Wicemistrz? Wicespadkowicz? W Niemczech to bez różnicy
Jeżeli chcecie wymyślić sobie jakiś synonim wicemistrza, to na pewno nie używajcie słowa "Schalke". Bo wicemistrz kojarzy się z kimś mocnym, drugim najsilniejszym, potentatem i w ogóle... A obecne Schalke kojarzy się raczej z marazmem i walką o utrzymanie. No, inna sprawa jest taka, że grali dzisiaj z Eintrachtem, który ma najmocniejszy zestaw armat w Bundeslidze.
Składy:
- Eintracht: Trapp - Abraham, Hasebe, N'Dicka - da Costa, de Guzman, Fernandes (87. Stendera), Kostić (90. Tawatha) - Rebić - Jović (82. Gacinović), Haller
- Schalke: Fährmann - Stambouli, Sane, Nastasić - Caligiuri, Serdar (65. McKennie), Bentaleb, Uth (54. Konoplyanka), Schöpf - Burgstaller, Embolo (83. Harit)
To nie będzie moja najdłuższa pomeczówka, bo właściwie nie ma tutaj co w niej pisać. Sam mecz, choć zapowiadał się całkiem ciekawie, mocno zawiewał nudą, przez co w pierwszej połowie bramkarze nie musieli ani razu interweniować, w sensie łapać celnego strzału, bo nikt nie odważył się takowego oddać. W drugiej połowie Eintracht w bramkę rywala trafił czterokrotnie, a Schalke raz. Wynik? 3:0 dla tych pierwszych po dwóch trafieniach fenomenalnego Luki Jovicia i jednej bramce Sebastiena Hallera. Ante Rebić i Filip Kostić dali po asyście. Przyjezdni tego swojego rodzynka oddali za sprawą Breela Embolo, który po całkiem imponującej (jak na ten mecz) akcji przegrał pojedynek z Kevinem Trappem, choć chwilę wcześniej mógł się po prostu przewrócić, za co jego zespół najprawdopodobniej dostałby rzut karny. Nie zrobił tego.
Ogólnie rzecz ujmując, Schalke zagrało mizerię, do jakiej już nas w tym sezonie przyzwyczaiło. Pozwolę sobie tutaj zacytować mojego tweeta, w którym oddałem swoje odczucia odnośnie tego spotkania:
Typowy mecz, w którym dużo mocniejsza drużyna, mająca słabszy dzień, po prostu wykonuje swoją robotę i bije jakiegoś laćka z Bundesligi. Tym laćkiem jest wicemistrz Niemiec.
Bo tak to wyglądało. Eintracht nie grał jakoś super, ale obecnie jest w takim gazie i ma z przodu takie trio, że nie jest chyba możliwe, aby zagrali na zero z przodu. Serio. Moim zdaniem nie ma w tej chwili w Bundeslidze drugiej takiej ofensywnej trójki, która siałaby taki postrach. Marco Reus-Jadon Sancho-Paco Alcacer? Mocna konkurencja, ale ja wybieram Jovicia-Rebicia-Hallera! Oni dają jeszcze coś, czego dortmundzkie trio nie ma, czyli zażartość, agresję, wybieganie, waleczność... w końcu we Frankfurcie niejeden chłop z Bałkan gra, a duch Niko Kovaca wciąż unosi się nad finansową stolicą Niemiec (Europy?). "Orły" po prostu zrobiły swoją robotę i tyle.
A co do Schalke... ostatnie dwa mecze dawały nadzieję na jakąś poprawę. Domenico Tedesco po raz kolejny, na szczęście, wystawił bardzo ofensywny skład, bez żadnego defensywnego piłkarza w drugiej linii, ale zupełnie nic to nie dało. Nie wiem, czy utalentowany niemiecki szkoleniowiec jest w stanie wykombinować coś z tą drużyną i nie wiem, czy to jest wina tylko jego, czy także jakości kadry, jaką posiada. Choć z drugiej strony pracuje tutaj już drugi rok, a zdobyte wicemistrzostwo - choć w równie "antypiłkarskim" stylu - to nie tylko przyjemność, ale i obowiązki, których Schalke na razie nie realizuje. Obecnie druga najlepsza drużyna Bundesligi zeszłego sezonu wisi nad strefą spadkową i po następnej kolejce może nawet zamykać ligową stawkę.