Proszę państwa, umiera mistrz...
Proszę Państwa, umarł mistrz. Jeżeli nawet w meczu przyjaźni kibice z trybuny, na której prowadzi się doping oklaskują rywala, a swoich własnych piłkarzy wygwizdują, to nie jest dobrze.
Umówmy się – Legia zrobiła wiele, by ją krytykować. Od mało znaczącego awansu przeciw Cork City do dziś minął troszkę ponad miesiąc. I wszystko się załamało. Legioniści okazali się gorsi od Spartak Trnava oraz Dudelange. GORSI. Nikogo nie dziwiło chłodne przyjęcie piłkarzy Ricardo Sa Pinto.
Nawet pomimo zwycięstwa 2:1, Legia nie zaprezentowała się dobrze. Mecz był usypiający, zły, słaby, straszny. Kompletnie nikogo nie porwał. Mieliśmy ochotę wydłubać sobie oczy.
Wszystkie nasze kluby odpadły z eliminacji do europejskich pucharów, więc jedyne trofea, o jakie można teraz walczyć to mistrzostwo i Puchar Polski. Ładnie opakowane, a słabe, jeśli chodzi o jakość gry. Uczciwie więc trzeba napisać, że nie był także porywający mecz Legii z Zagłębiem Sosnowiec.
Przyznam, że na Legii bywam często. Ale bardzo rzadko, gdy trybuna wschodnia „zalana jest słońcem”. Widziałem, jak Czerczesow zdobywał przeciwko dawnej zgodzie Legii mistrzostwo Polski na 100-lecie klubu. Teraz miałem obejrzeć, jak zespół z Warszawy zagra przeciwko ciągle aktualnej zgodzie, która czekała na to spotkanie bardzo długo – bo aż od sezonu 2007/2008.
Ciekawiej niż na boisku było na trybunach:
(tylko jedna flaga Legii wisząca na trybunie północnej, na dole – flagi Zagłębia Sosnowiec, którego fani zasiedli razem z kibicami „Wojskowych”)
(przekaz jest jasny – „Legia to my”)
Generalnie, z frekwencją nie było najgorzej. Ale można to wytłumaczyć to tylko jedną rzeczą – 15:30 to całkiem dobra pora poobiadowa, a poza tym Legia bardzo długo czekała na mecz przyjaźni w ramach Ekstraklasy. Gdy nadarzyła się okazja, trzeba było się wybrać.
Niemniej, repertuar trybun był dość powtarzalny – nawet nie szło skupić się grze, bo była strasznym paździerzem.
„Kopacze, idźcie do normalnej pracy. Do sportu się nie nadajecie.”
„Miś Kazek na prezesa!”
„Mioduski, gdzie wielka Legia?”
„Wam na Legii nie zależy, przegrywacie jak frajerzy.”
Po strzale Carlitosa, po którym piłka wylądowała na poprzeczce, krzyczano z kolei: „Było strzelać w Luksemburgu!”
„W Trnavie w*****l był, w Luksemburgu, czy Wam nie jest wstyd, co to, k***a, jest?”
Jak sami widzicie, setlista przygotowana bardzo dokładnie, aż można było wydać składankę.
Na nic zdał się w celu poprawy sytuacji nawet gol Artura Jędrzejczyka na 1:0. Ładnie odnalazł się w polu karnym „Jędza”, cieszył się z gola podwójnie, ponieważ urodziło się mu dziecko – toteż razem z kolegami z drużyny wykonano kołyskę.
Co śpiewa wtedy „Żyleta”? „Nic się nie stało, Zagłębie, nic się nie stało!”
A po golu na 1:1 naprawdę dobrze prezentującego się Konrada Wrzesińskiego zapanowała euforia. Doping przybrał na sile. Naprawdę trzeba pogratulować temu napastnikowi, bo to już kolejny raz, gdy odnalazł się w dobrej sytuacji. Cegiełkę w tej akcji dołożył na pewno Michał Kucharzyk, który w katastrofalny sposób wracał na swoją połowę i zrobił dwa hektary miejsca Szymonowi Pawłowskiemu. Zostawił przestrzeń, które wykorzystali idealnie „Zagłębiacy”.
Słabo grający „Kuchy” doczekał się zmiany, w jego miejsce pojawił się Dominik Nagy.
A Żyleta kontynuowała swoją tyradę:
- „Czy za dużo zarabiacie, że z pucharów odpadacie?”
- „Legia II lepiej gra!” (owszem, wypadła lepiej – pokonała Polonię Warszawa w III lidze)
- „Co ja widzę, o mój Boże, tu Guardiola nie pomoże!”
- „Z Luksemburgiem odpadacie, bo c*****o zarządzacie!”
W międzyczasie z boiska zszedł Artur Jędrzejczyk. W jego miejsce pojawił się Eduardo. A w Legii stał się cud, Carlitos trafił w słupek bramki Dawida Kudły. A później dobił – zupełnie tak, jakby ktoś pokazał mu gola Grzegorza Krychowiaka w przerwie spotkania. Inna sprawa, że ładnie obsłużył go Domagoj Antolić, który chyba przypomniał sobie, że umie podać, otwierając drogę do bramki.
Skończyło się wszystko na wyniku 2:1 dla Legii. Zagłębie przegrywa po raz czwarty w tym sezonie, zaś Legia ma 10 punktów po 5 spotkaniach. Ale poprawy gry zupełnie nie widać...
***
Słuchajcie... ciężko się to pisało, a jeszcze gorzej oglądało, naprawdę. Okręgowy Puchar Polski dał nam więcej radości z oglądania piłki nożnej. Ekstraklasie niestety ciągle daleko do tego, nawet w skali od 1 do 10 nie potrafi ona dać 2,5 albo 3 stopni zadowolenia, szczęścia. To jest cierpienie.