Rysiu, coś ty z nimi zrobił?
Po remisie z Arką legioniści wybrali się do Wrocławia, gdzie w ramach 11. kolejki Lotto Ekstraklasy rozegrali ligowe spotkanie ze Śląskiem. Po porywającej pierwszej i nudnej drugiej połowie Legia wróciła do Warszawy z trzema punktami, które zapewnił będący w wyśmienitej formie Cafu. Ricardo Sa Pinto zrobił z tych piłkarzy drużynę, która w końcu gra w piłkę. Trzeba przyznać, trwało to długo, ale miło, że w końcu ktoś zechciał zatrudnić trenera, a nie kolejnego amatora.
Śląsk: Słowik - Broź, Celeban, Golla, Cotra - Pich (84' Farshad), Łabojko (46' Augustyn), Chrapek (74' Radecki), Cholewiak - Piech, Robak
Legia: Cierzniak - Vesović, Jędrzejczyk, Wieteska, Hlousek - Cafu, Martins - Kucharczyk (80' Pasquato), Szymański, Nagy (90' Kulenović) - Kante (69' Carlitos)
Pierwsze dziesięć minut spotkania należało do Legii, która całkowicie zdominowała Śląsk na jego połowie, grała szybką piłkę, stwarzała sobie sytuacje, ale nie były one na tyle groźne, byśmy mogli oglądać bramkę dla warszawskiej drużyny. Groźnie w polu karnym gospodarzy było w 12. minucie. Szymański dograł piłkę w pole karne, która trafiła do Kucharczyka, jednak ten, mając przed sobą tylko Słowika, uderzył ze swojej gorszej nogi obok bramki.
Po tej akcji piłkarze trochę zwolnili tempo, gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska. Bardzo aktywny był Sebastian Szymański, który próbował obsługiwać kolegów prostopadłymi podaniami. Styl gry Legii był taki sam jak we wcześniejszych spotkaniach - wysoki pressing, z którym piłkarze Śląska mieli bardzo duży problem.
W 23. minucie Legia miała kolejną wyśmienitą okazję na zdobycie bramki. Hlousek posłał znakomite dośrodkowanie w pole karne, gdzie głową groźny strzał oddał, uwaga, Sebek Szymański. Słowik z wielkimi problemami wybronił to uderzenie. Jedenaście minut później padła zasłużona bramka dla Legii. Szymi oddał strzał z rzutu wolnego, obijając słupek, a do piłki doskoczył Cafu, który wbił ją do siatki. Bramka jak najbardziej obciąża konto Słowika, który mówiąc krótko, nie popisał się dobrą interwencją przy uderzeniu młodego pomocnika z rzutu wolnego.
Legia po zdobyciu bramki nie cofnęła się. Dalej to samo - wysoki pressing i ataki na bramkę Śląska, który nie potrafił odpowiedzieć dobrą akcją. Jedno trzeba przyznać - była to połowa jednego zawodnika. Mowa oczywiście o Sebku Szymańskim, który wkręcał piłkarzy gospodarzy w ziemię i gdyby Kuchy był skuteczniejszy, to miałby minimum jedną asystę. Do przerwy mimo kilku dobrych sytuacji "Wojskowych", legioniści schodzili na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem. Jedno trzeba przyznać - była to najlepsza połowa warszawskiego zespołu od dawna.
W drugiej połowie Śląsk zaczął trochę odważniej podchodzić pod pole karne Legii. Pojawiły się strzały na bramkę strzeżonej przez Radosława Cierzniaka, jednak nie stworzyły one dużego zagrożenia. Na boisku nie działo się zbyt wiele aż do 60 minuty. Arkadiusz Piech groźnie sfaulował Artura Jędrzejczyka, a sędzia po konsultacji z VAR-em ukarał zawodnika gospodarzy czerwonym kartonikiem. Kartka jak najbardziej słuszna. Zobaczcie sami.
Jak można podważać decyzję o wykluczeniu Piecha? Grzegorz Mielcarski nie przestaje zaskakiwać... #ŚLĄLEG pic.twitter.com/ODyT43qNwk
— Arbiter Café (@h_demboveac) 6 października 2018
Pierwsza groźna sytuacja w drugiej połowie miała miejsce dopiero w, uwaga, 75. minucie! Vesović miał trochę miejsca na prawej flance, zbiegł do środka i oddał mocny strzał, który przed siebie odbił Słowik. Piłkę próbował dobijać jeszcze Carlitos, ale Hiszpan znajdował się na pozycji spalonej. W odpowiedzi Radecki oddał strzał z dystansu w środek bramki strzeżonej przez Cierzniaka. W 86. minucie Legia powinna prowadzić bramkę wyżej. Nagy znalazł się w sytuacji sam na sam, jednak przegrał pojedynek z bramkarzem Śląska, a wynik nie uległ zmianie.
Podsumowując, znakomita pierwsza połowa w wykonaniu legionistów, średnia druga. jednak na tak słabo dysponowany w tym meczu Śląsk, ta jedna połowa wystarczyła, by wygrać to spotkanie.