Kiedyś bezsenność w Seattle, dzisiaj intensywność we Frankfurcie
Lubię to. Lubię, kiedy obie drużyny grają do przodu, stwarzają mnóstwo dogodnych sytuacji i nie odstawiają nogi w bezpośrednich starciach. Też to lubicie? Więc na pewno polubilibyście dzisiejszy mecz Eintrachtu Frankfurt z Bayerem Leverkusen, bo taki właśnie był! Nie widzieliście? Albo widzieliście i chcielibyście sprawdzić, czy dobrze widzieliście? No to czytajcie! Smacznego!
Składy:
- Eintracht Frankfurt: Trapp - Salcedo, Falette, N'Dicka - da Costa, Fernandes, Willems (84. de Guzman), Kostić - Gacinović (90. Stendera) - Haller, Rebić (81. Jović)
- Leverkusen: Hradecky - Weiser, Tah, Dragović, Jedvaj - Kohr, Aranguiz - Bellarabi, Havertz, Brandt - Volland
Obie drużyny grały w czwartek w Lidze Europy, ale też po obu drużynach można było oczekiwać ofensywnej gry. No i żadnego zmęczenia od pierwszych minut widać nie było, bo pierwsze pół godziny meczu toczyło się w zawrotnym wręcz tempie! Początkowe dziesięć minut to było co prawda takie obczajanie rejonów, ale potem się zaczęło... W 10. minucie Kevin Volland z Bayeru trafił w rękę Simona Falette'a, ale nie było żadnej mowy o rzucie karnym. Odpowiedział mu Jetro Willems, który po dobrym podaniu za plecy obrońców gości nie trafił czysto w piłkę. Kilka minut później dwie swoje szanse miał Julian Brandt, dwa razy poradził sobie z Carlosem Salcedo, ale dwa razy przegrał pojedynek z bramkarzem gospodarzy, Kevinem Trappem.
Widok na pośladki zadecydował
Choć z gry nie można było wywnioskować, że przyjezdni z Leverkusen są drużyną lepszą, bo jako tako nie byli, to sytuacje stwarzali sobie lepsze, oddawali więcej strzałów. Tak też zdobyli gola w 19. minucie, kiedy Karim Bellarabi uderzył płaskim wolejem piłkę wybitą z frankfurckiej szesnastki. Problem był jednak taki, że jeden z najbardziej ciapowatych zawodników "Aptekarzy", ale dzisiaj całkiem przyzwoity Aleksandar Dragović, był na pozycji spalonej i zasłaniał bramkarzowi jakże piękne widoki pośladków swoich obrońców. Dlatego po szybkiej konsultacji z VAR-em trafienie zostało anulowane, a Bellarabi nawet jakoś bardzo nie protestował. Najwyraźniej też lubi obczaić dobry tyłeczek.
Ale lećmy dalej... Cztery minuty po tej feralnej akcji zawodnicy Bayeru, a dokładnie Tin Jedvaj, znowu mogli wpakować futbolówkę do bramki, tyle że... swojej. Zabrakło centymetrów. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze i Lukas Hradecky w 28. minucie musiał wyciągać piłkę ze swojej siatki. Eintracht skupił grę na swojej prawej stronie, po czym przeniósł piłkę na lewą, gdzie jego piłkarze mieli przewagę dwóch na jednego. Filip Kostić wbiegł w pole karne i zagrał mocno wszerz, gdzie idealnie odnalazł się jego vis-a-vis, drugi wahadłowy, Danny da Costa! Niemiec bez problemów zdobył swoją pierwszą bramkę w tym sezonie Bundesligi.
Rebić, królu złoty! Albo nie...
To nie był jednak koniec wybuchów w pierwszej części spotkania. Bo kolejne kilka chwil później w pole karne Leverkusen wpadł Willems, który po szalonych densach z piłką oddał nie za groźny strzał celny. Potem w drugą stronę ruszył Volland i zapieprzył po całości, bo nie zauważył wychodzącego po drugiej stronie boiska Brandta. Gdyby Niemiec zagrał mocne podanie prostopadłe, jego rodak znalazłby się w sytuacji sam na sam, ale... tego nie zrobił i z całej akcji wyszły nici. Natomiast tuż przed przerwą dogodną sytuację pod bramką Hradecky'ego miał Sebastien Haller, po zgraniu Rebicia, ale fiński bramkarz "Die Werkself" świetnie wybronił jego uderzenie. Ufff, działo się! A ofensywnej grze towarzyszyła także jakże przyjemna do oglądania agresja. Wszyscy lubimy agresję i kapkę brutalności, nie?
Druga połowa wcale nie była mniej intensywna, chociaż trzeba powiedzieć, że lepiej prezentowali się zawodnicy Eintrachtu - i to tak wyraźnie. Królem był Ante Rebić, który... marnował wszystko, co mógł. Miał w ciągu tej połowy cztery wyśmienite sytuacje na wpisanie się na listę strzelców i nie wykorzystał ani jednej. ANI JEDNEJ! Ale zrobił to za niego Filip Kostić w 57. minucie, który uprzedził Bellarabiego i wykorzystał podanie Hallera - tylko Lionel Messi miał bezpośredni udział przy większej liczbie strzelonych goli w tym sezonie. Francuz ma na koncie 9 trafień i już 8 asyst. Najs!
Przymierzył z połowy
Bayer tak naprawdę, tak serio, serio ogarnął się na chwilę, między 60. a 70. minutą, kiedy to też zdobył gola kontaktowego. Kapitalną asystę zaliczył przy nim wprowadzony chwilę wcześniej Leon Bailey, perfekcyjnie obsługujący kilkudziesięciometrowym płaskim podaniem Karima Bellarabiego. Palce lizać! Ale to był tylko lekki przebłysk Leverkusen, bo "Aptekarze" nie byli w stanie zrobić nic więcej, no, poza niezłą okazją Vollanda, który trafił z pięciu metrów w Kevina Trappa. Powinni stracić więcej bramek, bo ich obrona nie spisywała się dzisiaj najlepiej, ale jak już wspomniałem, Ante Rebić... Zresztą Bayer mógł stracić nawet gola z połowy boiska, kiedy swojego szczęścia w życiu spróbował Carlos Salcedo. Hradecky był jednak czujny.
Ostatecznie frankfurtczycy wygrali 2:1 i było to zwycięstwo zasłużone, szczególnie za drugą połowę. Goli powinno być w tym meczu więcej, ale w życiu nie można mieć wszystkiego, nie? Trener Heiko Herrlich powinien wziąć sobie tę słynną dewizę do serca, bo niewiele widzę powodów, dla których Niemiec powinien mieć. Mieć pracę w Leverkusen. 11. miejsce, serio?