Zagłębie Lubin, Michal Frydrych, Lech Poznań. Im dziękujemy!
Wczorajsze mecze ekstraklasy nie porwały. Umówmy się, obejrzeliśmy cztery z nich i praktycznie w każdym z nich brakowało odpowiedniej jakości. Mieliśmy nadzieję na to, że dzisiaj będzie to wyglądało trochę inaczej. Nieco lepiej, padnie też więcej bramek, nie będzie pojedynków na stojąco. No, ale przebiegło to różnie. Lepsze mecze przeplatały te słabsze. W przeciwieństwie do wczoraj było jednak, co oglądać.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
1. Co za godzina. Taka nie do grania. Drugi dzień z rzędu obserwowaliśmy mecz rozgrywany o 12:30 i znowu był to naprawdę słabiutki mecz. Zawodnicy Piasta Gliwice i Zagłębia Lubin nie dali nam zbyt dobrego widowiska. Na szczęście w samej końcówce wydarzyło się coś, czego się nie spodziewaliśmy, ale cała batalia była naprawdę średnia.
Aż 97 minut czekaliśmy na gola w Gliwicach! 😱
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 12, 2021
Jewgienij Baszkirow w ostatniej minucie doliczonego czasu wbił jednak piłkę do siatki i to @ZaglebieLubin zgarnęło trzy punkty 🔥 pic.twitter.com/WYweXMl0j1
2. Baszkirow wbił nie tylko z drzwiami, ale też z całą futryną. Rosyjski zawodnik wszedł na boisko w końcowych minutach i zrobił więcej niż wielu jego kolegów, którzy byli na boisko od początku spotkania. Pomocnik Zagłębia wbiegł w pole karne rywali w 98. minucie rywalizacji i świetnym uderzeniem z woleja zakończył akcję swojego zespołu. Dzięki tej bramce lubinianie odnieśli pierwsze zwycięstwo od niespełna miesiąca.
3. Lechia ma gracza, który umie zrobić zrobić różnicę. Ilkay Durmus już w swoim pierwszym występie robił wrażenie, że jest kimś, kogo w ekstraklasie mogło brakować. Fakt, może i jest tu kilku takich graczy, ale popisy tureckiego skrzydłowego zasługują na specjalne miejsce we wszelkich hierarchiach. Bardzo dobry drybling, nienaganna zwinność, całkiem bogaty wachlarz umiejętności i przede wszystkim spora efektywność w ataku. Do tej pory dawał jakieś przebłyski, aczkolwiek były to tylko przebłyski z drugim dnem. Dopiero dziś pokazał, o co nam tak naprawdę chodziło. Miał spory udział przy dwóch trafieniach dla Lechii. Ta pierwsza zakończyła się dobitką Jarosława Kubickiego, aczkolwiek samą akcję zrobił właśnie skrzydłowy przyjezdnych. Druga to już jego trafienie po bezpośrednim uderzeniu z rzutu wolnego, który prawdę mówiąc, był ozdobą tego meczu.
4. Miał być debiut, jak marzenie – wróciły demony z przeszłości. Tomasz Kaczmarek trafił do Gdańska w jednym, konkretnym celu. Miał zrobić coś, czego w trakcie współpracy z Lechią, nie uczynił jego poprzednik, Piotr Stokowiec. Brakowało tu efektu "wow", zespół nie porywał, rzadko się czymś wyróżniał. Sama gra również nie należała do najbardziej ekscytujących i szczerze mówiąc, wciąż nie wiemy, czy coś w tej kwestii ulegnie zmianie. Być może takie już jest DNA tej drużyny. Ocenimy za dwa, może trzy miesiące. Dzisiejszy mecz w Krakowie pokazał jednak, że tutaj naprawdę może być różnie, aczkolwiek niekoniecznie kolorowo. Do przerwy prowadziła Lechia. Po przerwie zrobiła jednak coś, co w przeszłości zdarzało się nie raz, nie dwa, nawet nie trzy. Ponownie zabrakło skupienia, więc efekty były, jakie były. Piłkarze Wisły zmontowali dwie dobre akcje, zdobyli dwie bramki i w trybie wręcz ekspresowym doprowadzili do remisu. Co tu dużo mówić? Miał być debiut, jak marzenie – wyszło trochę po staremu.
SZOK! 😱🔥 Michal Frydrych po raz drugi i @WislaKrakowSA remisuje z @LechiaGdanskSA 💪 Co za końcówka! 💥 pic.twitter.com/PJNPJy6CVa
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 12, 2021
5. Bohater z gatunku nieoczywistych. Za strzelanie bramek w szeregach Białej Gwiazdy z pewnością nie odpowiadają defensorzy, aczkolwiek jeśli z przodu wygląda to tak, jak wygląda, to aż prosi się, aby w pole karne rywala wjechał ktoś pokroju Michala Frydrycha i pokazał, o co w tym wszystkim chodzi. Tak, jak i dziś. Czeski stoper najpierw zdobył bramkę kontaktową i zepchnął rywala do głębokiej defensywy. Kilkanaście minut później zdobył zaś bramkę na wagę remisu i tylko dzięki niemu gospodarze nie zostali dziś bez punktów.
6. Duże oczekiwania, duże emocje. Za każdym razem, gdy spotykają się dwa duże zespoły – w tym przypadku tegoroczny wicemistrz Polski i obecny lider rozgrywek – tu aż się prosi o to, aby obejrzeć naprawdę godne widowisko. Kilka bramek, jeszcze więcej okazji, ale przede wszystkim coś, co po wywoła efekt "wow". Niby tego też oczekiwaliśmy dzisiaj, tylko, że podpierając się przeszłością, istniało pewne przeświadczenie, iż może skończyć się jak zawsze. Papier nic nie znaczy, no ale dziś było trochę inaczej. Obejrzeliśmy w miarę niezłe starcie okraszone w trzy trafienia. Najpierw autorstwa Marcina Cebuli, potem za sprawą Sebastiana Musiolika. Tym razem dały tylko remis, jednak była to tylko i wyłącznie zasługa Lecha Poznań. Ekipa ze stolicy Wielkopolski może i zaczęła nie najlepiej, ale finalnie zdążyła dojechać na drugą połowa. Odpowiedziała dwa razy. Na listę strzelców wpisali się Joao Amaral oraz Mikael Ishak.
7. Do przodu kozak, do tyłu Jozak. Zakończone okno transferowe z pespektywy Lecha było dość udane. Wzmocnili się naprawdę konkretnym graczem. Do Poznania trafił Adriela Ba Loua, no i wiadomo, oczekiwania były duże. Po pierwszym meczu widzimy jednak pewną zależność. W grze do przodu jest totalnym kozakiem. Kiwa, mija, dogrywa, jak trzeba to i nawet strzeli. Tylko, że jest jeden problem. Nie wraca do defensywy. Totalnie olewa grę w obronie i o ile jego występ z Rakowem był bardzo dobry, o tyle ogólną ocenę zaniża jego zaangażowanie w tyłach.
Kolega Ba Loua to dobry świrek. Pod bramką rywala ura-bura, kiweczka, szybkie nogi. Ale u niego wiatr wieje tylko w jedną stronę. To raczej nie kwestia jakiegoś lenistwa w kwestii powrotu do obrony. On po prostu katastrofalnie się w tyłach ustawiał w pierwszej połowie.
— Damian Smyk (@D_Smyk) September 12, 2021