Jagiellonia- Lech, czyli jak poradziła sobie drużyna z Poznania po odejściu Ivana Djurdjevicia
Przez ostatni tydzień więcej mówiło się w Poznaniu o Adamie Nawałce, niż o formie zespołu. Były szkoleniowiec Reprezentacji Polski jest bowiem w zaawansowanych negocjacjach z zarządem Lecha i po cichu każdy liczy na wielki powrót tego trenera do Ekstraklasy. W Białymstoku natomiast cały czas ufają Ireneuszowi Mamrotowi, co wydaje się być dobrą decyzją, ponieważ Jagiellonia jest na ten moment wiceliderem.
Składy:
- Jagiellonia: Kelemen- Novikovas (82’ Sheridan), Burliga, Romanczuk, Mitrović- Runje, Guilherme- Pospisil, Frankowski, Poletanović (74’ Kwiecień)- Świderski (69’ Bezjak)
- Lech: Burić- Trałka, Goutas, Rogne, Gumny- Kostevych, Jevtić (68’ Amaral), Gytkjaer (85’ Tomczyk), Jóźwiak, Tiba (84’ Gajos)- Wasielewski
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem mieliśmy bardzo miły akcent na boisku, bowiem kibice i piłkarze odśpiewali wszystkie zwrotki polskiego hymnu, z okazji 100- lecia niepodległości. Po tym pięknym momencie, usłyszeliśmy pierwszy gwizdek, a spotkanie zaczęło się od klasycznej wymiany ciosów. Obie ekipy nie dbały zbytnio o defensywę, przez co dochodziło do wielu groźnych sytuacji pod każdą z bramek. Piłkarze próbowali również strzelać z dystansu, jednak jak mogliśmy się spodziewać, uderzone piłki leciały bardzo niecelnie. Do 21 minuty przyszło nam czekać na pierwsze trafienie w tym spotkaniu. Dokonał tego Przemysław Frankowski, który technicznym uderzeniem z okolic szesnastki pokonał Buricia. Defensywa Lecha kompletnie pogubiła się w tej sytuacji, zostawiając piłkazom Jagielloni ogromne przestrzenie we własnym polu karnym.
Stracona bramka podrażniła gości i ruszyli oni do odrabiania strat. Wyrównującą bramkę zdobyli bardzo szybko, bo już sześć minut później na tablicy świetlnej widniał wynik 1:1. Thomas Rogne najlepiej odnalazł się w polu karnym rywala i na raty wpakował dośrodkowaną piłkę do siatki. W tym przypadku defensorzy również nie zaprezentowali się z najlepszej strony.
Zawodnicy z Poznania cały czas napierali i efekt przyszedł w 33. minucie, kiedy to piekielnym uderzeniem z dystansu popisał się Marcin Wasielewski. Kelemen nie pordził sobie z kozłującą piłką i sekundę później zatrzepotała w dolnym rogu bramki. Jego premierowe trafienie w Ekstraklasie było naprawdę bardzo ładne.
Do przerwy obie ekipy miały jeszcze wiele okazji na zdobycie gola, jednak zawodziła skuteczność. My liczyliśmy na zachowanie tak wysokiej intensywności w drugiej połowie. Piłkarze Jagielloni nie mieli w planach przegrać przed własną publicznością.
Tak, jak mogliśmy się spodziewać, bramki nadal padały. W 50. minucie doskonałą akcją popisali się gracze Jagielloni. Poletanović otwierającym podaniem uruchomił Świderskiego, który precyzyjnym strzałem po ziemi pokonał bramkarza Lecha. Ireneusz Mamrot doskonale zmotywował swoich podopiecznych, bowiem to oni od początku drugiej połowy prowadzili grę. Jeśli już Lech dochodził do głosu, to na posterunku stał Marian Kelemen, który doskonale chronił swój zespół przed stratą gola.
W 70. minucie kibice Lecha Poznań popadli w euforię, ponieważ Łukasz Trałka głową skierował piłkę do siatki. Radość nie trwała jednak długo, bowiem sędzia odgwizdał spalonego. Było to jednak wyraźne ostrzeżenie dla gospodarzy, którzy w końcówce spotkania zdecydowanie spuścili z tonu.
Niestety w okolicach 80 minuty mecz musiał zostać na chwilę przerwany, ze względu na zbyt duże zadymienie, ograniczające widoczność. Oczywiście wywołane to było przez znane nam już race, które są obowiązkowym wyposażeniem każdego prawdziwego fana Ekstraklasy. Kolejną dłuższą przerwę w grze mieliśmy ze względu na fatalnie wyglądającą interwencję Buricia, który uderzył głową w słupek. Przez kilka minut był on opatrywany przez zespół medyczny.
W zmianie rezultatu nie pomogło nawet siedem doliczonych minut i ostateczny wynik to 2:2. Mecz na pewno nie zawiódł przybyłych kibiców, ze względu na dużą intensywność i wiele akcji bramkowych. W tabeli za wiele ten remis nie zmienił, zatem fani obu zespołów mogą spokojnie czekać na kolejne spotkania.