Valencia wciąż fatalna, Alaves wskakuje przed Real Madryt!
Rewelacja pierwszej części sezonu ligi hiszpańskiej, Deportivo Alaves, podejmowała na swoim stadionie drużynę, która obecny sezon ma chyba w d*pie. Valencia, bo o niej mowa, może poszczycić się niezwykłym osiągnięciem, na 17 spotkań zremisowali aż 10 i pod tym względem królują w lidze.
- Alavés : Pacheco, Ximo Navarro, Laguardia, Maripán, Martín, Ibai (Sobrino m.85), Tomás Pina, Manu García, Jony (Guidetti m.93); Calleri, Borja Bastón (Brasanac m.71).
- Valencia : Neto, Gabriel Paulista, Garay, Diakhaby, Piccini, Wass (Ferrán Torres m.61), Dani Parejo, Cheryshev, Lato (Batshuayi m.69); Rodrigo, Santi Mina.
Pierwsze minuty spotkania zdecydowanie do zapomnienia. Mimo przewagi gości pod względem posiadania piłki i stwarzanych sytuacji bramkowych robili krok do tego by ilość remisów w obecnym sezonie była jeszcze większa. Niestety dla mnie, usta zamknęli mi już w 14. minucie. Po niezbyt dobrej interwencji jednego z obrońców Alaves, sędzia podyktował rzut wolny dla Valencii. Do stałego fragmentu gry podszedł etatowy ich wykonawca, Daniel Parejo i świetnym uderzeniem nad murem pokonał bramkarza. Choć patrząc na zachowanie goalkeepera, który nawet się ruszył, ciężko było nie zdobyć bramki.
Gra Alaves w ogóle nie wskazywała na to, że walczą o europejskie puchary. Jednak szczęście nie opuszczało drużyny z kraju Basków. Pierwszy celny strzał na bramkę Neto i od razu bramka. Ciekawą interwencją w polu karnym popisał się Mouctar Diakhaby, który bardzo chciał wybić piłkę z pola karnego, ale jakby nie umiał. Pomachał kilka razy nogą wokół piłki, ale zanim udało mu się trafić, do futbolówki dopadł jeden z gospodarzy i oddał strzał. Stojący metr od bramki Borja Baston zdążył jeszcze zmienić tor lotu piłki kolanem i cyk, znów remis.
Emocje wróciły dopiero pod koniec pierwszej połowy. Po nudnych 24 minutach groźniejszą akcję przeprowadzili goście. Prawym skrzydłem pomknął Santi Mina, odegrał pikę do Rodrigo, a ten spartolił akcję strzelając obok słupka. W tym momencie w myśl powiedzenia, że niewykorzystane okazje lubią się mścić, swoją okazję mieli gospodarze. I to w zasadzie nie jedną, pierwszy strzał wylądował na poprzeczce, drugi wybronił Neto. Jednak obrona Valencii zagrała tak jak potrafi najlepiej, czyli w ogóle i dopuścili do jeszcze jednej sytuacji. Tym razem Neto nie był w stanie nic zrobić i dostał piłkę między nogami od Tomasa Piny. Jak widać zmiana ustawienia na takie z trójką środkowych obrońców nic nie dała. Pierwszy mecz w takiej formacji, a dalej grają piach. Defensywy Valencii w tym sezonie już chyba nic nie uratuje.
Drugą połowę tym razem lepiej rozpoczęli zawodnicy Alaves, którzy mieli świetną okazję na dwubramkowe prowadzenie. Szansę na 11 remis w sezonie Valencii dał jednak Neto, który wybronił strzał głową Victora Laguardii. Zawodnicy Valencia grali jakby chcieli coś zrobić, ale jednak nie potrafili. Pierwsze celne uderzenie oddali dopiero w 70 minucie, choć jak to mówią, bramkarz „złapał piłkę jak muchę, która wolno leci”.
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda, tak można podsumować drugą część spotkania. Niemrawe ataki obydwu zespołów usypiały kibiców na trybunach i przed telewizorami. Ciśnienie kibicom gospodarzy w końcówce podniósł nieco Michy Batshuayi. Belg wyszedł sam na sam z bramkarzem, jednak tak długo zbierał się do strzału, że nie trafił w piłkę i zarył butem w ziemię. Tym samym Valencia nie zanotowała 11 remisu w tym sezonie i pozostała na 11 miejscu w lidze, przynajmniej do czasu aż swoje mecze rozegrają zespoły z dolnej części tabeli.