Furman kontra Romanczuk - sprawa jest poważna...
Pomimo że oglądam naszą ligę od ponad 10 lat, zawodnicy występujący na polskich boiskach wciąż zadziwiają mnie chamstwem i głupotą. Oczywiście nie od dziś wiadomo, że przeciętny piłkarz Ekstraklasy raczej nie miałby szans na Nobla z fizyki, jednak kolejne granice prostactwa są nieustannie przekraczane. Przez wiele lat prym w tego typu zachowaniach wiódł Patryk Małecki, któremu zdarzyło się zadać Maciejowi Sadlokowi filozoficzne pytanie pod tytułem "Kim ty k**** jesteś, pedale?" oraz puścić niecenzuralną wiązankę pod adresem Saidiego Ntibazonkizy. Co prawda "Małego" w naszej lidze już nie ma, jednak ma on w naszej lidze godnego następcę w osobie Dominika Furmana.
A o co dokładnie chodzi? Musimy cofnąć się do wczorajszego meczu pomiędzy Jagiellonią a Wisłą Płock. Pod koniec tego spotkania było bardzo gorąco, a wszystko zaczęło się od bramki na 1:0 strzelonej przez Jagiellonię w 5. minucie doliczonego czasu gry. Z pozoru wszystko wygląda normalnie, jednak problem w tym, że sędzia Tomasz Kwiatkowski doliczył zaledwie trzy minuty. Co dziwić nie może, takie przedłużenie meczu nie spodobało się zawodnikom "Nafciarzy", którzy natychmiast po straconym golu podbiegli z pretensjami do arbitra. Wywiązała się szarpanina między piłkarzami obu drużyn, a najbardziej aktywnymi "rozmówcami" byli Taras Romanczuk i wspomniany wyżej Furman. Jeśli wierzyć relacji zawodnika Jagiellonii, w czasie przepychanek został nazwany przez wychowanka Legii Warszawa... banderowcem.
W tym miejscu niezbędna jest krótka powtórka z historii: „banderowcy" to powszechne określenie na zwolenników Stepana Bandery - ukraińskiego nacjonalisty, którego frakcja UON-B odpowiedzialna jest za wiele zbrodni w czasie II wojny światowej - między innymi za rzeź wołyńską. Innymi słowy - Furman wyzwał Romanczuka od zwolennika zbrodniarza. Można zaryzykować tezę, że równie dobrze mógł określić pomocnika Jagiellonii mianem hitlerowca - oczywiście skala zbrodni inna, ale poziom okrucieństwa i bezwzględności jak najbardziej podobny. Zastanawia mnie, jak coś tak głupiego mogło wpaść do głowy 26-latkowi. Opcję są dwie: Albo Furman wagarował na historii w szkole średniej albo doskonale zdaje sobie sprawę, kim Bandera był, ale wylewająca się z niego żółć spowodowała, że chciał jak najbardziej dopiec rywalowi. Jakby tego było mało, Romanczuk w wywiadzie pomeczowym powiedział, że część jego rodziny została przez banderowców zamordowana...
Oczywiście zaraz po rozpętaniu się tej burzy Wisła Płock opublikowała oświadczenie, w którym broni Furmana, nazywając wszelkie głosy krytyki "bezpodstawnymi atakami na naszego zawodnika". Sam piłkarz miał się wyprzeć tego, że zwrócił się do Romanczuka per "banderowiec". Mówiąc szczerze - nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Tak na logikę - po co pomocnik Jagiellonii miałby wymyślać taką historię? Jest opcja, że przez to całe zamieszani mógł coś źle usłyszeć, ale szanujmy się - jedynym piłkarzem, który słabo słyszy na stadionie jest Radek Dejmek.
Mam nadzieję, że Komisja Ligi nie będzie pobłażać takim zachowaniom i wlepi Furmanowi bardzo dotkliwą karę. Nasi zawodnicy muszą się nauczyć, że na boisku nie panują inne zasady niż w normalnym życiu i tutaj również może ich spotkać kara za chamstwo. Swoją drogą - mecze Jagiellonii z Wisłą Płock w Białymstoku powinny być zakazane. W przedostatnim meczu pomiędzy tymi zespołami na Podlasiu mieliśmy skandal sędziowski (pamiętna nieuznana bramka przez sędziego Piotra Lasyka), teraz mamy burzę związaną z zachowaniem zawodników. Do kompletu brakuje chyba tylko zadymy na trybunach.