Na ból głowy, Christian Gytkjaer - po meczu Lech vs Arka
Przyjeżdżająca do Poznania wzmocniona Arka, naprzeciw której ma stanąć Lech bez dwóch czołowych zawodników? To nie może być ciekawe... Faktycznie, to nie było ciekawe. Śledząc to spotkanie i porównując je do wcześniejszego pojedynku Wisły Kraków z Pogonią Szczecin muszę stwierdzić, że zrozumiałem czym jest Lotto Ekstraklasa. W skrócie - liga, w której albo pada po pięć bramek, albo zawodnikom nie chce się biegać i ci robią wszystko na stojąco. W tym meczu niestety doświadczyliśmy tego drugiego schematu i obejrzeliśmy mecz, który nie zachwyciłby nawet największych koneserów Lotto Ekstraklasy.
Składy:
- Lech: Burić - Gumny, Rogne, Vujadinović, Tomasik - De Marco, Gajos, Makuszewski, Jóźwiak (90+2' Klupś), Jevtić (72' Trałka)- Gytkjaer (78' Zhamaletdinov)
- Arka: Steinbors - Zbozień, Maghoma, Danch, Olczyk - Deja, Janota, Vejinović (83' Cvijanović), Zarandia (76' Siemaszko), Aankour (62' Banaszewski) - Jankowski
Od zwycięskiego pojedynku z Legią Warszawa minął już ponad tydzień. Kibice "Kolejorza" wciąż jednak mieli nadzieje, że ich zespół wraca na właściwe tory i w końcu zacznie regularnie punktować. Sprawę ewentualnego zwycięstwa ułatwiał fakt, że na Bułgarską przyjechała Arka, która w rundzie wiosennej nie zaaplikowała na swoje konto trzech punktów. Zbawieniem dla podopiecznych Zbigniewa Smółki miał być nowo pozyskany Marko Vejinović, który do Arki trafił z AZ Alkmaar na zasadzie wypożyczenia. O ile przed tym spotkaniem, Gdynianie naprawdę się wzmocnili, to nie można tego powiedzieć o Lechu, który w dzisiejszym spotkaniu zagrał bez bardzo ważnych ogniw w postaci Volodymyra Kostevycha oraz Pedro Tiby. Nie mniej jednak faworyt tego spotkania mógł być tylko jeden i bezapelacyjnie był nim zespół "Kolejorza".
Mimo wcześniejszych założeń od samego początku zdecydowanie groźniejsza była Arka, która dzięki świetnej postawie w środku pola oraz dobremu podłączaniu do się ataku, bocznych formacji, zdobywali przewagę nad rywalem. Większość ataków kończyła się jednak dośrodkowaniami, co obronie złożonej z Thomasa Rogne oraz Nikoli Vujadinovicia nie powinna stworzyć większych problemów. No chyba, że Czarnogórzec po raz kolejny zdecydowałby się pokonać własnego bramkarza, to zupełnie zmienia postać rzeczy. Podopieczni Zbigniewa Smółki kontrolowali przebieg spotkania aż do 39. minuty, kiedy to po dobrej akcji prawym skrzydłem i dośrodkowaniu Kamila Jóźwiaka, do bramki strzeżonej przez Pavelsa Steinborsa trafił niezawodny Christian Gytkjaer. Duńczyk po raz kolejny udowodnił, że twierdza przy Bułgarskiej należy do niego i nigdzie nie czuje się lepiej niż tutaj.
Po pierwszej połowie, która mogła trochę przynudzić, gdyż po 45. minutach obejrzeliśmy zaledwie trzy celne strzały, mieliśmy nadzieję, że druga odsłona będzie zupełnie inna. Inna to znaczy podobna do tej, którą mieliśmy przyjemność oglądać podczas dzisiejszego pojedynku Wisły Kraków z Pogonią Szczecin. Ciągłe ataki na bramkę oraz bramki sypiące się jedna za drugą. O ile naprawdę marzyło nam się widowisko rodem z Krakowa, to tym razem mogliśmy jedynie obejść się smakiem. W drugiej odsłonie obejrzeliśmy tylko, a może aż dwie dogodne okazje. Obie stworzyła sobie Arka, która podobnie jak w pierwszej połowie bardzo odważnie atakowała swojego rywala. Najpierw dobrym uderzeniem popisał się Michał Janota, którego strzał pewnie wyłapał Jasmin Burić, a kilka minut później dobre dogranie w pole karne zaprezentował Damian Zbozień. Do piłki zaadresowanej przez prawego obrońcę dopadł Maciej Jankowski, po którego uderzeniu głową futbolówka po raz kolejny wylądowała w rękach bramkarza Lecha. Choć brzmi to bardzo dziwnie, to muszę z przykrością stwierdzić, że to byłoby na tyle. Niestety taki jest futbol - raz dzieje się więcej, raz mniej. Dziś zdecydowanie zobaczyliśmy tą drugą opcję.
Lech Poznań 1:0 Arka Gdynia
1:0 |39' Gytkjaer