Ironia zagrała z ''Białą Gwiazdą''. Górnik umocnił się na szczycie
Jeśli nie kochasz mnie, kiedy jestem najgorsza, nie zasługujesz na mnie, gdy jestem najlepsza. Proste, ale bardzo prawdziwe. Po bardzo przeciętnej sobocie w wykonaniu polskich drużyn – z wyłączeniem spotkania we Wrocławiu – Ekstraklasa w końcu zaprezentowała się z godnej strony. I oby ten stan utrzymał się jak najdłużej, bo takie przebłyski lubimy najbardziej!
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Nawet tacy goście jak wy nie są w stanie tego zepsuć – chciałby po wejściu do szatni powiedzieć Artur Skowronek. Jednak nie powie. Wisła Kraków pomimo kontrolowania przebiegu starcia ostatecznie wróci do domu z marnym remisem. "Biała Gwiazda" po dość ironicznym spotkaniu zremisowała na wyjeździe z Pogonią Szczecin (2:1). Samo spotkanie zapewne zachwyciło. Obejrzeliśmy trzy bramki, wysoką intensywność i scenki rodem z kabaretów. Ale po kolei.
Krycie Pogoni z zachowaniem zasad dystansu społecznego. pic.twitter.com/MH6GqxDiau
— Damian Smyk (@D_Smyk) September 13, 2020
Naprawdę nic nie wskazywało na to, jakoby słaba i niedysponowana Pogoń Szczecin była w stanie ugrać choćby punkt. Strzelanie na stadionie im. Floriana Krygiera rozpoczęło się już w 3. minucie starcia. Kibicom zgromadzonym na trybunach nie było jednak do śmiechu. Pierwszą w tym spotkaniu bramkę zdobyli bowiem goście. W zasadzie to zaśmiali się w twarz swoim kibicom. A dokładniej Maciej Sadlok i Jean Carlos. Pierwszy dośrodkowywał, drugi kończył. I zapewne nie byłoby w tym nic dziwnego. Gdyby nie fakt, iż celność dograń w przypadku doświadczonego defensora stoi ma poziomie kreatywności środka pola w reprezentacji Polski. Ale tym razem się udało. Sadlok dograł w punkt, Jean Carlos skończył z woleja. I gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, iż pod Wawelem w końcu coś ruszyło, szopkę pod własną bramką odstawił Lukas Klemenz. Aczkolwiek trudno powiedzieć czy gol wyrównujący to tylko i wyłącznie zasługa defensora "Białej Gwiazdy". Koniec końców piłka znalazła się w bramce Mateusza Lisa i odrodziła nadzieje w szeregach "Portowców".
Gra na obiekcie im. Floriana Krygiera rozpoczęła się tym samym od nowa. Taki stan utrzymywał się przez kolejne pół godziny gry. Raz próbowała Pogoń, innym razem na odważniejszy atak decydowała się Wisła. Ostatecznie większą walecznością wykazali się podopieczni Artura Skowronka. "Biała Gwiazda" na kilka minut po rozpoczęciu drugiej odsłony przeprowadziła akcję lewą stroną boiska. Dogranie Stefana Savicia wykończył Chuca, który wyprowadził Wisłę na prowadzenie. I te oto prowadzenie powinno być powiększane z każdą upływającą minutą. Lecz nie było. Główna przyczyna? Można doszukiwać się długo. My – pewnie nie tylko my – pójdziemy najcieńszą linią oporu. Niczym przed dwoma tygodniami, tak i dziś rozeszło się o formę strzelecką Fatosa Beqiraja. A raczej jej brak bowiem co reprezentant Czarnogóry dotknął, to chybił. I w gruncie rzeczy nikt nie miałby mu tego za złe, gdyby nie akcja z końcowej fazy meczu. W 94. minucie piłkę na rzucie rożnym ustawił Damian Dąbrowski. Nie minęła nawet chwila, a z bramki cieszył się Kostas Triantafyllopoulos. Grek odebrał tym samym szansę "Białej Gwiazdy" na zwycięstwo i zapewnił "Portowcom" cenny punkt.
Po rozegraniu trzech spotkań podopieczni Kosty Runjaicia plasują się na zadowalającym szóstym miejscu. Wisła jest obecnie dwunasta.
Gdyby Beqiraj był z zawodu katem, wszyscy by przeżyli
— Michał Knura (@MichalKnura) September 13, 2020
Pogoń Szczecin 2:2 Wisła Kraków (8' Klemenz (sam.), 90+4' Triantafyllopoulos - 3' Jean Carlos, 53' Chuca)
Pogoń: Stipica - Stec, Triantafyllopoulos, Zech, Matynia - Dąbrowski, Smoliński, (68' Hostikka) Drygas (64' Żurawski), Gorgon (80' Cibicki), Kucharczyk (68' Kowalczyk) - Frączczak (64' Benedyczak)
Wisła: Lis - Szot, Klemenz (46' Savić), Janicki, Sadlok - Basha (85' Mak), Zhukov, Chuca (84' Boguski), Yeboah (65' Niepsuj) , Abramowicz - Jean Carlos (65' Beqiraj)
Po spotkaniu rozgrywanym w Szczecinie apetyty na udaną niedzielę były naprawdę duże. Tym bardziej że w starciu numer dwa naprzeciw siebie stanęły naprawdę konkretne marki. Z jednej strony niepokonany w tym sezonie Górnik Zabrze. Z drugiej Lechia Gdańsk. Zespół, który nawet, gdy zawodzi, potrafi wymęczyć zadowalający wynik. Dziś popisowego numeru jednak nie zaserwował. Na przestrzeni całego starcia zaprezentował się bardzo przeciętnie. Jedyną zmienną pozostał natomiast wynik. Tym razem powodujący uśmiech na ustach gospodarzy.
Ja wiem, że mieli dziwny okres przygotowawczy z tą kwarantanną, ale Lechia gra totalny gruz. Z Wartą przyfarcili po SFG, Raków ich wybęckował na wyjeździe, dzisiaj piach w Zabrzu.
— Damian Smyk (@D_Smyk) September 13, 2020
Jak to bywa w starciach z udziałem Lechii, zazwyczaj jest wolno, nudno i mało atrakcyjnie. Tempa spotkania nie jest w stanie zmienić nawet jednogłośny faworyt, za jakiego dziś można było uznawać Górnika. Podopieczni Marcina Brosza po dwóch kolejkach Ekstraklasy byli odkryciem trwających rozgrywek. Zespół Piotra Stokowca? Dopiero co przegrał z Rakowem Częstochowa. Mimo to wielkiej różnicy na murawie nie było. Górnik próbował grać swoje. Lechia wszelkie zapędy niweczyła. I tak w koło, mniej więcej do 30. minuty spotkania. Wówczas niekonwencjonalnym zagraniem we własnym polu karnym popisał się Rafał Pierzak. Defensor gdańszczan niczym Marcin Możdżonek za najlepszych lat swojej kariery wyskoczył z rękoma w górze i z zimną krwią zablokował uderzenie rywala. Pomimo fali protestów i mało atrakcyjnych argumentów – niczym te płynące z ust Tymoteusza Puchacza – sędzia Daniel Stefański wskazał na wapno. Z jedenastu metrów nie pomylił się natomiast Jesus Jimenez i cała zabawa rozpoczęła się na dobre.
Po przerwie trener Piotr Stokowiec desygnował do gry Łukasza Zwolińskiego, Michała Sopoćko oraz Jaroslava Michalika. Zmiany w szeregach przyjezdnych miały natchnąć zespół do walki. Tymczasem jeszcze odważniej ruszył Górnik, który dziś nie brał jeńców. Kwadrans po wznowieniu drugiej odsłony wykorzystał kolejny błąd Lechii – w rozegraniu pomylił się Maciej Gajos – i za sprawą Bartosza Nowaka podwyższył wynik starcia. Końcowy rezultat ustawił Daniel Ściślak. Gospodarze ostatecznie wygrali 3:0. Dzięki dzisiejszemu zwycięstwu umocnili się na pozycji lidera Ekstraklasy.
Górnik Zabrze 3:0 Lechia Gdańsk (34' Jimenez, 60' Nowak, 82' Ściślak)
Górnik: Chudy - Gryszkiewicz, Koj, Wiśniewski - Masouras, Janża, Manneh. Prochazka, Nowak - Sobczyk (56' Krawczyk), Jimenez
Lechia: Kuciak - Kobryń (46' Fila), Kopacz, Maloca, Pietrzak - Kubicki, Gajos, Saief (59' Mihalik) - Conrado (46' Sopoćko), Haydary, Paixao (59' Zwoliński)