Korona nie lubi końcówek. Widmo spadku coraz bliżej...
Korona Kielce po raz kolejny w tym sezonie zaprzepaściła wynik starcia w samej końcówce. Podopieczni Marcina Brosza w wyjazdowym spotkaniu z Górnikiem Zabrze polegli (2:3). Bramkę na wagę zwycięstwa gospodarzł zdobył w samej końcówce Igor Angulo.
Już w sobotę mecz Bayern Monachium vs Freiburg! Ten i wiele innych meczów pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
By przypomnieć sobie ostatnie spotkanie górników bez Igora Angulo w podstawowym składzie, należy się cofnąć do trzeciego marca bieżącego roku. Od tamtego momentu minęły ponad trzy miesiące, a starcie z "Kolejorzem" było zarazem ostatnim, który podopieczni Marcina Brosza kończyli na tarczy. Od tamtego momentu Górnik wygrał trzy z pięciu spotkań. Dwa zremisował i zapewnił sobie niemal pewne utrzymanie w Ekstraklasie. Przewaga nad czternastą Koroną wynosiła bowiem jedenaście "oczek", które dziś wypadało powiększyć. Tym razem bez pomocy Igora Angulo. Hiszpan, który spotkanie przed własną publicznością rozpoczynał z ławki, bardzo długo przeklinał kolejne niewykorzystane sytuacje swoich kolegów. Tych w szeregach gospodarzy było co niemiara, lecz w końcu wpadło. W dodatku wpadło za sprawą Angulo i dało gospodarzom zwycięstwo.
Nie chce przedwcześnie wyrokować, ale Giakoumakis grając jako typowa „9” wyglada znacznie lepiej, aniżeli za plecami Angulo.
— Patryk Projs (@patryk_projs) June 19, 2020
W GZ nie ma potrzeby poszukiwania następcy IA. Jest Giako, za jego plecami Wolsztyn. W przypadku kontuzji/kiepskiej formy zawsze jest Krawczyk + ktoś z AGZ
Podopieczni Marcina Brosza po niespodziewanym zwycięstwie z Legią Warszawa (2:0) czuli się mocni jak nigdy wcześniej. Można nawet stwierdzić, że byli mocniejsi niż podczas starcia z "Wojskowymi", bowiem jeszcze przed upływem kwadransa tablica rezultatów powinna wskazywać czterobramkową przewagę. Powinna, lecz nie wskazywała. Wszystko za sprawą Jesusa Jimeneza, Romana Procházki (po dwóch niewykorzystanych sytuacjach) oraz Piotra Krawczyka, którzy w głowach wciąż mieli niedzielny triumf z pretendentem do tytułu. Strzelecka niemoc nie trwała jednak w nieskończoność i w 18. minucie spotkania została przerwana przez Georgiosa Giakoumakisa. Grek po zamieszaniu w polu karnym ostatecznie trafił, lecz bohaterem zespołu został ten, który pojawił się po przerwie.
Zahaczając jednak o Koronę. Jeśli w drużynie przeciwnej gra Petteri Forsell jedyną wskazówką powinna być czysta gra przed własnym polem karnym. Gospodarze na starcie z Koroną wyszli jednak z innym nastawieniem. Znów grali bardzo ostro i można stwierdzić, że sami wbili sobie bramkę dającą remis przyjezdnym. Zanim jednak doszło do trafienia Fin,a mieliśmy do czynienia z sytuacją, która na polskich boiskach zdarza się dość rzadko. Zaczęło się od faulu Alasany Manneha na Marcinie Cebuli. Następnie kilka gorzkich słów, odepchnięcie i dwie czerwone kartki w jednej akcji. To właśnie po tym zajściu piłkarze Korony Kielce doprowadzili do remisu, który ostatecznie wypuścili. Rakietę w tej sytuacji odpalił Forsell, rozpoczynając końcówkę, na jaką Ekstraklasa nie zasługuje.
Petteri Forsell... po prostu po swojemu 😎💪 #GÓRKOR pic.twitter.com/MUPypYMdvA
— Patryk Projs (@patryk_projs) June 19, 2020
Ostatni kwadrans to bowiem masa okazji, masa niewykorzystanych sytuacji i trzy bramki. Najpierw Grzegorza Szymusika, następnie Przemysława Wiśniewskiego i w końcu Igora Angulo. Jak się okazało - ta najważniejsza, bowiem dająca zwycięstwo gospodarzom.
Górnik Zabrze 3:2 Korona Kielce (18' Giakoumakis, 86' Wiśniewski, 90+6' Angulo - 59' Forsell, 79' Szymusik)
Górnik: Chudy - Vasilantonopoulos, Wiśniewski, Koj, Janża - Prochazka, Manneh, Jimenez, Jirka (81' Ryczkowski) - Krawczyk (55' Angulo), Giakoumakis (60' Bainović)
Korona: Kozioł - Szymusik, Gnjatić, Tzimopoulos, Gardawski - Żubrowski, Radin, Cebula, Kiełb (66' Pucko), Forsell - Papadopulos (85' Djuranović)
Piątek z Ekstraklasą rozpoczął się jednak nie w Zabrzu, a w Lubinie, gdzie miejscowe Zagłębie podejmowało beniaminka z Łodzi. Podopieczni Martina Seveli na wysokości zadania wprawdzie stanęli, lecz niewiele brakowało, a gwoździa do trumny ŁKS-owi by nie wbili. Bo to właśnie podopieczni Wojciecha Stawowego jako pierwsi trafili dziś do siatki. Z tą różnicą, że bramka zdobyta przez Jakuba Wróbla ostatecznie zaliczona nie została. W przeciwieństwie do tej, zdobytej przez Damjana Bohara. W dodatku znów po asyście Sasy Zivca (jednocześnie dograniu mieszczącym się w kategorii stadiony świata) i niemiłosiernej przewadze gospodarzy. Ta utrzymywała się jedynie do przerwy.
Po niej nastąpiło coś zupełnie niewyobrażalnego. ŁKS spotkanie kończył w dziesiątkę, piłkarzy Zagłębia było więcej, a mimo to o mały włos nie stracili punktów z pretendentem do spadku. Bowiem łodzianie atakowali jak najęci, by ostatecznie wrócić do domu z niczym. Arkadiusz Malarz czterdziestych urodzin dobrze wspominać więc nie będzie, Maciejowi Dąbrowskiemu zaś słupki przyśnią się niejednokrotnie. Bowiem to właśnie na metalowym pręcie wylądował remis "Rycerzy Wiosny".