Orli kryzys

Niezłą sinusoidę wykręca nam w tym sezonie Eintracht Frankfurt. Zaczął bardzo słabo, żeby potem wspiąć się na wyżyny, z których teraz stopniowo zaczyna spadać. Jak bardzo? Gdzie się zatrzyma? A może znów zacznie piąć się w górę? Na razie zanotował drugą z rzędu porażkę w Bundeslidze, nie strzelił gola po raz pierwszy od czterech miesięcy i uległ w Berlinie Hercie 0:1.

Składy:

• Hertha: Jarstein - Lazaro, Lustenberger, Torunarigha, Plattenhardt - Grujić, Maier (90. Skjelbred) - Leckie, Kalou (65. Mittelstädt) - Ibisević (81. Duda), Selke
• Eintracht: Trapp - Salcedo, Hasebe, N'Dicka - da Costa (81. Müller), de Guzman, Fernandes (72. Willems), Kostić - Rebić (72. Gacinović) - Jović, Haller

Zachwyty nad Eintrachtem muszą powoli ustać, bo ich pozycja w lidze została ostatnio nieco zachwiana. W Lidze Europy spisywali się bez zarzutu, wygrali wszystkie mecze w swojej grupie, ale po niedawnej wygranej 4:0 z Olympique Marsylią przyszły dwie porażki w Bundeslidze. Ostatnio 1:2 z Wolfsburgiem i dzisiaj z Herthą. W obu tych spotkaniach frankfurtczycy nie wyglądali najlepiej. Do tej pory cechowała ich szybkość, nieprzewidywalność, zaskoczenie, agresja, a gwarantem jakości byli oczywiście niezawodni z przodu Sebastien Haller, Luka Jović i Ante Rebić, napędzani dodatkowo przez kapitalnych wahadłowych Filipa Kosticia i Danny'ego da Costę. W tych dwóch ostatnich meczach to wszystko już tak dobrze nie funkcjonowało i "Orły" wyglądały... nie wiem... na przemęczone? Jakby nie patrzeć trener Adi Hütter katuje prawie cały czas tę samą jedenastkę.

Król z Liverpoolu

W niemieckiej stolicy zaczęli całkiem nieźle, bo w 10. minucie po indywidualnej akcji Haller trafił w słupek. Później jednak aż tak dużo się nie działo, choć minimalnie lepiej spisywała się ekipa gospodarzy. Była bardziej poukładana. Przez pierwsze kilkanaście minut na prawej stronie dobrze spisywał się Valentino Lazaro, którego warto zapamiętać z racji tego, że reprezentuje Austrię, z którą Polska będzie grała w eliminacjach Euro, ale później na boisku brakowało jakiegoś takiego tempa, pomysłu i dokładności. Wszystko było ciut nijakie i puste, jak krzesełka na Olympiastadionie. 

W ekipie Herthy wyróżniającą się postacią był wypożyczony z Liverpoolu Marko Grujić, którego obecność w środku pola daje berlińczykom dużo jakości. Gdy Serb był kontuzjowany, w siedmiu meczach BSC wygrała tylko raz! Z nim na boisku nie poniosła ani jednej porażki. Dzisiaj także widać było, jak ważna jest dla gospodarzy obecność 22-latka, który razem z młodym Arne Maierem spisywali się na swojej pozycji bardzo dobrze. Grujić oddał jeden z groźniejszych strzałów, który spowodował wiele problemów Kevinowi Trappowi i on... zdobył także jedynego gola w tym pojedynku. W 40. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Marvina Plattenhardta. Kwestia jest taka, czy ten róg w ogóle powinien zostać podyktowany, bo wiele osób twierdzi, że gdy piłka opuszczała linię końcową, zastawiający ją Jonathan de Guzman był faulowany. Sędzia tego jednak nie odgwizdał, choć mnóstwo podobnych sytuacji (większość?) w setkach meczów kończy się faulami.

Co z tym Rebiciem?

Druga połowa rozpoczęła się od niezłego rollercoastera, a wszystko to w ciągu dziesięciu minut. Najpierw Davie Selke popędził sam z połowy boiska, kiwnął Trappa i podwyższył prowadzenie gospodarzy, lecz... był na spalonym. Chwilę po nim swoją szansę miał Eintracht, a konkretnie Jović, który uderzając z niełatwej piłki sprawił sporo problemów Rune Jarsteinowi. Minutę po nim Selke po raz kolejny stanął oko w oko z Kevinem Trappem, ponownie go kiwnął, lecz tym razem futbolówka spłatała mu figla, przez co jego uderzenie okazało się nieskutecznie. To zwiastowało nam niezłe drugie 45 minut.

A wyglądały one tak, że frankfurtczycy prawie cały czas grali na połowie Herthy. Wyżej wspomniany strzał Selkego był ich jedynym w drugiej części gry, bo całą resztę meczu robili przyjezdni. Wielkiego zagrożenia to oni bynajmniej nie stworzyli, bo jak już wspomniałem na początku, nie grali tego, do czego nas ostatnimi tygodniami przyzwyczaili. Ante Rebić stracił formę, w drugim spotkaniu nie pokazał nic specjalnego, przez co został zmieniony w 72. minucie. "Orły" atakowały, kombinowały, ale głęboko ustawieni berlińczycy nie pozwalali im na zbyt wiele. Eintracht był niedokładny, chaotyczny, zbyt powolny, brakowało chemii, która w niedawnych ich spotkaniach była niczym alkohol w żyłach studenta. A dzisiaj... goście jakby o tym wszystkim zapomnieli, bo byli jak dzieci we mgle.

Osobnego komentarza wymaga natomiast sytuacja z ostatnich minut, kiedy gościom należał się EWIDENTNY KARNY. Grujić, rozgrywający kapitalne zawody, objął w pół Lukę Jovicia, obalił go na ziemię, gdy ten był przed nim, a... gwizdek milczał, sędzia milczał, VAR milczał, tylko przyjezdni krzyczeli i się denerwowali. 

Także tego

Co się dzieje z ekipą Adiego Hüttera? Czy to tylko krótkotrwałe zawahanie drużyny, która wcale nie ma aż takiej paki, jakby się mogło wydawać? Czy to może jakiś dłuższy kryzys i zjazd, do których we Frankfurcie w ostatnich latach powinni być przyzwyczajeni? Trudno stwierdzić, ale na pewno nie jest tak, że "Orły" są ekipą słabą. Ich ofensywne trio to prawdziwe młoty Bundesligi i jeśli ponownie wstrzelą się w swój rytm i bramki przeciwników, to Eintracht znów zacznie grać jak z nut. A niech się z tym spieszy, bo dwa dni przed Wigilią podejmie u siebie Bayern Monachium! 

Autor

Piotr Tubacki

P_Tub