Krycie zgubił Dan-Axel Zagadou i monachijczycy w pełni zasłużenie wyszli na prowadzenie. Borussia nie była w stanie wskoczyć na poziom, do którego ostatnio nas przyzwyczaiła, grała spanikowana, była niedokładna, a Julian Weigl prezentował się w środku pola katastrofalnie. Czemu akurat on wyszedł na mecz z Bawarczykami, skoro jego praktyka meczowa jest w tym sezonie bliska zeru? Nie wiem, ale wiem, że trener Lucien Favre dobrze zrobił zastępując go w przerwie Mahmoudem Dahoudem.

Ale to co najlepsze miało dopiero nadejść...

Druga połowa ledwo się rozpoczęła, w BVB wywalczyła rzut karny! Słaby w pierwszej części Jadon Sancho wypuścił Reusa, który został sfaulowany przez Neuera - choć wyraźnie też tego kontaktu szukał, nie bójmy się tego powiedzieć wprost. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany i dał dortmundczykom remis. Borussia nie mogła się jednak z niego zbyt długo cieszyć, ponieważ ledwie trzy minuty później gola na 2:1 zdobył Lewandowski! Bayern rozegrał cudowną, koronkową akcję, a Polak tylko dostawił głowę do pustej bramki po wizjonerskiej asyście Joshuy Kimmicha. Zaczynało być gorąco...

Dortmundczycy byli zupełnie inną drużyną. Grali dużo lepiej, byli groźniejsi i przede wszystkim pewni siebie. Momentami może aż za bardzo, bo zmarnowali kilka takich sytuacji, których zmarnować im po prostu nie wypadało. W 59. minucie Reus zgubił krycie w polu karnym gości, dostał podanie z prawej strony, przyjął piłkę na piątym metrze, uderzył... i trafił w Kimmicha, który naprawiając swoje gapiostwo, rzucił się niczym Rejtan na linii bramkowej. Trzy minuty później w podobnej sytuacji znalazł się wprowadzony w miejsce nijakiego Mario Götzego Paco Alcacer, lecz będąc jakieś 3-5 metrów od bramki Neuera... zaczął się kiwać, wykonał o jeden zwód za dużo i Bayern wyekspediował futbolówkę na księżyc! A żeby było śmieszniej, między tymi dwiema sytuacjami hat-tricka skompletował Robert Lewandowski, tyle że... był na wyraźnym spalonym. Nie dla psa! No, a chwilę później Reus zmarnował kolejną bardzo dobrą szansę, po podaniu Achrafa Hakimiego, który był w tym meczu nie do zdarcia.

Piszczek z asystą

Ale Borussia wciąż przegrywała, było 2:1 dla Bawarczyków. No, ale od czego ma się... Łukasza Piszczka! Polak nie rozgrywał najlepszego spotkania, ponieważ w pierwszej połowie kilkukrotnie dał się ograć Ribery'emu. W drugiej części gry, gdy BVB wzięła się do roboty, jego postawa uległa poprawie i choć nie był tak ofensywnie usposobiony jak Hakimi to... zanotował asystę! W 67. minucie dośrodkował do Reusa, który niełatwym wolejem zdobył swojego drugiego gola w tym spotkaniu. Sześć minut minęło, a było już... 3:2 dla gospodarzy! Ribery stracił piłkę na rzecz Sancho, szybkie dwa podania i Axel Witsel fe-no-me-nal-nie wypuścił Paco Alcacera. Hiszpan ruszył sam od połowy, stanął oko w oko z Neuerem i delikatnym strzałem dał swojej drużynie prowadzenie! DER KLASSIKER PEŁNĄ GĘBĄ!

Ale mecz się jeszcze nie skończył i został jeszcze kwadrans. Spotkanie w drugiej połowie było dużo bardziej wyrównane, choć oczywiście to Bayern miał większe posiadanie piłki. Borussia się nie pieprzyła w tańcu i grała to, co płynie w jej DNA, czyli przede wszystkim szybkie akcje i kontrataki. Gdy prowadziła 3:2, oddała inicjatywę Bawarczykom, albo raczej... oni sami ją przejęli, co właściwie było na rękę obydwu stronom. Sęk w tym, że podopieczni trenera Niko Kovaca nie byli w stanie poważnie zagrozić bramce Marvina Hitza i musieli jeszcze pilnować się, żeby rozwścieczona BVB nie ukłuła ich jakąś kontrą, bo kilka momentów tego typu było. Gościom nie udawało się przebić przez żółto-czarną ścianę, która w drugiej połowie była jak monolit. Favre trafił idealnie ze zmianami, a całości zespojenia dokonał, wprowadzając twardego Thomasa Delaneya do środka pola.

Drugi hat-trick Lewandowskiego

Arbiter doliczył do tego meczu aż pięć minut, a Bayern naciskał. Było gorąco, było nerwowo, dochodziło do starć między piłkarzami, a kibice stali na swoich miejscach, nie mogąc usiedzieć z emocji i podekscytowania. 95. minuta, dośrodkowanie z prawej strony i... Robert Lewandowski ponownie kompletuje hat-tricka efektownym strzałem piętą! Ale... ponownie jest spalony! Ponownie wyraźny! Ponownie sędzia nie uznaje jego bramki! Chwilę później gwiżdże po raz ostatni i... Borussio trwaj! Taką piłkę możesz grać już nawet do końca mojego życia! Jesteś wielka i zrób to, o czym wszyscy skrycie marzą! Zdetronizuj ten przeklęty Bayern! 

Autor

Piotr Tubacki

P_Tub