W Stuttgarcie nieźle się wkurzyli

Nie ma przelewek. W Stuttgarcie mają jasny cel, jakim jest ustabilizowanie swojej pozycji w czubie Bundesligi w ciągu najbliższych kilku lat. Sęk w tym, że na razie stabilizują się na ostatnim miejscu w tabeli i niewiele wskazuje na to, aby miało się to wkrótce zmienić. Wkurzyli się.

Nie tak to miało wszystko wyglądać. Wiele osób, w tym ja, piało latem z zachwytu nad tym, jakich Stuttgart dokonywał transferów i w jakim stylu. Bo dokonywał z takim impetem oraz klasą tak, że Bundesliga się trzęsła. Wyszedł sobie dyrektor sportowy na konferencję, jeszcze przed rozpoczęciem okienka transferowego, rzucił tekstem, że kupili tego, tego oraz tego i siema, dziękuję, wszystko wiadomo. Ściągali ciekawych piłkarzy, z fajnymi nazwiskami, z potencjałem lub doświadczeniem, wzmacniali się kompleksowo i pod kątem, jakkolwiek ogólnie to nie zabrzmi, grania w piłkę, a nie jej lagowania na pałę, co było typowe dla nich jeszcze na wiosnę. Ruchów transferowych było sporo, ale wszystko to było jak najbardziej do ogarnięcia, tyle że działacze zapomnieli o jednej istotnej rzeczy - o trenerze.

Zostawili na stanowisku Tayfuna Korkuta, który wiosną uratował klub przed spadkiem i prawie zaprowadził ich do Ligi Europy. Szacunek, okej, ale widać gołym okiem było, że formuła się wypaliła i że z Turkiem na ławce raczej nie uda się osiągnąć sukcesu ani progresu - mówię "raczej", bo w futbolu nigdy nic nie wiadomo. Ultradefensywny styl gry i długa piła totalnie przestały funkcjonować, a pozbawienie zespołu kilku drewników, którzy jako tako do takiego stylu pasowali, sprawiło, że VfB zaczął okupować miejsce spadkowe. Aż prosiło się o jakąś zmianę sposobu grania... ale nie! Odpal na Mario Gomeza, Timo! Zresztą Markus Weinzierl, który zastąpił Korkuta jakiś czas temu, wiele w tej sprawie nie zrobił i Stuttgart dalej gra prawie tak samo beznadziejnie. 

Szefostwo klubu nieźle się wkurzyło. Nie wiem, na ile pewna jest pozycja Weinzierla, ale wg doniesień "kickera" niekoniecznie pewna jest pozycja w pierwszym składzie kilku piłkarzy. Mówiąc wprost - transfery! I to nie byle jakich nazwisk. Co prawda mam wrażenie, że głośność tych nazwisk jest większa niż ich faktyczna przydatność w Stuttgarcie, no ale pożyjemy zobaczymy, bo doniesienia to jedno, a szanse na ich zrealizowanie to już zupełnie inna kwestia. I dla samego zespołu może lepiej by było, gdyby jednak z zakupów wyszły nici...

Na początku zdementuję Sandro Wagnera, bo wg mnie taki ruch nie ma totalnie żadnej racji bytu. Bayern mający wąziutką kadrę, tylko Roberta Lewandowskiego na "dziewiątce", problemy na każdym możliwym froncie (poza finansowym) miałby oddać jedynego zmiennika Polaka i jeszcze bardziej zawęzić swoją ławkę rezerwowych? W decydującej fazie sezonu? Wolne żarty! Nie ma bata, żeby puścili Wagnera w styczniowym okienku transferowym, a i nie wydaje mi się, żeby jego obecność w VfB była potrzebna. W końcu jest tam Mario Gomez (razem z nim gra sobie Nicolas Gonzales) i choć doświadczony Niemiec ma na koncie tylko trzy gole, to trzeba też powiedzieć, że za wielu sytuacji na ich zdobycie to on raczej nie miewa. A tak co? Kolejny napastnik do kolekcji? Co to jakieś zbieractwo?

Kolejne nazwisko to Shinji Kagawa z Borussii Dortmund. Japończyk w BVB nie odgrywa zupełnie żadnej roli i nie ma dla niego miejsca w pomyśle Luciena Favre'a. Czy słusznie? Spójrzcie na tabelę. Słusznie. Jak najbardziej logiczne wydaje się to, że doskonale znany w Zagłębiu Ruhry pomocnik chciałby opuścić drużynę, żeby grać więcej, ale trudno stwierdzić, czy skusiłby się na ofertę ostatniej aktualnie drużyny Bundesligi. Mało nie zarabia, a i pewnie chciałby pograć sobie w jakichś pucharach, bo umiejętności na to na pewno ma - choć niekoniecznie na klub pokroju Borussii. Druga sprawa jest taka, że w ekipie "Szwabów", po jego teoretycznym przyjściu, zrobiłby się niemały tłok, ponieważ do grania na jego pozycji są m.in. Daniel Didavi, niezniszczalny Christian Gentner czy nawet Gonzalo Castro, jego niedawny kolega. Jego przejście do Stuttgartu wyglądałoby ciekawie, ale tylko tyle, bo pomyślunku w tym raczej nie ma.

Inny zawodnik, który w Dortmundzie nie ma życia to Sebastian Rode i on do takiego VfB by się nadawał, zarówno umiejętnościami, jak i wymaganiami finansowymi oraz ambicjami. Tyle że dla niego też nie ma tam za bardzo miejsca, bo pomocników w Stuttgarcie jest sporo, a nie są to goście, którzy daliby na boisku mniej od... ekhem... byłego piłkarza Bayernu Monachium.

Jedynym takim fajnym transferem mógłby być Patrick Herrmann z Borussii Mönchengladbach. Skrzydłowy, człowiek z wielkim potencjałem zmarnowanym przez kontuzje. Gdy był w szczytowej formie, mówiło się nawet o sporym zainteresowaniu m.in. Manchesterem United, ale niestety zdrowie nie dało mu zrobić kariery. W ekipie "Źrebaków" jest rezerwowym i do tej roli nadaje się idealnie, więc też nie jest powiedziane, że Stuttgartowi udałoby się go wyciągnąć. Chociaż na pewno fajnie by było, bo skrzydła to rejony, które w zespole "Szwabów" ewidentnie kuleją.

Czyli reasumując, władze ostatniej ekipy Bundesligi nieźle się wkurzyły. Widzą, że w klubie dzieje się źle i że marnują potencjał, bo ostatnie miejsce w tabeli jest jednak ciut poniżej ich możliwości. Gdyby tabelę zamykała taka Norymberga, nie miałbym pretensji, ale po Stuttgarcie oczekiwałem co najmniej środka tabeli. A tu lipa! Oby tylko szefostwo nie zagalopowało się i nie naściągało jakiegoś szrotu za gruby hajs, który będzie się ładnie nazywać, ale nie będzie ładnie grać. Nabycie wyżej wymienionej czwórki jest mało prawdopodobne, na pewno w całości, ale może to i dobrze, bo już latem sporo tych zakupów było. Nie można robić z klubu śmietnika, bo śmieci trzeba sprzątać. A za sprzątanie i segregowanie odpowiedzialny jest trener, który obecnie sobie z tym nie radzi...

Autor

Piotr Tubacki

P_Tub