10 rzeczy, jakie zapamiętam z 24. kolejki LOTTO Ekstraklasy
Ostatnio usłyszałem, że pomysł na podsumowanie kolejki przyjął się znakomicie. Każda pochwała jest ważna, więc czas na kolejną porcję przemyśleń. Do tzw. „podusi” dostajecie następną porcję 10 rzeczy, jakie zapamiętam ze świeżo zakończonej serii gier Ekstraklasy. Oto i one!
A zaczniemy nietypowo. Proszę się nie pogubić!
1. Pierwszą rzeczą jest to, że dziś na spokojnie mogę poczęstować Was tym tekstem wcześniej niż w poniedziałek wieczorem, bo mamy zbitkę 3 kolejek obok siebie.
2. Druga rzecz: na pewno nie zapamiętam meczu Zagłębie Lubin – Arka Gdynia.
3. Mecz Sandecji z Niecieczą.
Nazwane przez portal Weszło per #CopaDelGminaŻabno. Zresztą sami zobaczcie reakcje:
Zobaczyć #CopaDelGminaŻabno i umrzeć
— Michał Walczak (@xwalchuckx) 24 de febrero de 2018
Wszechobecna szydera, śmiechom nie było końca. Jednakże przyszedł też głos rozsądku, za który dziękuję dziennikarzowi CGM.pl.
Beka beką, śmiechy śmiechami, dystans dystansem, ale jednak to, że w meczu najwyższej ligi piłkarskiej w kraju ludzie zarabiający pewnie circa 25 tys./mies. nie są w stanie wymienić 5 dobrych podań, dobrze dośrodkować czy oddać namiastkę strzału - no to nie jest jednak śmieszne.
— Andrzej Cała (@andrzejcala) 24 de febrero de 2018
Mecz był straszny. Okropny. Wypada jedynie pogratulować Jackowi Zielińskiemu zwycięstwa w debiucie na ławce trenerskiej Bruk-Betu. Bo piłkarzom za dobrą grę dziękować nie zamierzam. Pożegnam obie ekipy bez żalu pod koniec sezonu – tu nic się nie zmieniło.
4. Pogoń leje Płock. Chcecie lepszego dowodu, że w Szczecinie ogarniają sytuację?
Wisła Płock nie przegrała meczu w Ekstraklasie od 26 listopada 2017 roku. Poniosła wtedy porażkę w Poznaniu, z Lechem. Dziś możemy powiedzieć, że nadszedł moment, w którym skończyło się „rumakowanie” u Nafciarzy. Przegrana w Szczecinie jest dowodem na to, że Jerzy Brzęczek znalazł większego kozaka. Nazywa się Kosta Runjaić i mógłby grać spokojnie w remake’u „Leona Zawodowca”. Sprząta idealnie.
5. Boję się wtorku. Boję się Jagiellonii.
Jeśli Ireneusz Mamrot chciał ostatecznie przekonać mnie o sile swojego zespołu, to przyznaję, że się udało. Jagiellonia, która miała słabnąć z sezonu na sezon, wydaje się nabierać mocy. Z Lechii Gdańsk zrobiła pasztet. Żółto-czerwoni naprawdę mogą marzyć o mistrzostwie.
Strata Cernycha? Strata Tomasika? A jaki to jest problem! Gdy ma się Pospisila w takiej dyspozycji, gdy formę reprezentacyjną osiąga Frankowski… doprawdy, nie dziwię się spokojowi kibiców Jagiellonii.
Legia ma godnego rywala w szlagierze.
6. „Nie mamy trenera, gramy bez trenera!”
Adam Owen ma licencję UEFA Pro. Od 2007 roku. Ale głównie odpowiadał dotąd za przygotowanie fizyczne. Jak wyliczył Jarosław Koliński z „Przeglądu Sportowego”, za jego kadencji Lechia rozegrała 14 meczów – wygrała 4, zremisowała 4, przegrała 6.
Tak więc mamy do czynienia z człowiekiem, który niby uprawnienia ma, ale:
- fizycznie jego Lechia wygląda gorzej niż Legia Sebastiana Krzepoty,
- ducha to drużyna raczej wyzionęła gdzieś w okolicach trzeciego gola traconego w Białymstoku,
- a obrońcy zespołu to jakiś żart, ale w wykonaniu Waszego ulubionego wujka z wąsem.
Nie, proszę państwa, przestańcie uprawiać prowizorkę. Po co usunięto z tego stanowiska Piotra Nowaka? Naprawdę nie ogarnąłby tej sytuacji lepiej?
7. Legia jest jak PSV Eindhoven – nie ma Phillipsa i wygląda to dziwnie.
Chris Philipps. Firma Phillips. Nie ma jednego i nie ma drugiego… czemu może to się równać? Niczemu dobremu.
A na poważnie – Legia grała wczoraj tak nieporadnie między innymi dlatego, że nie było w składzie Luksemburczyka. Efekt? Remis 0:0.
PSV z kolei jakiś czas temu (a dokładnie, po sezonie 2015/16) pozbyło się z koszulek Phillipsa. Efekt? Mistrzem został Feyenoord.
8. Miroslav Covilo w powietrzu piękny niczym Concorde.
Wystarczy, żeby wzniósł się w powietrzu, a kwiaty zakwitają zimą, a bociany specjalnie zawracają z Senegalu do Krakowa. Miło znów widzieć ten piłkarski wieżowiec w formie. Gdybym mógł, zamienił go z Marouanem Fellainim w Manchesterze United.
9. Górnik nie umarł, Górnik żyje. Tylko dlaczego wygrane mecze remisuje?
Za brak dobicia Śląska Marcin Brosz powinien zabawić się w Adama Nawałkę i zarządzić trening jutro o 6:00 rano. Wiem, duże mrozy w Polsce. Ale wtedy przynajmniej każdy z zawodników Górnika zrozumiałby, że w starciu z apatycznymi wrocławianami trzeba zdobyć łatwe trzy brameczki. A potem tylko zwycięstwo do gabloty i powrót do Zabrza.
Ależ nie! Po co? Komu to potrzebne? Lepiej dać sobie wydrzeć 2 punkty. Takim sposobem lidera się nie dogoni.
A gdyby tak było mało powodów do niezbyt przychylnego spojrzenia na obecny Śląsk, tak muszę powiedzieć, że lepszego dowodu na odmienne strategie nie ma (później spójrzcie w tabelę i zobaczcie, który pomysł jest lepszy).
Tadeusz Pawłowski nie ma łatwo (a z młodzieżą pracuje naprawdę świetnie).
1-5 w młodzieży 😀⚽️🇵🇱 pic.twitter.com/ttMegaK9y8
— Czesław Michniewicz (@czesmich) 25 de febrero de 2018
10. Lech Poznań niczym za Skorży. Nie, trenerze Nenadzie, proszę nie wypinać piersi po order, trener Maciej zasłużył, pan nie!
Przegrana w Kielcach sprawia, że znów jest nieciekawie w Poznaniu. Lech znów nie wygrał na wyjeździe. Ale zaraz, zaraz… nie grali już kiedyś?
Taki schemat:
- dużo remisów, a najlepiej wyśrubowany w nich wynik dwucyfrowy,
- słaba gra w delegacji,
- mocni na własnym stadionie, na którym nie lubią przegrywać,
- brak dobrego napastnika,
- styl gry trudny do określenia,
- zaliczona kompromitacja w Pucharze Polski.
Tak jest, sezon 2014/15.
Żeby było śmieszniej, pamiętacie, że to skończyło się tytułem mistrzowskim?
A na którym miejscu jest dzisiejszy Lech? Na trzecim, ze stratą 5 punktów do pierwszego miejsca. A Bjelicę chcą prędzej zwalniać niż koronować. Poznań, łapcie wyrazy współczucia. Nikt tak koncertowo nie marnuje sportowego potencjału swojego klubu jak "Kolejorz".