Niedzielę z Ekstraklasą zaczęły Legia z Lechem. Zakończyła strata punktów Rakowa
Mecze dwa, a nadziei mnóstwo z nimi związanej - to hasło tej kolejki Ekstraklasy. Po tym, jak najpierw dobiły nas Stal z Wartą, później lekko pocieszyły Cracovia z Jagiellonią, a następnie dobiły Śląsk z Górnikiem jakoś nie mieliśmy żadnych oczekiwań w stosunku do dwóch naprawdę istotnych meczów Ekstraklasy. Legia miała zagrać przeciwko Lechowi, który opromieniony był zwycięstwem nad Standardem Liege. A na deser wbijał Raków, a także Wisła Kraków - czyli dwie drużyny, które wyglądają kolejno bardzo dobrze, a także przyzwoicie.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
LEGIA WARSZAWA - LECH POZNAŃ 2:1 (Skibicki 67', Lopes 90'+2' - Juranović - sam. 29')
Legia Warszawa: Boruc - Mladenović, Jędrzejczyk, Lewczuk, Juranović - Gwilia, Martins - Kapustka, Wszołek, Valencia - Rosołek
Lech Poznań: Bednarek - Puchacz, Rogne, Satka, Czerwiński - Moder, Tiba - Kamiński, Ramirez, Sykora - Ishak
Mieliśmy takie postanowienie - będziemy odłączeni od emocji. Niczym nie będziemy sobie psuli tego widowiska. Obniżymy oczekiwania. Będzie nastawiać się na to, że to będzie słaby mecz. A może wtedy coś nas pozytywnie zaskoczy.
Paździerz.
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) November 8, 2020
Pół godziny minęło całkiem szybko. Chcecie garść naszych spostrzeżeń? Legia przez brak Tomasa Pekharta - który ostatecznie miał negatywny wynik testu na obecność koronawirusa - musiała z przodu wystawić Macieja Rosołka. Na pozycji numer osiem wystawiony został Walerian Gwilia, na lewym skrzydle zaś zagrał Joel Valencia. O ile Rosołek starał się dać to, co Pekhart, to widać było, że to nie jest wciąż ten poziom ogrania i umiejętności. Valencia? Jego odpuszczenie powrotu za Alanem Czerwińskim wywołało aż głośną reakcję - było to słowo na "k" i słowo na "m". Do tej pory mamy problem ze stwierdzeniem, czy krzyczał Artur Boruc czy Czesław Michniewicz. Gwilia? Sabotował ten mecz. A to podał pokracznie do Boruca. A to nie wykorzystywał swoich sytuacji, celował wciąż nad bramką Filipa Bednarka. Dramat.
A najlepsze jest to, że Lech nie grał wielkiego spotkania. Czuł w nogach trudy gry w Europie. Swoje dobre oblicze pokazał Dani Ramirez...
...i to właśnie on był jednak z bohaterów akcji bramkowej. Zakończyła się ona kuriozalnym golem samobójczym Josipa Juranovicia.
Wyjmiesz Pekharta, przejedziesz na jeden raz coraz starszego obrońcę ruletą, wstawisz Gwilię dalej od pola karnego, bo grać nie może Slisz, a na ciebie wychodzi Lech Poznań, który gra w pucharach, których nie zasmakowałeś od lutego 2017 roku. No pozdro, wcale nie masz problemów, wszystko jest super. Legia naprawdę wyglądała w pierwszej połowie jak ofiara losu. A co gorsza, nie wyprowadzała nas z biegiem czasu z błędu, że jest inaczej. Los jednak pokarał także Lecha - odnowiła się bowiem kontuzja Jakubowi Kamińskiemu.
— Lech Poznań (@LechPoznan) November 8, 2020
Tak było przynajmniej w pierwszej części spotkania. W drugiej obraz miał odmienić Kacper Skibicki, posłany na boisko, żeby zbudował swoją własną historię - tak ładną, jak przed rokiem Maciej Rosołek, gdy strzelał gola właśnie Lechowi. Luquinhas pojawia się na boisku, robi to, co Ramirez wcześniej Arturowi Jędrzejczykowi (czyli wykonuje zwód obrotowy w stylu "Zizou" z Marsylii). Piłka do Wszołka, a za chwilę podanie dostaje do nogi (jakby miał w niej magnes) właśnie Skibicki. Nieoczywisty był to bohater akcji bramkowej. Legia wyrównała.
Rosołek pierwszy gol - z Lechem. Skibicki - teraz to samo. Chłopaczek się nie zastanawiał, przemierzył, huknął. Takim drużynom naprawdę łatwiej kibicować. Patrz: Lech. #LEGLPO
— Michał Kołodziejczyk (@Michal_Kolo) November 8, 2020
Skibicki rozruszał grę w ataku, ale swoje problemy miał inny rezerwowy wprowadzony przez Czesława Michniewicza. Rafael Lopes mógł wykorzystać patelnię w stylu meczu Istanbul BB - Manchester United. Wolał jednak nabić piłkarza Lecha. Rehabilitacja przeszła jednak koncertowo - Skibicki rozruszał akcję w doliczonym czasie gry. Mladenović dostaje piłkę na lewą stronę, wbiega w pole karne Lopes. Puchacz robi coś niezrozumiałego - nie kryje zupełnie piłkarza Legii. Woli podwoić. Robi złą rzecz - Lopes jest niepilnowany i robi Lechowi Hamalainena. Gol w ostatniej akcji meczu - Lech po prostu w tych hitach w Warszawie nie uczy się zupełnie na swoich błędach.
Totalnie frajerska porażka. Znów Poznań pomógł Warszawie.
NIESAMOWITA KOŃCÓWKA ‼ Hit @_Ekstraklasa_ dla @LegiaWarszawa 💥
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) November 8, 2020
Przed Wami #AkcjaMeczu, czyli trafienie Rafaela Lopesa, które pogrążyło @LechPoznan 😱 pic.twitter.com/zOMJlCofAt
Aż dziwne, że Rafael Lopes nie grał wcześniej w Lechu.
— Mateusz Jarmusz (@Jarmo_87) November 8, 2020
RAKÓW CZĘSTOCHOWA - WISŁA KRAKÓW 0:0
Raków Częstochowa: Szumski - Piątkowski, Niewulis, Wilusz - Sapała, Poletanović, Kun, Tudor - Tijanić, Ivi, Gutkovskis
Wisła Kraków: Lis - Niepsuj, Frydrych, Sadlok, Abramowicz - Szot, Kuveljić, Chuca - Błaszczykowski, Savić, Jean Carlos
Legia Warszawa może zagrać swoje. Może przegrywać. Może potykać się do woli. Bo nawet jeśli zacznie sezon od dużego falstartu, to na przełomie października oraz listopada i tak znajdzie się w czołówce. Dzięki dzisiejszemu zwycięstwu z Lechem Poznań znalazła się punkt za Rakowem Częstochowa. Dziwne? No pewnie, że dziwne. Jeszcze kilka tygodni temu była zakopana w środku tabeli, przy czym mało kto wierzył w ekspresowy awans na podium. A jednak. Dziś w elegancki sposób zmniejszyła straty do czołówki i jeśli wszystko pójdzie po jej myśli - przerwę zimową spełni na szczycie. Warunek jest jednak jeden. Raków musi wyglądać tak, jak wyglądał w spotkaniu z "Białą Gwiazdą". To znaczy musi być nieskuteczny.
Kolejne zwycięstwa, najlepsza ofensywa w lidze i tylko jedna porażka - z Legią Warszawa - musiały zadziałać na wyobraźnię. W przeciągu zaledwie trzech miesięcy Raków Częstochowa został uznany za najrówniejszy zespół w lidze i uczciwie znalazł się na szczycie. Ale my doskonale wiemy, jak tak dobre passy zazwyczaj się kończą. No jak? Porażką, bezbarwnym spotkaniem, ewentualnie jakąś wpadką, która osłabi zespół w oczach ekspertów. Czy ten z Wisłą okazał się jednym z nich? Na pewno nie był jak wszystkie poprzednie. Jakaś rysa na wizerunku na pewno pozostała, lecz ostatecznie liczy się to, co zostało na koncie. A tam zaledwie jeden punkt.
Jednak pamiętajmy - w spotkaniu z "Białą Gwiazdą" gospodarze nie wyszli w najsilniejszym zestawieniu. Od pierwszych minut zabrakło Tomasa Petraska oraz wracającego do pełni sił Marcina Cebuli. Ten drugi pojawił się na boisku po przerwie.
Na tak rozbite wnętrze nie musieli natomiast narzekać Wiślacy, którzy bardzo odważnie stawiali się obecnemu liderowi. Nas natomiast cieszy fakt, że spotkanie rozgrywane w Bełchatowie trzymało co najmniej zadowalający poziom. Pomimo gęstej mgły i bardzo słabej widoczności przedstawiciele obu stron poczynali sobie naprawdę dobrze. Najpierw swoich sił spróbował Jakub Błaszczykowski. Ale bez skutku. Chwilę później - również po uderzeniu z rzutu wolnego - pokazał się Ivi Lopez (podobnie zresztą po przerwie).I też bez konkretów. Nieco więcej działo się dopiero po przerwie. W przeciągu kwadransa do bramki "Białej Gwiazdy" trafiali Andrzej Niewulis oraz Kamil Piątkowski. Ale w obu przypadkach znajdowali się na pozycji spalonej i tym akcentem zakończyli starcie w Bełchatowie. Pierwsze od miesiąca niezakończone zwycięstwem...
Chyba kolory w TV mi padły 🙈 #RCZWIS pic.twitter.com/YjJh4rTTXq
— Łukasz Rogowski (@zawodsedzia) November 8, 2020