Zamrożona Legia na stadionie przy Łazienkowskiej. Jagiellonia umacnia się na pozycji lidera
To miał być hit lidera z wiceliderem. Rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania. Białostocki walec przejechał się po drużynie z Warszawy. Jedynym, który przez dłuższy czas trzymał poziom w zespole Romeo Jozaka był Arkadiusz Malarz. Ale po kolei…
Gospodarze dzisiejsze spotkanie rozpoczęli w bardzo podobny sposób, jak sobotnie starcie z ekipą Cracovii. Wysoki pressing, gryzienie murawy i zabawa z piłką. To mogło się podobać i dawać nadzieję na dobry wynik. Wszystko prysło jak bańka mydlana w 15 minucie meczu, gdy totalną głupotą popisał się Domagoj Antolić. Brutalne wejście w nogi Przemysława Frankowskiego i słuszna czerwona kartka dla Chorwata. Warto zwrócić uwagę, że Daniel Stefański podjął tę decyzję dopiero po wideoweryfikacji.
Od tego momentu rozpoczął się pojedynek na linii Arkadiusz Malarz – Jagiellonia Białystok. Pierwsze skrzypce grał wspomniany już wcześniej skrzydłowy białostockiej drużyny. Po takim spotkaniu, skauci zachodnich klubów nazwisko tego piłkarza powinni mieć zapisane wielkimi literami. Miejmy nadzieję, że Adam Nawałka również pamięta o tym zawodniku i da mu szansę podczas zbliżającego się zgrupowania reprezentacji Polski. Jagiellonia swoją przewagę zdołała udokumentować strzelonym golem dopiero w samej końcówce pierwszej połowy, gdy jedyny błąd w tym spotkaniu popełnił bramkarz Mistrza Polski i sędzia tego spotkania słusznie odgwizdał rzut karny. Arvydas Novikovas pewnym strzałem dał prowadzenie gościom.
Druga połowa wyglądała bardzo podobnie do pierwszych 45 minut. Jagiellonia kontrolowała grę, a Legia była po prostu bezradna. Podopieczni Romeo Jozaka grali bardzo biernie, w nawiązaniu do pogody (-11°C w momencie rozpoczęcia starcia) gospodarze sprawiali wrażenie zamrożonych.
Legia skostniała na mrozie. #LEGJAG
— Marcin Tyc (@MarcinTyc) 27 lutego 2018
Potwierdzeniem tej tezy niech będą statystyki spotkania - Legioniści przez całe spotkanie oddali 1 (słownie: JEDEN!!!) celny strzał na bramkę Mariusza Pawełka. A Jagiellonia? Robiła swoje, grała bardzo cierpliwie, a w konsekwencji powiększyła prowadzenie na 2:0 po golu Karola Świderskiego. Ofensywny pomocnik białostoczan potrzebował zaledwie 6 minut po wejściu z ławki rezerwowych, by wpisać się na listę strzelców. Bez wątpienia, ekipa Ireneusza Mamrota musi być poważnie traktowana w kontekście walki o mistrzostwo kraju.
Za kilka dni czeka nas kolejny szlagier w LOTTO Ekstraklasie. Tym razem do Warszawy przyjedzie Lech Poznań. W październiku podopieczni Nenada Bjelicy zdominowali Legię i wygrali aż 3:0. Czy legioniści zdołają wziąć rewanż? Przekonamy się w sobotę.