Lechia znów w tarapatach
Pozycja Lechii Gdańsk w tabeli Lotto Ekstraklasy z pewnością może dziwić. Zespół, który w poprzednim sezonie rzutem na taśmę utrzymał się w lidze, przewodzi w tabeli Lotto Ekstraklasy i dokłada kolejne cegiełki do upragnionego mistrzostwa. Nie wszystko jednak jest tak kolorowe, jakby mogło się wydawać na początku. O ile sytuacja w tabeli prezentuje się bardzo dobrze i Lechia jest na ten moment liderem, to sprawy organizacyjne znów nieco się skomplikowały, co sprawia, że już niebawem gdańszczan mogą spotkać bolesne konsekwencje.
Lechia posiada w swoim zespole kilku naprawdę świetnych zawodników z bardzo ciekawą przeszłością. Od jakiegoś czasu do gdańskiego zespołu zaczęli trafiać piłkarze, którzy po wyjeździe za granicę nieco się pogubili i zamiast zrobić wielkie kariery, wrócili z podkulonym ogonem do Polski. W tej grupie znajdują się m.in. Sławek Peszko, Daniel Łukasik, Rafał Wolski, a do niedawna również Ariel Borysiuk (obecnie Wisła Płock - przyp. red.). Takich piłkarzy chętnie przygarnia Lechia Gdańsk, lecz warto pamiętać, że zawodnicy, którzy wyjechali za granicę, a następnie wracają do domu w celu regularnej gry, mają podwojone standardy. Oznacza to, że jeśli chce się mieć takiego zawodnika w zespole, to trzeba zaoferować mu nieco więcej pieniędzy, gdyż za miskę ryżu grać nie będzie, a jeśli nie wyłożymy oczekiwanej stawki, to piłkarza podbierze nam inny zespół, który będzie w stanie spełnić jego żądania.
Nie jest to rzecz jasna najlepsze wyjście, gdyż z czasem może zacząć brakować pieniędzy na wynagrodzenia i zawodnicy z powodu braku wypłat zaczną opuszczać zespół. Z taką sytuacją zmagała się między innymi Wisła Kraków, która przez ponad pół roku nie wypłacała pieniędzy zawodnikom. Na szczęście piłkarze „Białej Gwiazdy” byli bardzo cierpliwy i przez 6 miesięcy naginali za darmo, osiągając przy tym niezłe wyniki. Podobna sytuacja spotkała teraz Lechię, która również zaczęła mieć problemy z opłacaniem zawodników. Nie jest to jednak pierwszy tego typu problem gdańskiego zespołu. Bardzo głośno na ten temat mówiło się w poprzednim sezonie, a duża część zawodników została spłacona dopiero nie dawno. O całym tym zamieszaniu wypowiedział się były atakujący Lechii Marco Paixao (obecnie Altay Izmir - przyp. red.), który nie ukrywał, że na wypłatę zaległego wynagrodzenia musiał czekać aż do połowy listopada. Warto pamiętać, że Portugalczyk opuścił Lechię w... lipcu.
Jak się okazuje, nie był to ostatni zawodnik, któremu Lechia zalegała z pieniędzmi i wiele wskazuje na to, że problem sprzed kilku miesięcy znów powrócił. Jak podał Tomasz Włodarczyk na Twitterze, gdański klub znów ma problemy z wypłacalnością i jeśli sprawa się nie ustabilizuje, mogą ich spotkać poważne problemy. Zaległości wobec piłkarzy sięgają już 3 pensje, co oznacza, że zawodnicy mają prawo składać wezwania do zapłaty. W przypadku braku pieniędzy będą mogli zacząć rozwiązywać kontrakty, co sprawi, że mistrzostwo, które jest bardzo realne, może stać się jedynie marzeniem.
Zaległości z wypłacaniem wynagrodzenia nie są jednak jedynym problemem, z którym musi poradzić sobie Lechia. Do tego dochodzi również ekwiwalent Jarosława Kubickiego wynoszący 300 tys. złotych. Okres spłaty został ustalony do 31 marca, lecz jeśli nie zostanie uregulowany, to Lechia najprawdopodobniej nie otrzyma licencji na przyszły sezon. Oczywiście jest to tylko żółte światło w kierunku Lechii, lecz jeśli zbagatelizują ten problem, to może się przydarzyć sytuacja podobna do Wisły Kraków i klub popadnie w zdecydowanie większe problemy niż dotychczas.