Lider wraca do Warszawy. Legia lepsza od Lechii!
Po tygodniu spoglądania na plecy Rakowa, Legia Warszawa wraca na fotel lidera! Piłkarze mistrza Polski rozprawili się przy Łazienkowskiej z Lechią Gdańsk (2:0) i tym akcentem zakończyli sobotnie granie na boiskach Ekstraklasy.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
LEGIA WARSZAWA - LECHIA GDAŃSK 2:0 (Pekhart 61', Lopes 90+5')
Legia: Boruc - Juranović, Lewczuk, Jędrzejczyk, Mladenović - Martins, Karbownik, Kapustka (90+2' Rosołek) - Wszołek (78' Cholewiak), Luquinhas, Pekhart (78' Lopes)
Lechia: Kuciak - Kopacz (68' Fila), Nalepa, Tobers, Pietrzak - Makowski, Kubicki (86' Arak), Saief (70' Gajos), Conrado (69' Haydary) - Zwoliński, Paixao (76' Gajos)
Legia nie musi grać, ale powinna wygrywać, najprawdopodobniej brzmi motto Czesława Michniewicza, który po blisko trzech miesiącach współpracy zaczyna przekonywać "Wojskowych" do swego stylu. Przede wszystkim bardzo nudnego – co potwierdziło dzisiejsze starcie przy Łazienkowskiej – ale niezwykle skutecznego.
Karbownik i Kapustka sa jak małe elektryczne samochodziki w wesołym miasteczku. Niesamowicie zrywni i zwrotni. Okrutnie cięźko za nimi nadązyć :)
— wojciech jagoda (@wjagoda07) December 5, 2020
Okazji jak zwykle było niewiele. Jeszcze przed upływem kwadransa znakomitej sytuacji nie wykorzystał Tomas Pekhart. Kilka chwil później pomylił się Luquinhas. Klasycznego hat-tricka skompletował zaś Bartosz Kapustka, któremu również zabrakło skuteczności. Nie mniej jednak reprezentant Polski mógł się naprawdę podobać. Takimi spotkaniami 23-latek zamazuje obraz piłkarza nieudanego i pozwala wrócić do czasów, gdy był wyróżniającą się postacią polskich boisk. Coś na wzór dzisiejszego spotkania. Otóż przewijał się dosłownie wszędzie. Szarpał w ataku, asekurował w obronie, a przy odrobinie szczęścia powinien kończyć mecz z trafieniem. Wspomniana sytuacja zakończyła się jednak uderzeniem prosto w Dušana Kuciaka i kolejnymi minutami poniżej określonego poziomu.
Samo starcie bowiem nie zachwyciło. Zdecydowanie bardziej przypominało walkę dwóch doświadczonych bokserów, którzy chcąc uniknąć nokautu, postawili na bezpieczne obadanie tematu. Aczkolwiek i te nie mogło trwać w nieskończoność. Zaraz po rozpoczęciu drugiej odsłony do siatki trafił Paweł Wszołek. Skrzydłowy "Wojskowych" znajdował się jednak na ofsajdzie, co nieco ostudziło zapędy przyjezdnych. Od tego momentu piłkarze Lechii postawili na nieco więcej opanowania, które z każdą kolejną minutą przynosiło coraz dogodniejsze sytuacje. Tej najlepszej nie wykorzystał Michał Nalepa. Kilka chwil później próbował Łukasz Zwoliński, lecz ostateczny cios i tak należał do gospodarzy.
W 61. minucie na listę strzelców wpisał się Tomas Pekhart. Sama akcja bramkowa to natomiast kwintesencja obecnej Legii, która pod bramkę gości przedarła się w najprostszy możliwy sposób. Cały atak zapoczątkował Bartosz Kapustka. W pole karne dograł Luquinhas, co na bramkę zamienił reprezentant Czech. Rosły napastnik ponownie nie miał sobie równych w powietrzu, dzięki czemu powiększył swój dorobek bramkowy do dziesięciu trafień. Kropkę nad "i" postawił w doliczonym czasie gry Rafael Lopes.
U Pekharta kozackie jest to, że on po prostu dobrze gra głową. Wielu wysokich piłkarzy wygrywa główki, bo po prostu ma centymetry. A u Pekharta jest i dobry timing, i właściwy ruch głową, i świetna praca rękoma przy walce o piłkę. Zero przypadku w tych golach.
— Damian Smyk (@D_Smyk) December 5, 2020
Bramka zdobyta przez Portugalczyka była jednocześnie podsumowaniem przeciętnej postawy gości w ostatnim fragmencie spotkania. Podkreślił to zresztą Tomasz Makowski. Pomocnik Lechii wykluczył się z dalszej części meczu po dramatycznie wyglądającym faulu na Bartoszu Kapustce, który nie pozwolił 23-latkowi na dokończenie pojedynku.
Spotkanie rozgrywane przy Łazienkowskiej ostatecznie padło łupem Legii (2:0). Trzy punkty w spotkaniu z drużyną Piotra Stokowca dały zaś powrót na pozycję lidera i zasłużone wyprzedzenie Rakowa Częstochowa.