Hit na remis. Jagiellonia przełamała się w Gdańsku. Warta lepsza od Cracovii
Wczoraj nareszcie doczekaliśmy się powrotu ekstraklasy. Trzeba przyznać, że dwa pierwsze spotkania były na niezłym poziomie, a to sprawiło, że nasze apetyty przed trzema dzisiejszymi rywalizacjami były większe. Pierwszy dzisiejszy mecz nie wcisnął nas w fotel. Warta Poznań pokonała Cracovię (1:0). Nieco więcej działo się w Gdańsku. Grająca w osłabieniu Lechia musiała uznać wyższość Jagiellonii Białystok. Aczkolwiek największych emocji spodziewaliśmy się w spotkaniu Lecha. I były. Była też kolejna wpadka "Kolejorza".
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Warta Poznań - Cracovia 1:0 (70' Kiełb)
Warta: Lis - Spychała (85' Burman), Kieliba, Ivanov, Kiełb (81' Rybicki) - Trałka (85' Kupczak), Kopczyński - Grzesik, Żurawski, Jakóbowski - Kuzimski (88' Jaroch)
Cracovia: Niemczycki - Rapa (84' Pik), Szymonowicz (84' Marquez), Rodin, Siplak - Sadiković - Fiolić (71' Thiago), Loshaj (76' Piszczek), van Amersfoort, Hanca - Alvarez (71' Rivaldinho)
Jeśli o początkowym fragmencie tego spotkania napiszemy, że był niesamowicie nudny, wyrazimy się chyba idealnie. Pierwsze 25 minut polegało głównie na tym, że albo jedni, albo drudzy grali sobie piłką w okolicach środka boiska. Naprawdę sporadycznie zdarzało się, że bramkarze w ogóle mieli piłkę, a gdy już mieli to najczęściej w rozegraniu. Przełom przyszedł wraz z groźnym uderzeniem Pelle van Amersfoorta. Uderzenie Holendra obronił Adrian Lis, a od tego momentu to goście z Krakowa przejęli inicjatywę i mocno naciskali. Efektem tej przewagi była bardzo niebezpieczna próba Michala Siplaka. W przypadku uderzenia defensora "Pasów" znów bardzo dobrze zachował się golkiper Warty. Z tej przewagi nic jednak nie wynikło, a gospodarze mieli rzut wolny, po nim było bardzo duże zamieszanie w polu karnym. Najpierw w poprzeczkę trafił Mateusz Kuzimski, a chwilę później piłka po uderzeniu Bartosza Kieliby trafiła w rękę Michala Siplaka. Początkowo sędzia Paweł Gil podyktował rzut karny i dał Słowakowi czerwoną kartkę, ale po analizie VAR wszystkie te decyzje zostały anulowane przez wcześniejszego spalonego.
Większość drugiej połowy przypominało początkowy fragment pierwszej części. Powolna gra piłką, bez jakichkolwiek konkretów w ataku. W pewnym momencie gospodarze przejęli inicjatywę i częściej przebywali na połowie rywali. Ta delikatna przewaga przyniosła efekt w postaci bardzo ładnej bramki Jakuba Kiełba. Przegrywająca Cracovia oczywiście zaczęła napierać, a usatysfakcjonowani wynikiem gospodarze spokojnie ustawili się na swojej połowie i odpierali dość nieudolne próby ataków rywali. "Pasy" głównie próbowały dośrodkowań, ale przy każdym z nich w powietrzu królował Bartosz Kieliba. Krakowianie już do końcowego gwizdka nie znaleźli sposobu na pokonanie Adriana Lisa i Warta zgarnęła komplet punktów.
XDDDD pic.twitter.com/yaxB3dzxav
— Wacha (@Wachafcb) January 30, 2021
Lechia Gdańsk - Jagiellonia Białystok 0:1 (Imaz 3', Puljić 84')
Lechia: Kuciak - Fila (46' Kopacz), Nalepa, Tobers, Pietrzak - Kałuziński, Gajos (76' Arak), Kubicki - Haydary (72' Ceesay), Conrado (46' Saief), Paixao
Jagiellonia: Dziekoński - Olszewski, Tiru, Augustyn, Wdowik - Romanczuk, Pospisil (86' Borysiuk), Imaz (89' Bortniczuk) - Makuszewski (60' Wojtkowski), Cernych (60' Lopez), Puljić (86' Twardek)
Nie jest tajemnicą, że 15. kolejka Ekstraklasy nie sprzyja faworytom. Od piątku dogodnych szans na sięgnięcie po komplet punktów nie wykorzystali piłkarze Zagłębia Lubin, Rakowa Częstochowa oraz Cracovii. Identycznie zapowiadało się w Gdańsku, gdzie uzbrojona po brzegi Lechia gościła drużynę Jagiellonii Białystok. I okazała się aż nadto gościnna.
Na papierze przeważała Lechia. Doświadczenie na ławce również przemawiało za gospodarzami. Na boisku? Rządziła Jagiellonia, co udokumentowała szybciej, niż mogli się po niej spodziewać. Już w 3. minucie znakomite rozegranie Martina Pospisila wykorzystali Maciej Makuszewski oraz Jesus Imaz. Polak podawał, Hiszpan kończył, Jagiellonia prowadziła. Historia spotkań w stolicy województwa pomorskiego mówiła jednak, iż Lechia składać broni nie lubi. Próbowała, walczyła, lecz jeszcze przed przerwą była zmuszona stwierdzić, że przeprawa przez białostocki mur nie będzie należała do najprostszych. W zasadzie jedyną dogodną sytuacją była dość przypadkowa próba Flavio Paixao. Dużo więcej działo się pod bramką Dušana Kuciaka, lecz nie był to przypadek. Taki los zgotowała sobie Lechia, która po karygodnym zachowaniu Jakuba Kałuzińskiego kończyła w osłabieniu.
A Jagiellonia? W poprzeczkę uderzał Fedor Cernych. W kapitalnym stylu powstrzymywany był Jakov Puljić. Szczęścia brakowało Maciejowi Makuszewskiemu oraz Jesusowi Imazowi. A jeśli już było, to kończyło się kolejnym trafieniem – autorstwa Jakova Puljicia.
Górnik Zabrze - Lech Poznań (Sobczyk 7', Rogne 60')
Górnik: Chudy - Paluszek (46' Wiśniewski), Koj, Gryszkiewicz - Janża, Kubica, Nowak, Wojtuszek (58' Ściślak), Masouras - Sobczyk (59' Krawczyk), Jimenez
Lech: van der Hart - Czerwiński, Rogne, Salamon, Puchacz - Karlstrom, Tiba, Marchwiński - Kamiński, Skóraś (72' Kravets), Szymczak (71' Awwad)
Powody do niezadowolenia mieli w Krakowie. Nutkę goryczy poczuli w Gdańsku. Niemal identyczne odczucia mogą mieć w Poznaniu. Mimo zapewnień, oczekiwań i pokładanych nadziei cała koncepcja pozostała bez zmian. W szeregach Lecha wciąż pozostaje wielu młodzieżowców, którzy w takich spotkaniach jak te z Górnikiem są jedyną kwestią budzącą zadowolenie. Wynik był bowiem do kitu. Gra nie porwała. W zasadzie wszystko ułożyło się na przekór losy. Łącznie z sędziowaniem i pierwszą akcją, która przyniosła bramkę dla gospodarzy.
Z pewnością nieco inaczej miał wyglądać wstęp do rundy wiosennej napisany przez piłkarzy Lecha Poznań. Miało być wejście z wysokiego C, pokonanie wyżej notowanego rywala i zaznaczenie, iż ekipa ze stolicy Wielkopolski ma w planach powalczyć o wyższe cele. A wyszło? Cóż, wyszło jak zawsze. Już w 7. minucie wynik meczu otworzył Alex Sobczyk. W kolejnych minutach dogodnych sytuacji również nie brakowało. W dodatku nie pomagał też sędzia, który został przyćmiony przez system wideoweryfikacji. Chciałoby się powiedzieć, że tego spotkania nie dało się po prostu wygrać. Udało się jedynie zremisować, co i tak zostało osiągnięte w strasznych męczarniach. Po przerwie odpowiedział Thomas Rogne, lecz zwycięstwa nie dał. Hit wieczoru zakończył się remisem (1:1)