Znamy wszystkich spadkowiczów - echa spotkań grupy spadkowej
Wiemy już wszystko co związane z grupą spadkową Lotto Ekstraklasy. Pomimo walki do ostatniego gwizdka, Miedź Legnica nie zdołała utrzymać się w najwyższej, polskiej klasie rozgrywkowej i po zaledwie rocznej przygodzie z Lotto Ekstraklasą wraca na jej zaplecze. Już wcześniej pewne spadku było Zagłębie Sosnowiec, które ponownie jak Legniczanie nie zwojowali naszej ligi.
Korona Kielce 0: Górnik Zabrze
Jedno z dwóch spotkań tak naprawdę o nic. Zarówno Korona Kielce, jak i Górnik Zabrze utrzymanie w Lotto Ekstraklasie wywalczyli dużo wcześniej i w ostatnich kolejkach trenerzy mogli dać zagrać mniej eksploatowanym graczom. Takiej szansy dostąpił między innymi młody Oktawian Skrzecz czy Adam Orn Arnarson, którzy tym razem znaleźli się w wyjściowych jedenastkach.Choć było to spotkanie drużyn walczących o nic, to mecz można zaliczyć do tego z grona ciekawych, a przynajmniej jego drugą odsłonę. Choć obydwa zespoły posiadały świetnych strzelców w postaci Elii Soriano i Igora Angulo, to worek z bramkami rozwiązał się tylko po jednej ze strony. Do siatki w tym meczu trafiali tylko goście. Całą procedurę dobijania rywala rozpoczął doświadczony Hiszpan, który w 69. minucie meczu bezpośrednim strzałem z rzutu wolnego pokonał Michała Miśkiewicza. Jego śladami poszedł również Łukasz Wolsztyński, a całą zabawę zakończył ten, który wszystko rozpoczął, czyli Igor Angulo. Tym samym w ostatnim spotkaniu tegorocznych rozgrywek kibice zgromadzeni na stadionie w Kielcach, zakończyli sezon w dość ponurych nastrojach i nie pozostało im nic innego, jak czekać na nowe rozgrywki.
Coś mało tej młodzieży... Ale jest na to oczywiście logiczne wytłumaczenie. Niby utrzymanie pewne i w sumie wyniki to sprawa drugorzędna, ale nagle mamy szanse na wygranie grupy mistrzowskiej więc... #KORGÓR
— Norbert Bożejewicz (@N_Bozejewicz) May 18, 2019
Dziękujemy wszystkim kibicom Korony Kielce za sezon 2018/2019 Lotto Ekstraklasy. Niestety w ostatnim spotkaniu żółto-czerwoni przegrali z Górnikiem Zabrze 0:3. #KORGÓR pic.twitter.com/8OkRpIbcyW
— Korona Kielce (@Korona_Kielce) May 18, 2019
Śląsk Wrocław 4:0 Arka Gdynia
Zdecydowanie ciekawej, choć jednostronniej było we Wrocławiu, gdzie spotkały się Śląsk oraz Arka Gdynia. Oba zespoły zapewniły sobie utrzymanie w ostatniej kolejce i dziś jedyną rzecz, o którą walczyły, było miejsce w tabeli, mogące przynieść nieco większe przychody. Od samego początku bardzo odważnie ruszyli gospodarze, którzy co jak co, ale nie zachwycali w ostatnim czasie. Dziś oglądaliśmy jednak coś zupełnie innego, a gra Śląska wyglądała jakby nie ich. Aż szkoda, że na tak prezentujący się zespół Vítězslava Lavički musieliśmy czekać aż do ostatniej kolejki, a Robert Pich o swojej przydatności przypomniał sobie dopiero, gdy było już po wszystkich. 30-letni skrzydłowy najpierw dobił uderzenie Piotra Celebana, wybronione przez Pavelsa Steinborsa, a dziesięć minut później bezbłędne wykorzystał dogranie Mateusza Cholewiaka i umieścił piłkę w siatce. To właśnie dwie bramki Słowaka jeszcze przed przerwą uspokoiły grę gospodarzy, którzy korzystny wynik utrzymali do samego końca.
Sprawę zwycięstwa ułatwił Wrocławianom Adam Deja, który zdążył już nas przyzwyczaić, że raz gra mecz życia, a innym razem przeszkadza swoim kolegom. Dziś dostąpiliśmy tego drugiego, a defensywny pomocnik Arki zakończył swoje zawody już w 39. minucie, kiedy to sędzia Daniel Stefański upomniał go drugą żółtą kartką. Odrabianie strat było więc niemożliwe, tym bardziej, że nie miał kto ich odrabiać. Trener Jacek Zieliński postawił na dość specyficzną jedenastkę, a dziwić mógł brak chociażby jednego napastnika. Od pierwszej minuty w zespole "Arkowców" w tę rolę próbował się wcielić Michał Janota, po przerwie zmieniony na Viniciusa Da Silvę, lecz nie przyniosło to jakichkolwiek skutków i w ostatnim spotkaniu tego sezonu, Gdynianie ponieśli srogą, lecz zasłużoną porażkę. Po przerwie do bramki strzeżonej przez Pavelsa Steinborsa dwukrotnie trafił jeszcze Marcin Robak, przy okazji ustalając wynik spotkania i w bardzo dobrym stylu odpowiadając tym, którzy kazali mu w********ć.
24. dublet Marcina Robaka w Ekstraklasie. Biorąc pod uwagę XXI wiek, wyprzedził Macieja Żurawskiego, więcej na koncie mają tylko Paweł Brożek (28) i Tomasz Frankowski (25) #ŚLĄARK
— EkstraStats (@EkstraStats) May 18, 2019
Wisła Płock 0:0 Zagłębie Sosnowiec
Losy przyszłego spadkowicza w głównej mierze zależały od wyniku spotkania rozgrywanego w Płocku. "Nafciarzom" do utrzymania w Lotto Ekstraklasie wystarczył remis lub ewentualne potknięcie Miedzi Legnica, która była ich głównym rywalem o pozostanie w lidze. Starcie Wisły Płock z Zagłębiem Sosnowiec mimo wszystko nie przejdzie do historii. Trener gospodarzy Leszek Ojrzyński postawił wszystko na jedną kartę i do boju o utrzymanie posłał wszystko, co miał najlepsze w swoich szeregach. Od pierwszej minuty na stadionie w Płocku mogliśmy oglądać ultra ofensywne trio w postaci Grzegorza Kuświka, Giogiego Merebashviliego oraz Ricardinho. Choć chęci były ogromne, to bardzo ofensywny styl gry nie przynosił skutków. Gospodarze nie byli wstanie przejść dobrze dziś zorganizowanej defensywy Zagłębia, która o swojej przydatności poinformowała dopiero w ostatnim meczu sezonu.
Sosnowcowi i Legnicy już dziękujemy i zapraszamy do pierwszej ligi. 👋#WISMIE #WPŁZSO
— Kardon1986_2 (@Kardon1986_2) May 18, 2019
Mimo tego, że spotkanie nie zachwycało i było równie słabe jak te w Kielcach, to wystarczyło, aby zespół prowadzony przez Leszka Ojrzyńskiego utrzymał się w lidze. Aż trudno uwierzyć, że drużyna, która jeszcze kilka tygodni temu była spisywana na dołączenie do swojego dzisiejszego rywala, a na koncie miała serię porażek. zdołała się utrzymać w lidze, a do osiągnięcia zamierzonego celu wystarczyła jedna zmiana. To właśnie zatrudnienie Leszka Ojrzyńskiego sprawiło, że w Płocku nastąpił spokój, a do osiągania dobrych wyników, nie potrzebna jest gra zapożyczona z Hiszpanii, a zwykły polski futbol, który pomimo tego, że nie jest najciekawszy to zdaje test na piątkę z plusem.
Wisła Kraków 4:5 Miedź Legnica
Na sam koniec zmagań w byłej stolicy Polski dostaliśmy spotkanie, które aż chciało się oglądać. osiem bramek, mnóstwo akcji, niewykorzystany rzut karny i Miedź Legnica walcząca o pozostanie w lidze do ostatniego gwizdka. Pomimo ogromnych chęci, świetnych zawodników i miłego dla oku stylu nie udało się wywalczyć utrzymania i po zaledwie rocznej przygodzie w Lotto Ekstraklasie, Miedź Legnica wraca na jej zaplecze. Jedynym pozytywem takie rozwoju zdarzeń jest fakt, że niektórych zawodników z pewnością przyjdzie nam jeszcze oglądać. Piłkarze formatu Juana Camary, Petteriego Forsella, Borji Fernadeza czy Joao Romana raczej nie powinni mieć problemów ze znalezieniem nowych pracodawców, a włodarze klubów Lotto Ekstraklasy powinni się przyjrzeć tym przypadkom.
Zahaczając jednak o samo spotkanie, bo to właśnie one było ozdobą dzisiejszego popołudnia. Wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie, a piłkarzom wciąż było mało. Po pierwszych minutach niewiele wskazywał na to, że Miedź będzie w stanie powalczyć z "Białą Gwiazdą". Strzelanie na Reymonta 22 rozpoczął w 32. minucie Marko Kolar i to od niego wszystko się zaczęło. W przeciągu niecałej godziny piłkarze obu drużyn wpisali się na listę strzelców jeszcze ośmiokrotnie, a dość rozczarowującą postawę obu defensyw z pewnością da się wybaczyć. Zwycięskiego gola przyjezdnym dał w setnej minucie Paweł Zieliński, który w niezłym stylu pożegnał się z Lotto Ekstraklasą. Na takie zakończenie sezonu w grupie spadkowej z pewnością czekał każdy i aż żal, że tego typu starć nie oglądaliśmy w pozostałych sześciu kolejkach.
Ta Miedź to jakoś niespecjalnie w obronie walczy o utrzymanie. Kolar od pół godziny składa się do strzału, a wszyscy zawodnicy Miedzi w jego zasięgu pokazują sobie nawzajem, żeby ktoś do niego podszedł, ale nikt tego nie robi #WISMIE pic.twitter.com/lhxxFk0q29
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) May 18, 2019