Piast nowym liderem! - echa spotkań grupy mistrzowskiej
Pierwsze kluczowe starcia już za nami i od razu zmiana na pozycji lidera. Fantastyczna końcówka dająca zwycięstwo Piastowi w Gliwicach oraz niespodziewana wpadka Legii Warszawa w pojedynku z przeciętną Pogonią, a na dodatek mecz Lechii Gdańsk z Zagłębiem Lubin. Dzisiejsza niedziela ułożyła się naprawdę świetnie i aż żal, że tak szybko dobiegła końca...
Piast Gliwice 2:1 Jagiellonia Białystok
Cały niedzielny maraton rozpoczęliśmy w Gliwicach, gdzie miejscowy Piast podejmował Jagiellonię Białystok. Dla obu drużyn był to mecz przybliżający ich do postawionych sobie celów. Piast Gliwice niespodziewanie włączył się do walki o mistrzostwo Polski i przy obecnej grze jest głównym faworytem do ostatecznego triumfu. Jagiellonia natomiast nadal ma nadzieję na zakwalifikowanie się do europejskich pucharów, które choć trochę osłodzą bardzo nieudany sezon. W tym spotkaniu faworyt mógł być tylko jeden, a wsparcie dla Piasta płynęło z każdej strony poza Warszawą, Sosnowcem, Radomiem i Elblągiem. Kciuki za podopiecznych Waldemara Fornalika trzymali nawet fani białostockiej drużyny, aczkolwiek nie ma co się dziwić, jeśli przy obecnej dyspozycji jedyną drużyną, która nie ośmieszy się na arenie międzynarodowej, są właśnie Gliwiczanie. Ostatnie zwycięstwo z Legią w Warszawie pokazało, że na chwilę obecną nie ma lepiej poukładanej drużyny w Lotto Ekstraklasy, a kontynuacji tego stwierdzenia doświadczyliśmy dzisiejszego popołudnia.
Spotkanie od strony sportowej mogło się naprawdę podobać. Było to coś zdecydowanie innego, niż to co przyszło nam oglądać wczoraj. Obie drużyny starały się podchodzić wysokim pressingiem i przerywać akcję rywali jeszcze w zalążku. Co ciekawe, jeszcze lepiej wyglądało wyście spod wysokiego ataku. Już dawno w Lotto Ekstraklasie nie oglądałem spotkania, w którym niemal wszystkie akcje zaczynają się szybką wymianą podań, bez wybijania na oślep. Tempo gry było na naprawdę zadowalającym poziomie, lecz jedyne czego mogliśmy żałować to dość małej ilości akcji podbramkowych. O ile do 20. metra od bramki wyglądało dobrze, to im bliżej tym było mniej ciekawie. Duża w tym zasługa linii defensyw. Zarówno ta z Gliwic złożona z Aleksandara Sedlara i Jakuba Czerwińskiego, jak i z Białegostoku, którą tworzyli Ivan Runje oraz Zoran Arsenić nie zamierzały dziś popełniać błędów i czyścili wszystko, co było do wyczyszczenia.
Przy tak ciekawej grze w środku pola i niebywałej pracy wykonywanej przez linię pomocy, w końcu coś musiało ruszyć. Choć na pierwszą bramkę musieliśmy czekać długo, to było warto, bo to właśnie od niej zaczęło się całe widowisko. W doliczonym czasie gry, jeden z niewielu błędów w defensywie Jagiellonii wykorzystał Joel Valencia, który przy małej pomocy rywali umieścił piłkę za linią bramkową. Choć sędzia Jarosław Przybył miał ogromne wątpliwości i początkowo nie uznał bramki, to z błędu bardzo szybko wyprowadzili go koledzy z VAR-u, którzy nakazali rozpocząć grę od środka.
Tak jak wspomniałem, był to dopiero początek świetnej zabawy w Gliwicach. W drugiej połowie do głosu doszła również Jagiellonia, która od czasu do czasu próbowała zagrozić bramce strzeżonej przez Jakuba Szmatułę. Widoczną poprawę w grze dostrzegliśmy po wejściu na boisko Tarasa Romańczuka, który to spotkanie rozpoczął z ławki. Równie dobrze prezentował się Arvydas Novikovas i Jesus Imaz, którzy poprzez indywidualne akcję robili różnice na boisku. Wynik gwarantujący trzy punkty gospodarzom utrzymywał się na tablicy aż do 88. minuty spotkania, kiedy to po wejściu w pole karne Marko Poletanovicia, faulu na Serbie dopuścił się jego rodak, Aleksandar Sedlar. Trybuny w jednej chwili zamarły, a do piłki podszedł Jesus Imaz. Wszyscy zgromadzeni na stadionie wiedzieli czym to skutkuje i mieli rację. Hiszpan, choć na raty, to ostatecznie pokonał doświadczonego golkipera i doprowadził do remisu.
Sedlar - bohater tragiczny #PIAJAG
— Kuba Cimoszko (@kubacimoszko) 12 maja 2019
Po straconym golu momentalnie do roboty wziął się Piast, który po zaledwie czterech minutach zdobył bramkę na 2:1. Autorem był Tomasz Jodłowiec, a trafienie spokojnie zostanie okraszone golem kolejki. Pomocnik Piasta pięknym strzałem słabszą nogą umieścił piłkę w okienku bramki Grzegorza Sandomierskiego, nie dając mu najmniejszych szans. Czas nieubłaganie leciał, a Białostoczanie wciąż chcieli wywieźć z Gliwic cenny punkt. Na minutę przed końcem spotkania po raz kolejny rolę bohatera tragicznego odegrał Sedlar, który nieprzepisowo zatrzymał Imaza. Hiszpan podszedł do piłki po raz drugi, lecz tym razem górą był golkiper gospodarzy i to właśnie oni cieszyli się ze zwycięstwa w tym spotkaniu. Zwycięstwa, które zagwarantowało im wskoczenie na pozycję lidera!
Nie wiem, co Sedlar wisi teraz Szmatule za obronę tego karnego, ale musi to być coś dużego i bardzo cennego
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 12 maja 2019
Piast Gliwice liderem! Ale jaja #Ekstraklasa #PIAJAG #LEGPOG
— Wiktor Burakowski 🇵🇱⚽️🎾🎶 (@WiktorBurak3) 12 maja 2019
Legia Warszawa 1:1 Pogoń Szczecin
Po zwycięstwie Piasta przed własną publicznością zawodnicy Legii musieli zrobić jedną, ale za to bardzo ważną rzecz - pokonać Pogoń Szczecin. Ostatnie spotkania pokazały nam, że zespół ze Szczecina jest obok Lecha najgorzej grającą drużyną grupy spadkowej i pokonanie podopiecznych Kosty Runjaicia powinno być jedynie formalnością. Szkoleniowiec Aleksandar Vuković nie zamierzał jednak zwracać uwagi na rodzaj i siłę rywala i zrobił to, co do niego należało. Wypuścił na boisko wszystko co miał najlepsze i pozostało nam czekać na rozwój zdarzeń.
Z wysokiego "C" zaczęła jednak Pogoń. Nie takiego początku oczekiwali Legioniści, a katem stołecznego zespołu po raz kolejny stał się Zvonimir Kozulj - ten sam, który w rundzie zasadniczej pokonał Radosława Majeckiego strzałem, walczącym o miano gola roku. Tym razem nie było inaczej i nie mogło odbyć się bez fajerwerków. Piłka stojąca przed 16. metrem i Bośniak ustawiony koło niej? To może oznaczać tylko jedno! Kapitalne uderzenie i golkiper wyciągający piłkę z siatki. Strzał pomocnika "Portowców" totalnie zmylił Radosława Cierzniaka i ten już w 4. minucie spotkania był zmuszony do kapitulacji. Po tym golu Kozulja mogę powiedzieć tylko jedno - powoli rośnie nam ekstraklasowy Leo Messi. Dzisiejsze trafienie z rzutu wolnego było dla Bośniaka drugim tego typu golem z rzędu i ten w końcu pokazuje to, na co kibice ze Szczecina nie tylko czekali, ale również oczekiwali.
Dramat! 🤬🤬🤦🏻♂️🤦🏻♂️Trzy ostatnie najważniejsze mecze o MP ⚽🥇🏆, a oni ciągłe bez formy i pomysłu na grę i tak przez cały sezon!Żenada! Za co oni pieniądze biorą! 🤬🤬🤦🏻♂️🤦🏻♂️
— Patryk P. (@PatrykNxCxRx) May 12, 2019
Po tym golu większość warszawskiej społeczności wypowiadających się w mediach społecznościowych wiedziała, że wszystko co dobre kiedyś się kończy, a panowanie Legii może się skończyć po 35. kolejce Lotto Ekstraklasy. Gra Mistrza Polski nie zachwycała, a na murawie nie dostrzegaliśmy różnicy klas obu zespołów. Z dobrej strony wciąż pokazywała się Pogoń, a Legia próbowała dorównać jej kroku. Na interwencję ze strony szkoleniowca warszawiaków nie musieliśmy długo czekać, gdyż jeszcze w pierwszej połowie boisko opuścił Iuri Medeiros, a w jego miejsce wskoczył Dominik Nagy. To właśnie Węgier w późniejszej fazie okazał się bohaterem, strzelając gola na wagę remisu. Co prawda ten remis nie daje zbyt wiele, ale lepszy rydz niż nic i Legia wciąż ma szanse na walkę o tytuł.
Medeiros zszedł prosto do szatni. No to jest wesoło. Sorry, ale Vuko robi niezrozumiałe rzeczy. Kicha kompletna.
— LegiaFan (@LegiaFB) May 12, 2019
Zanim zakończę temat tego spotkania, myślę, że warto nieco zahaczyć o sędziowanie. Po spotkaniu w Gliwicach Jesus Imaz został upomniany żółtą kartką za niesportowe zachowanie. Kartką, która wyklucza go z meczu z Legią, odbywającego się już w najbliższą środę. Z pewnością nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, do czego doszło w Warszawie. Po jednym z wejść Luisa Rochy fatalnej kontuzji doznał Mariusz Malec. Po tym zajściu z miejsca powinna być czerwona kartka, a nie doczekaliśmy się niczego. Dokąd zmierza ta liga i sędziowie? Nie mam pojęcia, ale naprawdę nie wygląda to dobrze...
Ałć #LEGPOG pic.twitter.com/k8wxlO53WA
— Michał Rączka (@majkel1999) May 12, 2019
Zagłębie Lubin 1:1 Lechia Gdańsk
Na sam koniec niedzielnych zmagań dostaliśmy spotkanie, które co prawda poziomem nie dorównywało do dwóch poprzednich, ale piłkarze robi wszystko, by choć trochę zainteresować kibiców zebranych nie tylko na stadionie, ale również przed telewizorami. Co prawda w dzisiejszym tym pojedynku ujrzeliśmy zaledwie dwie bramki, a na listę strzelców wpisali się Lubomir Guldan oraz Michał Mak, lecz to wystarczyło, aby Lechia powoli wypisywała się z walki o mistrzostwo Polski, które jeszcze miesiąc temu wydawało się pewniakiem i spokojnie może zgarnąć tytuł frajera roku - dokładnie ten sam co Lech Poznań przed sezonem. W dzisiejszym starciu brylowały niekonwencjonalne zagrania, rozwiązania prosto z Hiszpanii i tak zwana gdańska gra. Niby piłkarze chcieli, ale nie do końca. I chyba na tym zakończę, gdyż o ile początek zapowiadał się zachęcająco, to z biegiem czasu było znacznie gorzej...
Co ta Lechia dziś??? Michalakowi się nagle odechciało biec??? #LGDZAG pic.twitter.com/eGCFSC832T
— Hubert Michnowicz (@Hubert_Michno) May 12, 2019