10 rzeczy, jakie zapamiętam z 25. kolejki LOTTO Ekstraklasy
Przetrwaliśmy! Kolejna seria gier za nami, LOTTO Ekstraklasa znów sprawiła, że nie odpinaliśmy naszych pasów przy fotelach. Tak, fotelach, bo krzesełka na stadionach okupowało może 5-10% kibicowskiego społeczeństwa.
Ligę pokonały mrozy. Tylko niektóre drużyny potrafiły grać na przyzwoitym poziomie i chciałbym je poniżej wyróżnić. Kolejny odcinek „10 rzeczy” – zaczynamy!
Oto właśnie te aspekty nadające się do wyróżnienia:
1.Łukasz Burliga
2.Ivan Runje
3.Cillian Sheridan
4.Guilherme
5.Piotr Wlazło
6.Taras Romańczuk
7.Przemysław Frankowski
8.Martin Pospisil
9.Arvydas Novikovas
10.Roman Bezjak
PS. Mariusz Pawełek jest za słaby, by się tu znaleźć, więc wypycham go poza dziesiątkę.
Nie, to kiepski żart. Ruszmy na poważnie.
1. Frekwencja.
Ekstraklasa. pic.twitter.com/fxpa4reVdH
— Konrad Ferszter (@kferszter) 27 de febrero de 2018
2. Frekwencja.
Tłumów to w Niecieczy nie ma... #SANZAG pic.twitter.com/UCX6TlFXnX
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 27 de febrero de 2018
3. Frekwencja.
#LPOŚLA pic.twitter.com/MhdGEwcx6i
— KKSLECH.com (@KKSLECHcom) 28 de febrero de 2018
4. Kolejny raz - solidna gra Cracovii w 2018 roku.
Mówiłem coś o głodzie wynikającym z chęci przełamania się. Wiadomo, jest to trochę naciągane, bo „Pasy” nie zdobyły punktów tylko z Jagiellonią. Ale Michał Probierz naprawdę dobrze zaczął rok 2018. 7 punktów na 12 możliwych to dobry wynik.
A co do Wisły Płock – coś w tej drużynie zacięło. Zaczęliśmy ją chwalić – za mądre zarządzanie, za mocną kadrę, natomiast to już druga porażka z rzędu. A na trybunach we wtorek tłumów nie było.
Przyklasnąć należy klubowi, gdyż bilety na kolejne spotkanie Ekstraklasy będą dostępne za darmo dla ludzi, którzy na starcie na Cracovią. Helsińska Fundacja Praw Człowieka bije brawo.
5. Łukasz Zwoliński jest niereformowalny. I dobrze, że tego nie przeczyta, bo wówczas się to utrzyma.
Zwoliński może pracować, biegać, starać się, ale w pozycji, na której gra brakuje mu najważniejszego: instynktu.
— Patryk Idasiak (@PatrykIdasiak) 28 de febrero de 2018
Mógłbym napisać, że Patryk Idasiak wyczerpał temat, ale muszę pociągnąć to dalej. Od 2015 roku już naprawdę minęła epoka, jeśli chodzi o piłkę nożną. Polecaliśmy go do reprezentacji, on ubrany w maskę (niczym Zorro) trafiał raz po raz w Ekstraklasie. W tym sezonie strzelił JEDNEGO gola. JEDNEGO. Tutaj jest większy problem.
Nie jest możliwe, że facet, który tak dobrze się prowadzi nagle zapomniał, jak się strzela gole. To jest jakieś fatum.
6. Lechia nie przegrywa, więc Mandziara nie wie, co robić.
Adam Owen miał być zwolniony po tej kolejce. Szczególnie trzeba by było to zrobić, gdyby Lechia przegrała ze słabiutkiem Bruk-Betem. Natomiast fakty są takie, że padł remis. Lechia prowadziła już 2:1, ale Jacek Zieliński sprawił, że jeszcze jakaś mała iskierka się tliła. „Słonie” znów nie przegrały z nowym trenerem na ławce.
Wracając do Lechii, jej szkoleniowiec notuje 5. remis w swoim 15. meczu w Ekstraklasie. To nie jest spełnienie ambicji, ale wykonanie wyroku prezesa Adama Mandziary może jeszcze być odłożone w czasie.
7. Wisła Kraków umie zagrać jeszcze lepiej niż na otwarcie z Arką Gdynia.
Jesus Imaz dziś:
— Jacek Staszak (@jaceksta) 28 de febrero de 2018
- 1 gol
- 3 strzały (2 celne)
- 4 podania kluczowe (2 celne)
- 35% wygranych pojedynków
- 14 (!!) zwodów (7 udanych)
- 4 próby odbioru (2 udane)
"Wisła to tylko Carlitos!" Nie tylko Przemek Pabianek mógłby to dziś wyśmiać. Jesus Imaz udowadnia, że również może być kozakiem. Kto wie, może Maciej Sadlok ma rację – może to był najlepszy występ „Białej Gwiazdy” w 2018 roku?
Postawienie się Koronie Kielce jest wyczynem. Wspominałem niedawno w rozmowie z kolegami z Radia UKSW, że jest to ekipa, w której bieganie ma jakiś cel. Nie jest to przecież w Ekstraklasie zasadą.
A Wisła z tą silną Koroną walczy i urywa jej punkty, nawet jest bliska zwycięstwa. Super.
8. „Kto jest zagrożony przed meczem z Legią?”
Odpowiedź: Nenad Bjelica.
Przeczytałem taką wymianę zdań na Twitterze.
Lech był pod ogromną presją. Wszystko dookoła było przeciwko nim – pogoda, czasami trybuny krzyczące coś podobnego do „Kolejorz grać, urwał nać!”, a w końcu nawet szkoleniowiec ekipy z Poznania. Mówienie bowiem na konferencji, że w Lechu oczekiwania są większe od możliwości to korporacyjne harakiri.
Ale VAR-to było czekać do 80. minuty. Wtedy los podał dłoń Lechowi. Trafienie na 1:0, a zaraz później odpowiedź Marcina Robaka (przełamanie – pierwszy gol od 27 października). Ale cóż z tego? Postanowił też trafić Christian Gytkjaer. I trafił. Ale musiał trochę poczekać, gdyż tym razem VAR był po stronie Lecha.
Nenad Bjelica uratowany przez znienawidzony system. Czy to się dzieje???
9. Legia VAR-szawa
Kto by pomyślał, że Romeo Jozak sprawi, że wyjdzie szydło z worka? Daniel Stefański był wczoraj lżony przez kibiców Legii raz po raz. A prawda jest taka, że w żadnej sytuacji Legia nie mogła czuć się poszkodowana.
VAR pomógł przy nieuznanym golu Przemysława Frankowskiego. A gdyby sędzia był bardziej konsekwentny, Marko Vesović mógłby skończyć mecz wcześniej.
Wczoraj argumentów piłkarskich starczyło na pierwszą akcję meczu i strzał Antolicia. Nic więcej.
10. Magiczna i P O T Ę Ż N A Jagiellonia.
Ostatnie mecze Legia - Jagiellonia na Ł3:
2012 – Legia – Jagiellonia – 1:1 (Maciej Skorża to jednak lubił remisować, gdy nie było potrzeby)
2013 – Legia – Jagiellonia – 1:2 (Marko Suler wręcza 3 punkty Jadze)
2014 - Legia - Jagiellonia (walkower 0:3 - na korzyść gości, słynna Jagiellonia.rar)
2015 - Legia - Jagiellonia - 1:3 (debiut Malarza w Legii)
2015 - Legia - Jagiellonia - 1:0 (whisky, hamowanie piętą, Kosecki, Tarasovs)
2016 - Legia - Jagiellonia - 4:0 (VRANJES UMIE BIEGAĆ, Stasiek Czerczesow miażdży)
2016 - Legia - Jagiellonia - 1:1 (debiut Besnika Hasiego w lidze)
Podsumowując, Jagiellonia – odkąd oddano do użytku wszystkie 4 trybuny nowego stadionu Legii - tylko raz została pokonana na boisku przez piłkarzy Legii w sposób przekonujący. JEDEN RAZ (umówmy się, wyczynami z tego gorącego wieczoru z karnym Sa, wściekłością Drągowskiego i tyradami Madery i Probierza ciężko się podniecać).
Ona znów przyjechała do Warszawy i nie miała żadnego respektu dla ekipy ze stolicy. Bo i po co?
Poza tym, wiecie, kogo mi oni przypominali? Borussię Dortmund ze wstydliwego 0:6 przy Łazienkowskiej. Liczby to tylko potwierdziły.
Wyłącznie z ciekawości, bo nawiązywałem wcześniej (i, jak widziałem, nie tylko ja): pic.twitter.com/W2FdMpMfvD
— Michał Zachodny (@mzachodny) 27 de febrero de 2018