Igor Angulo wciąż katem Jagiellonii
W ostatnim meczu przeciwko Cracovii, Jagiellonia z pewnością nie zachwyciła. Idealną szansę na przełamania miała właśnie w tym meczu przeciwko Górnikowi. Miała, ale jej nie wykorzystała. Wszystko za sprawą Igora Angulo, który po raz kolejny zniszczył jakiekolwiek nadzieje Jagiellonii i znów wpisał się na listę strzelców, zdobywając swoją 7 bramkę w 5 spotkaniu przeciwko Białostoczanom. Ostatecznie rzutem na taśmę bardzo cenny punkt zdobył Górnik, remisując z Jagiellonią 2:2.
Składy:
Jagiellonia: Sandomierski - Arsenić, Runje, Mitrović, Bodvarsson - Romańczuk, Poletanović (90' Kwiecień), Imaz (70' Pospisil), Novikovas, Guilherme (85' Wójcicki) - Scepović
Górnik: Chudy - Sekulić, Wiśniewski, Bochniewicz, Gryszkiewicz - Matras, Żurkowski, Gvilia, Mystakidis (61' Angulo), Baidoo (66' Jimenez) - Wolsztyński
Po ostatniej porażce z Cracovią trener Ireneusz Mamrot zdecydował się na dokonanie kilku poważnych zmian. Do pierwszego składu po krótkiej pauzie wrócił Zoran Arsenić, który zastąpił w nim Jakuba Wójcickiego. Oprócz Chorwackiego defensora, od pierwsze minuty, do gry desygnowani zostali Bodvar Bodvarsson oraz Jesus Imaz, którzy do zespołu mieli wnieść odrobinę jakości, kosztem dwóch Martinów - Pospisila oraz Kostala. Obaj zawodnicy zarówno w meczu z Cracovią, jak i wcześniejszym z Wisłą Płock nie wnosili do gry Białostoczan zbyt wiele, co z tym szło, zmiana była raczej nieunikniona. Po drugiej stronie zabrakło natomiast najlepszego strzelca Górnika oraz prawdziwego kata Jagiellonii, Igora Angulo, który to spotkanie rozpoczął tylko z ławki rezerwowych. Hiszpan w ostatnich 4 spotkaniach, trafiał do bramki Jagiellonii aż 6-krotnie i to on po raz kolejny miał zostać bohaterem Zabrzan.
Od samego początku dość odważnie rozpoczęła Jagiellonia, która przeciągu kilku minut stworzyła sobie dwie świetne okazje. Najpierw strzału przewrotką spróbował Stefan Scepović. Piłka po jego uderzeniu, jak na zawodnika Lotto Ekstraklasy obrała kierunek trybun i tam też została. Chwilę po uderzeniu Serba równie świetną okazję na bramkę miał Arvydas Novikovas. który uderzeniem słabszą nogą przestraszył gołębie na stadionie.
Pierwszy kwadrans należał do tych z gatunku wyrównanych. Obie drużyny próbowały zaatakować rywala, lecz każda potencjalna próba w większości sytuacji kończyła się jeszcze w zarodku, co sprawiało, że pomimo chęci piłkarzy obu drużyn, nie działo się zbyt wiele. Bardzo dużo niecielnych podań, błędy indywidualne oraz brak pomysłu na grę - w taki oto sposób prezentowała się pierwsza odsłona. Nieco zrekompensować ten obraz miały bramki, które padły jeszcze przed upływem pół godziny gry. Najpierw po rzucie rożnym, nieodpowiedzialnie we własnym polu karnym zachował się prawy obrońca Górnika, Boris Sekulić, który szarpnięciem za koszulkę powalił na ziemię Zorana Arsenicia. Arbiter Jarosław Przybył po dłuższych namysłach i interwencji VAR-u zdecydował się na odgwizdanie jedenastki. W przypadku Jagiellonii, rzut karny zazwyczaj kończy się wznowieniem od bramki, co z tym idzie puls u kibiców "Dumy Podlasia" z pewnością wzrósł do maksimum. Do piłki ostatecznie podszedł Guilherme, który podobnie jak w meczu z Miedzią, zachował spokój i pewnie pokonał bramkarza rywali, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie.
Jagiellonia z jednobramkowej przewagi nie cieszyła się zbyt długo, gdyż zaledwie dwie minuty po dobrej akcji zespołowej wyrównał przyszły zawodnik Fiorentiny, Szymon Żurkowski. Pomimo tego, że strzał młodzieżowego reprezentanta Polski nie należał do najlepszych, to ostatecznie zdołał pokonać Grzegorza Sandomierskiego. Pierwsza połowa bezapelacyjnie nie mogła się podobać. Oba zespoły nie miały pomysłu na grę i walka toczyła się głównie w środkowej części boiska. Zdecydowanie ciekawej było w drugiej odsłonie, w której od samego początku ruszył Górnik. Zabrzanie co chwilę starali się sforsować defensywę gospodarzy wrzutami w pole karne albo szybką wymianą podań tuż przed nią. Nie przynosiło to jednak skutków, co wprowadzało w szeregi gości odrobinę bezradności. Starała się to wykorzystać Jagiellonia, która przybrała podobny schemat do swojego rywala i zdecydowała się na porywającą ilość dośrodkowań. Jedno z nich przyniosło pożądany skutek w 57 . minucie. Niezłe dośrodkowanie Bodvarssona zgrał Scepović. Do piłki natychmiast dopadł niezawodny Novikovas, który po raz kolejny wpisał się na listę strzelców.
Taka sytuacja zaniepokoiła trenera Marcina Brosza i ten bez chwili zastanowienia zdecydował się na wprowadzenie swojego najlepszego strzelca w postaci Igora Angulo. Przez ostatnie pół godziny, trwała wymiana ciosów i akcje od szesnastki do szesnastki. Zdecydowanie groźniejsza była Jagiellonia, której choć pomimo wielu prób ostatecznie nie udało im się podwyższyć prowadzenia. Oprócz zdobycia kolejnej bramki ich jednym z głównych celów było również upilnowanie ich kata, Igora Angulo, który w ostatnich 4 spotkaniach trafiał do siatki Białostoczan 6 razy. Tym razem nie było inaczej. Na kilka minut przed końcowym gwizdkiem, do dobrego dośrodkowania Mateusza Matrasa dopadł właśnie Angulo, który uderzeniem w górny róg bramki pokonał bezradnego Sandomierskiego. O tym golu będzie mówiło się jeszcze długo. Z powtórek widać wyraźnie, że Hiszpan znajdował się na pozycji spalonej - identycznej na jakiej był w meczu z Wisłą Płock, atakujący Jagi, Patryk Klimala. Różnica jest jednak taka, że przy golu dla Górnika sędzia nie odgwizdał spalonego, w drugim już tak.
Gospodarze pomimo tego, że stracili bramkę na kilka minut przed końcem nie zamierzali zwalniać. W ostatnich sekundach spotkania, dobre dogranie w pole karne zanotował Arsenić, który o mały włos nie zaliczył asysty przy golu człowieka od spraw beznadziejnych, Jakuba Wójcickiego. Do szczęścia zabrakło jednak milimetrów, gdyż piłkę z linii bramkowej wybił defensor Górnika, Paweł Bochniewicz, ratując tym samym cenny punkt Górnikowi.