Legia niczym Ania Dąbrowska - bawi się świetnie
Coś takiego ma w sobie Legia Warszawa Aleksandara Vukovicia, żeby lubi momenty - momenty ekscytujące. Lubi przyprawić swoich kibiców o szybsze bicie serca - zarówno z dobrych przyczyn, jak i tych złych. Nie inaczej było dzisiaj w Warszawie, gdzie przywitały ich puste trybuny stadionu przy Łazienkowskiej, gdzie na jednej z nich widoczny był napis "ULTRAS LEGIA".
Już w sobotę spotkanie Bayern Monachium vs Borussia Moenchengladbach! Ten i wiele innych meczów pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem.| Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Składy wyjściowe:
Legia: Majecki - Karbownik, Wieteska, Jędrzejczyk, Vesović - Antolić, Gwilia - Cholewiak, Luquinhas, Wszołek - Pekhart
Arka: Steinbors - Marciniak, Danch, Marić, Zbozień - Kopczyński, Nalepa - Samanes, Vejinović, Antonik - Schirtładze
W pierwszych sekundach meczu piłkarze Legii napatrzyli się chyba jednak za bardzo na tę oprawę. Dali sobie strzelić najbardziej przypadkowego z przypadkowych goli - Adam Danch był tym, który zaskoczył Radosława Majeckiego. Od tamtej pory Arki jednak za często nie widywaliśmy pod bramką Legii. Rozruszały się skrzydła, w powietrze skakali Artur Jędrzejczyk z Tomasem Pekhartem, po prostu musiało to przynieść efekt.
Być może gdyby lepiej celowali Domagoj Antolić, Mateusz Cholewiak lub wspomniany już Pekhart, Legia szybciej prowadziłaby w tym meczu. A tymczasem do przerwy zdołała jedynie wyrównać. Ten styl trochę przypominał najpóźniejszy Manchester United sir Aleksa Fergusona - z tyłu zawsze coś wleci, ale styl ofensywny zawsze uratuje tę drużynę. Boczni obrońcy napędzą, skrzydłowi będą nie do zatrzymania, w ataku poszaleje w powietrzu dobry strzelec - i jakoś to będzie, jakoś znów się w miłym stylu wygra. Michał Karbownik z Marko Vesoviciem znów podkręcali tempo na bokach obrony. Nie jest zatem dziwne, że po zbiegnięciu do środka Karbownika, podaniu do Vesovicia i wrzutce na głowę Pawła Wszołka padł gol na 1:1.
Do przerwy 1:1, gola dla Legii strzelił Paweł Wszołek. Zaczynamy drugą odsłonę meczu. fot. @MarcinSzymczyk1 pic.twitter.com/yXzzkGCBaZ
— Legia.Net (@LegiaNet) June 10, 2020
Konsekwencja, walka z problemami wywołanymi przez samych siebie - ciekawą metodę obrała Legia, natomiast jest ona skuteczna. Arka w dodatku miała dużo szczęścia - częste faule na piłkarzach Legii powodowały zagrożenie pod polem karnym Pavelsa Steinborsa. A w dodatku Mateusz Cholewiak był faulowany w polu karnym przez Kamila Antonika. VAR nie interweniował...
Podrażniona znów Legia przeszła do dalszej ofensywy. I ustawiła Arkę w kącie, podkuloną ze strachu.
Efektem tego był gol samobójczy Adama Marciniaka, ale przy wydatnym wkładzie Pawła Wszołka (rykoszet, a następnie piłka wpadła do siatki). Wszołek zresztą był wszędzie od momentu strzelenia gola - tak bardzo zależało mu na tym, aby 7 czerwca z Wisłą zdobyć gola. Chciał tym samym uczcić szóstą rocznicę ślubu. Podziękował swojej żonie dziś (co widzicie na zdjęciach Marcina Szymczyka z Legia.net) - zdobył gola na 1:1, miał duży wkład w kolejne (choćby asystował Cholewiakowi przy golu na 4:1). A wcześniej przydał się znów Vesović. To on podawał do Luquinhasa w akcji bramkowej na 3:1.
— Grzegorz Gancewski (@gr3gor_g3) June 10, 2020
Cholewiak na dobrej drodze do dwóch medali mistrzostw Polski i dwóch premii w jednym sezonie. 😅#LEGARK
— Marcin Żuk (@MZukMarmar) June 10, 2020
Dawno nie widziałem w naszej lidze meczu, gdzie jeden zespół zostałby aż tak zdominowany, był tak bardzo bezradny i nie miał zupełnie nic do powiedzenia w ataku. Jedyny argument Artki z przodu to Schirtladze. Nawet po tym golu na początku wiadomo było, kto tutaj wygra #LEGARK
— Kuba Radomski (@KubaRadomski) June 10, 2020
Legia dziś się zabawiła. Najpierw zagrała na emocjach, a później pokazała znów, że tytuł utworu Grzesiuka trzeba zmienić - bo dziś w Ekstraklasie nie ma kozaka nad warszawiaka. Dziś gola strzelił nawet powracający po kontuzji Vamara Sanogo, na 5:1 (kolejny powrót w ostatnich dniach - Kamil Drygas, Robert Gumny, a teraz napastnik Legii).
Mimo wszystko trudno nie cieszyć się z gola Vamary Sanogo. Chłop ostatni raz na boisko wybiegł 11 lipca, wrócił po 11 miesiącach (!) i wpisał się na listę strzelców. Tak po ludzku miło się zrobiło, chociaż rywal na łopatkach.
— Piotrek Tubacki (@P_Tub) June 10, 2020